Msza święta.

94 15 69
                                    

Trema to średnio przyjemna sprawa. Każdy artysta, polityk i działacz społeczny wie, jaki to stres - wyjść i improwizować, szczególnie po raz pierwszy. Zresztą, pewnie i ścisłowcy wiedzą, w końcu występy na konferencjach naukowych raczej do prostych nie należą. Ktokolwiek doświadczył wątpliwej przyjemności stanięcia przed tłumem ludzi i prawienia kazań w sensie metaforycznym lub dosłownym na pewno ma mniej lub bardziej klarowne wspomnienia z tamtych chwil. Wprawdzie niektórym szaleńcom i ekstrawertykom przypadło to do gustu, a z czasem czują się przed setką oczu równie komfortowo, co rozmawiając w gronie najbliższych znajomych - jednak pierwszy raz do najprostszych nie należy, szczególnie, gdy tak znaczna część naszego repertuaru opiera się na wolnej interpretacji, jak było w przypadku Kuby i jego niedzielnej mszy.

Przez to właśnie miał dziś od samego rana tremę potworną, jako że było to jego pierwsze nabożeństwo w tym miejscu, które prowadził z ambony, za którą normalnie stał ksiądz Piotr, przemawiając do swych parafian. A tu nagle Kuba miał wyjść przed tłum wiernych i z równym doświadczeniem i mądrością rozprawiać o sprawach ważnych i doniosłych, nic więc dziwnego, że w chwili pobudki młody ksiądz miał ochotę wpełznąć pod taboret i udawać, że go nie ma, że anihilował gdzieś w odmęty niebytu i wróci... W swoim czasie, niczym zbawiciel nasz łaskawy Jezus Chrystus.

W dodatku będzie musiał jeszcze rano wyspowiadać wszelkich chętnych, ponieważ jako aktualnie jedyny załogant na tym boskim statku nie mógł liczyć, że ktoś go wyręczy w trakcie tej mszy.

Zatem przygotował się mentalnie na tę szaloną przygodę z zagwozdkami ludzkiej moralności i pełen uzasadnionych (lub nie) obaw usiadł w konfesjonale. Słuchał. Słuchał i rozgrzeszał, bo taka jego rola. Młodzi przeklinali, kłamali, grzeszyli może nie ciężko, ale intensywnie, bo każdy z podobną listą przewinień, którą można sprowadzić do „piwo piłem, rodzicom kłamałem, konia waliłem i więcej grzechów nie pamiętam", po odstukaniu w kratkę przez ojca Jakuba wstawali i szli dalej.

Starsi mieli inne problemy, jak to w polskim domu. Skrzyczałem żonę, skrzyczałam męża, upiłem się choć miałem z tym skończyć, mój syn w Warszawie żeni się z mulatką, moja córka jest opętana i słucha Slayera, a ja biedna nie wiem, jak jej pomóc. Ksiądz Piotr jako ogłoszony dekretem biskupa egzorcysta miałby tu większy autorytet, myślał Kuba, próbując wyjaśnić matce piętnastolatki, że dopóki młoda nie lewituje dwa metry nad ziemią i nie biega po suficie, to samo słuchanie cięższych kawałków nie podpada pod opętanie. Nie wydawała się przekonana, ale próbował ją uspokoić, bo jak jej rzewne łzy zaczęły płynąć po twarzy, to zrobiło mu się szczerze żal kobiety. W takich chwilach wyjątkowo zapamiętale dziękował Panu, że skończył jako ksiądz i nie będzie za parę lat musiał sobie głowy zaprzątać takimi troskami, jak dojrzewające pociechy i ich problemy z moralnością. Albo słuchanie metalu.

Może i takie akcje otwierają drogę do ludzkiej duszy demonom i wszelkim bytom z piekła rodem, ale przecież tego kobiecinie nie powie, bo się biedaczka dokumentnie załamie nerwowo ze strachu o duszyczkę swej pociechy. Z braku laku zasugerował przyprowadzenie delikwentki za tydzień do kościoła, a jak nie będzie chciała, to danie jej czasu na przemyślenie kwestii spędzenia wieczności w ogniu piekielnym, czy coś. W ostateczności zawsze jest jeszcze druga córka, która przyszła z matką, a jeśli ufać jej słowom, to całym wielkim błędem jaki miała na sumieniu było skłamanie raz rodzicom, że idzie spać, a oglądała seriale do drugiej nad ranem. Na Ipli oczywiście, bo Netflix to tuba Szatana, przez którą indoktrynuje śmiertelników.

Czego to się człowiek nie dowiaduje ciekawego, myślał ojciec Jakub, trawiąc w sobie słowa młodej dziewczyny. Rzadki przypadek wychowania w rodzinie skrajnie wierzącej, co dla młodego księdza też nie wydawało się ideałem, bo młodzież taka była... W specyficzny sposób skrzywiona. Wiedział, że z tych wszystkich pijących i klnących delikwentów wyrosną normalne w miarę jednostki, które za pięć, dziesięć i dwadzieścia lat zapewne wciąż będą katolikami - czy to z wiary, czy przyzwyczajenia, czy z jeszcze innego powodu.

Spowiedź diabłaWhere stories live. Discover now