✽ ✽ ✽

44 8 82
                                    

Merkury nigdy nie przypuszczał, że przyjdzie dzień w którym będzie nienawidził swojej nieśmiertelności.

Chciał umrzeć. Chciał uwolnić świat od potwora za którego się uważał. Chciał powiedzieć mu, że przeprasza go za wszystko. Za wszystkie niedociągnięcia, których się dopuścił. 

Było już na to za późno. 

Siedząc na samym szczycie wieży Eiffla, obserwując sokolim wzrokiem na te szczęśliwe, beztroskie ludzkie rodziny, płakał wewnętrznie. Bogowie, tak bardzo im zazdrościł, tak bardzo pragnął być na ich miejscu. 

Będąc wśród pozostałych Olimpijczyków, uśmiechał się, jak przystało na boga humoru i patrona złodziejów. Tak bowiem działa przeżywanie bólu samotnie: uśmiechaj się, a nikt się nie domyśli. Jupiter miał w głębokim poważaniu relacje ze swoimi dziećmi - kiedy dowiedział się o śmierci Jasona, przyjął to z obojętnym wzruszeniem ramion. Pluton również bardzo się nimi nie przejmował, raz czy dwa pokazał się Hazel Levesque, po czym zniknął z jej życia ponownie, zaś swojemu synowi objawił się tylko przelotnie, w greckiej wersji. Minerwa... ona przyznawała się do swojej córki jedynie będąc Ateną. Nikt nie zrozumiałby jego żalu. 

Właściwie, często miał ochotę porozmawiać o tym z Marsem, ponieważ ten wydawał się lepiej podchodzić do roli ojca, jednak jego próby kończyły się rozwścieczonym bogiem wojny goniącym go z karabinem w dłoni. Merkury miał dziwny talent do denerwowania osób z którymi rozmawiał. 

Pogrążony w rozmyślaniach, przerzucał swoją laskę z ręki do ręki. Niemal mu wypadła, kiedy pewna myśl niczym grom z jasnego nieba uderzyła jego świadomość. Być może jest szansa na odkupienie swych win. Został jeszcze Larry. 

Jego syn wyrósł na silnego chłopaka, został centurionem i przyniósł zaszczyt Legionowi. Jak mógł jeszcze go nie odwiedzić, nie pogadać? Pokazał mu się tylko raz, kiedy go uznał, a i ten dzień pamiętał jak przez mgłę. 

Cholera z tobą, stary - przeklął się w myślach.

Poczuł determinację wypełniającą go od góry do dołu. Spróbował jednak ją stłumić, aby Paryż nie wybuchnął niczym bomba jądrowa. 

Jest beznadziejnym ojcem. Zawalił, taka była prawda. 

I dlatego właśnie musiał postarać się tysiąc razy mocniej. 

***

Kiedy w rozbłysku oślepiającego światła pojawił się w barakach Trzeciej Kohorty, momentalnie wyczuł obezwładniający ból. Jako bóg, posiadał między innymi zdolność wychwytywania emocji ludzi - wtedy kiedy tego chciał, albo... kiedy osoba ta była z nim blisko. 

Zatoczył się na ziemię, gorączkowo biorąc powietrze w płuca.

On tutaj był. A Merkury musiał go zobaczyć, musiał go uścisnąć, musiał zrobić cokolwiek. Na Olimp, w jakim stanie emocjonalnym go znajdzie? Czy Obóz Jupiter nie przeprowadzał ostatnio jakiejś wojny? Co jeśli...

Gwałtownie pokręcił głową, stając na nogi. Nie, on na to nie pozwoli. Nie po tym wszystkim. 

Nie po Luke'u. 

Popełnił tak wiele błędów, doprowadził do tego, że jego syn go znienawidził. Ale po nauczce którą dostał, był gotowy przetrząsnąć niebo i ziemię, aby tylko jego dzieci były bezpieczne. Aby miały świadomość, że on jest z nimi. Luke nie miał tej świadomości i przypłacił to życiem. Merkury tak bardzo bał się, że sytuacja z przed czterech lat się powtórzy i to był jego największy strach. 

Największa słabość. 

Rozejrzał się po pomieszczeniu w którym wylądował. Nie było tutaj żadnego oświetlenia z wyjątkiem małego promyka światła dziennego, wyglądającego zza uchylonego okna. Gdy usłyszał cichy szloch, miał wrażenie, że jego serce łamie się na kawałki. Czemu, czemu musiał pojawić się tutaj dopiero teraz?

I'm hopeless | merkuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz