Krwawa róża

41 14 10
                                    

Jest ciemno.
Drżącymi dłońmi próbuje wymacać, co znajduje się wokół mnie. Ślepo podążam na przód, by znaleźć jakiekolwiek przedmiot, jakiekolwiek źródło światła, choćby zapałki.

Moje ręce niczego nie znajdują. Przechodzę jeszcze kilka metrów i skrecam w lewo, później w prawo. Wciąż nic.

Jest cicho, zupełnie jakby wokół mnie nie było niczego.
Próbuję opanować oddech.
Próbuję nie upaść na kolana i nie przewrócić się o trzęsące nogi.

- Halo! - krzyczę, choć nie wiem, czy w tej ciemności chciałbym, aby ktoś odpowiedział.
Cisza.
- Halo! Jest tu ktoś? - powtarzam.
Znów odpowiada mi cisza.

Kucam. Dotykam podłoża. Jest zimne i twarde. Szurając o siebie opuszkami palców wyczuwam, że także maziste lecz nie lepkie.
Wstaję i wycieram dłonie o spodnie.

Nie wyczuwam ich.
W panice błądzę rękami po ciele i odkrywam, że jestem nagi. Zupełnie nagi.
Zaczynam biec i czuję, jak chłód opanowuje moje ciało. Chucham w dłonie i masuje nimi drętwiejące mięśnie.

Zdaje sobie sprawę, że nie pamiętam niczego dobrego. Pamiętam jak Mery uciekała do łazienki i jej zapłakaną twarz. Pamiętam, jak odbijałem się do drzwi. Nie chciałem jej uderzyć, naprawdę. Nigdy tego nie chciałem.

Pamiętam, że wziąłem kluczyki, i że wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Chciałem kupić kwiaty.

Coś właśnie na mnie spadło. Coś spadło na ziemię i zaczyna świecić.
Podnoszę przedmiot i natychmiast ciskam nim jak najdalej od siebie.

Czerwona róża. Ulubiony kwiat Mery.

- Co się tu kurwa dzieje?! - wrzeszczę, lecz nikt mi nie odpowiada.

Czuję ból. Coś spadło mi na głowę.
Kolejna róża. Jeden z kolcy ranił moje czoło.

Ciskam kwiatem o ziemię i znów czuję że coś zaczyna przecinać moje plecy. Robi to wolno, leniwie.
Wrzeszczę, błagam by przestało. Odsuwam się i biegnę, lecz przewracam się na mazistym podłożu.

- Proszę! Błagam! Zostaw mnie! Co ja ci zrobiłem?! - krzyczę, próbując się podnieść.

Nie mogę. Ślizgam się, czując, jak ziemia zamiana się w błoto, w którym zaczynam grząznąć.

- Błagam, błagam... Niech ktoś mi pomoże.

Kolejny kolec ranił moje plecy, po chwili ramię i brzuch. Czerwone róże spadały zewsząd, a ich kolce rozcinaly moje ciało linia po linii, pociągnięcie za pociągnięciem.

Moje ciało staje się coraz bardziej mokre i chropowate, a ja czuję, że kolce nigdy nie przestaną mnie ranić. Czuję, że nigdy nie umrę. Nie potrafię tego opisać.

Gdybym tylko wiedział, że rozbiję samochód, uderzając w kwiaciarnię, tym razem, zdecydowałbym się na jej ulubioną czekoladę.

STRASZNE HISTORIE - MOJE OPOWIEŚCI O DUCHACHWhere stories live. Discover now