Prolog

113 6 4
                                    

                  Nowa Anglia, Salem, rok 1692

     – Tituba, musisz mi pomóc – szepnęła Bridget Bishop, drżącymi dłońmi pakując kilka maleńkich ubranek do lnianego worka. Tituba, jedyna czarnoskóra kobieta w Salem, przyglądała się przerażonej Pani Bishop. Wiedziała co się dzieje. Wiedziała, że wydarzy się coś strasznego i żadna z nich nie była tej nocy bezpieczna. Ani kolejnej. Pani Bridget miała o wiele gorzej. To jej nazwisko huczało w wiosce. To jej nazwisko mieli dziś wszyscy na ustach i to za sprawą młodej Abigail Hobbs. Ta młoda smarkula udawała drgawki i powiedziała ojcu, że Bishop ją zaklęła. Totalna bzdura - pomyślała Tituba, wiedząc że to nie ona. To nie była żadna z nich. Niestety panienka Hobbs miała serce czarne jak smoła, wypełnione nienawiścią. Tituba czuła, że dziewczyna jest stworzeniem nadprzyrodzonym, zesłanym tu po to, by je zniszczyć. Widziała jej niewielki uśmieszek, gdy Pan Tituby, Samuel, wysłuchawszy jej zeznań stwierdził, że Bishop należy postawić przed sąd. Tituba wzięła głęboki oddech, spojrzała na przerażoną siostrę, w tym samym czasie kładąc dłoń na jej dłoni. Bridget zerknęła na nią. Czuła, że jej czas się kończy. Nie była wściekła, nie bała się o siebie. Bardziej martwiła się o swojego syna Johna, który spał w izbie obok. Miały mało czasu. Wiedziała, że niebawem ludzie Samuela Sewalla, sędziego procesowego, zaraz po nią przyjdą. Jedynym ratunkiem dla jej dziecka było oddanie go w ręce innej siostry, która może w jakiś sposób go ochroni. Ona już nie była w stanie.

– Tituba, musisz mi pomóc – powtórzyła stanowczo.
– Dobrze, Pani. Wiesz, że zawsze Cię podziwiałam, a mały John jest dla mnie jak własne dziecko. Wszystkie go kochamy. Jest naszą perłą – powiedziała łagodnym głosem, chcąc dodać Bridget otuchy. Ta uśmiechnęła się lekko i skinęła głową, wiedząc że tak właśnie jest. Wszystkie siostry kochały jej maleńkiego Johna. To był skarb, który wyszedł z jej łona. Wiedziała, że kiedyś krew z krwi Johna okaże się zbawieniem. Musiały go chronić. To było teraz najważniejsze.
– Abigail jest czystym złem, przez nią stracą nas wszystkie.
– Titubo, czuję to samo co Ty. Czuję złą, wręcz demoniczną energię tej dziewczyny. Niestety dla mnie nie ma już ratunku. – Kobiety złapały się za ręce i spojrzały na siebie porozumiewawczo. Obie wiedziały, że taka jest prawda. – Znajdźcie schronienie dla Johna i spróbujcie ocalić siebie.
– Zrobimy co w naszej mocy. – Tituba ścisnęła dłoń Bridget.

– Bridget Bishop! Zostałaś oskarżona o czary! Twoja czarna magia omal nie zabiła Abigail Hobbs! Otwórz drzwi! Zostaniesz postawiona przed sądem!

– Już są – powiedziały kobiety w tym samym czasie. Odgłosy uderzania pięści w drzwi i krzyki mieszkańców dochodziły zewsząd. Bridget poczuła krew, buzującą w jej żyłach. Przez nagłą panikę zaczęło piszczeć jej w uszach. Ruszyła pędem do izby, w której znajdował się maleńki John. W drżącej dłoni trzymała worek z jego ubrankami. Podała go Titubie, która podążała za nią. Stanęła nad łóżeczkiem i ostatni raz spojrzała na bezbronne dziecko.
– Twoje życie jest tak cenne, a Ty nawet o tym nie wiesz – szepnęła, biorąc Johna na ręce. Wiedziała, że jej zaklęcie długo nie wytrzyma. W końcu wedrą się do domu i ją pojmają. Przytuliła dziecko, przysunęła twarz do jego maleńkiej główki i pocałowała go w czoło. Ostatni raz zaciągnęła się tym zapachem. Był niesamowity. Najpiękniejszy jaki w życiu czuła. Przepełniony dumą i miłością bez granic. Z zamkniętymi oczami pozwoliła sobie delektować się tym przez kolejne kilka sekund.
– Pani Bridget, musimy uciekać – głos Tituby wyrwał ją z letargu. Bishop podała jej dziecko, ostatni raz całując jego czółko.
– Wiesz jak iść ? Tunel w spiżarni.
– Tak. Bądź silna siostro. Twój syn przeżyje – dodała kobieta, trzymając w rękach jej zawiniątko. Mały John spał, choć wokół niego tyle się działo. Patrzyły na siebie tylko przez sekundę. Spojrzeniem dodawały sobie otuchy.
– Idź, już czas.

Tituba rzuciła się pędem w stronę spiżarni. Nie oglądała się za siebie. Wiedziała, że za chwilę Pani Bridget odda się w ręce niczego nieświadomych głupców z wioski. Mały pomiot szatana ich zmanipulował, a oni jej na to pozwolili. Otworzyła drzwi , znalazła ukryte przejście i razem z dzieckiem na rękach uciekała przez ziemisty, ciemny korytarz. Znała go na pamięć. Ściany zdobiły tylko piach i zwisające z nich korzenie. Niektóre, zwisając z sufitu, łaskotały Titubę w czoło. Kobieta nie zwracała jednak na to uwagi. Każde podziemne przejście prowadziło do jednej z sióstr. To pod ziemią spotykał się ich sabat. Nie były strasznymi, żądnymi krwi wiedźmami. Raczej kobietami, które posiadały dar. Ten dar pomagał tym głupcom. Ratował ich życia. Użyźniał glebę i wspomagał plony. Ci głupcy powinni być im wdzięczni, a skazywali jedną z nich na śmierć. A to był dopiero początek. Tituba nie godziła się z tą niesprawiedliwością, ale wiedziała, że dla Pani Bridget zrobiła już wszystko. Nie mogła więcej pomóc. Ich sabat przysięgał służyć dobrem, pomagać, a nie niszczyć. Pani Bridget o tym wiedziała. Tak samo jak wiedziała, że jej ścieżka życia właśnie dobiegała końca. To było jej przeznaczone, a przed przeznaczeniem nie da się uciec, choć czasem można próbować.

– Jesteśmy – szepnęła, podchodząc do jednego z ukrytych przejść. Zapukała trzy razy. Przez minimalne szczeliny między deskami, dostrzegała światło. Chwilę później światło przysłonił cień. Zerknęła na małego Johna i uśmiechnęła się, choć zdawałoby się, że chwila jest na to nieodpowiednia. Tituba cieszyła się jednak, bo chłopiec był z nią. Był zaopiekowany i bezpieczny. Tylko to się liczyło.
– Czułam, że zaraz się zjawicie – Sarah Good spojrzała na swą siostrę, trzymającą niemowlę, załzawionymi oczami. Szurając wysłużonymi drzwiczkami, zrobionymi ze starych desek, ukryła tajemnie przejście. Sarah była jedną z tych sióstr, które nie miały w sobie ani odrobiny zła. Uwielbiała zielarstwo, lecznictwo i zaklęcia, które wyzwalały tylko pozytywną energię. Nie zabiłaby muchy, przez co była bezbronna. Na szczęście jej nazwisko wciąż pozostawało nietknięte. Tylko na jak długo?

Sarah zaprowadziła Titubę i małego Johna do głównej izby w swoim niewielkim domu. Obie usiadły na dwóch drewnianych krzesłach, które stały przy niewielkim stole. Niewiele mebli było w tym pomieszczeniu. Pewnie dlatego, że kobieta była minimalistką i nie przywiązywała do tego uwagi. Zdecydowanie bardziej zależało jej, by swoją energię i czas wkładać w pomaganie innym. Nalała siostrze naparu, a dla małego Johna miała przygotowaną butelkę z mlekiem od kozy, którą wydoiła dziś rano. Tyle, że malec wciąż spał.
– Niesamowite – rzekła Sarah, spoglądając na zawiniątko.
– Tak, masz rację, niesamowite. Śpi cały czas, jakby chciał przespać najgorszy czas w życiu jego matki.
– Nie tylko jej. On jeszcze o tym nie wie, ale właśnie ją traci – westchnęła ze smutkiem Sarah.
– To dopiero początek siostro. Żadna z nas nie jest bezpieczna – Tituba, mówiąc to, pochyliła się nad stołem. W jej głosie słychać było niepokój, ale i złość.
– Wiem. Najważniejsze, żeby malec był bezpieczny. Zajmie się nim Elizabeth. Sam sędzia Sewall nachodzi ją, by zasięgnąć rady. Ona jedna ma największą szansę wyjść z tego cało.
– Będzie bezpieczny. Dożyje późnej starości, a jego dzieci i wnuki będą żyły dla przepowiedni, która wisi nad nami wszystkimi – stanowczy ton głosu Tituby jakby jeszcze przez chwilę rozbrzmiewał w pomieszczeniu. Echo tych słów miało nieść się przez lata. Wiedziały o tym wszystkie siostry w tej wsi, ale i w odległych krainach. Syn Bridget, który przyczyni się do wypełnienia proroctwa.

Nazajutrz Bishop została skazana za posługiwanie się czarną magią i zmowę z diabłem. Kolejne dni przynosiły nowe ofiary pomówień i kłamstw Abigail Hobbs. Dziewczynki, która w istocie była czystym złem, zesłanym z czeluści piekieł. Lecz nieświadomi niczego mieszkańcy Salem chwytali się wszystkiego, by ratować własne życia, oraz życia swoich bliskich. Bridget Bishop, Tituba, Sarah Good oraz inne siostry zostały stracone.
Dla małego Johna los miał jednak inne plany. Pod opieką Elizabeth Johnson wyrósł na prawego męża, założył rodzinę i dożył w szczęściu późnej starości. Tak jak jego syn i córka, oraz ich dzieci. Krew z krwi jednej z córek Salem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 08 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

CONCORDIA Tajemnica Sierpu Where stories live. Discover now