02. Atropa Belladonna

5 1 9
                                    

Zerwano z niej czarną szatę. Miała na sobie białą, cienką sukienkę i białą chustę na głowie. Na jej twarzy, dekolcie, dłoniach i stopach namalowali magiczne symbole. Nasmarowali jej usta olejem i dwóch położyło ją na kamiennej posadzce.

Padli na kolana i pokłonili się. Z ich ust wydostały się barbarzyńsko brzmiące zawołania. Jęki. Krzyki. Wycia. Byli dzicy, duchowo głodni.

Z jej ust również uciekły obce zawołania. Jej ciało wygięło się w łuk, oczy zbielały. Dwie kapłanki podeszły do niej i złapały jej dłonie, aby ujęła nimi ich twarze.

Rozbrzmiały odgłosy bębnów i tamburynów, które dopełniały zdziczały obraz wieszczenia.

Jej ciało lekko się uniosło, podobnie, jak ciała kapłanek. Wszystkie trzy głosiły obraz zguby, zrozumiały tylko dla uczestników rytuału, którzy zaczęli dobierać się do jej ciała, aby zaznać odrobiny z jej krwawej wizji. Łapali ją za każdą wolną część ciała, warcząc na uczucie prądu, który przechodził przez ich ciała.

— Coral.

Uczestnicy rytuału sprowadzili kapłanki i Widzącą na ziemię.

Usiadła i spojrzała na niego dziko, jak wygłodniałe zwierzę, będąc ciągle pod wpływem rzuconych wcześniej zaklęć. Potrzebowała chwili, aby jej wzrok wyostrzył się, a umysł wreszcie pojął, co się wokół niej działo.

— Regis. — Uśmiechnęła się do niego kokieteryjnie, po czym zagryzła wargę.

— Jesteś nam potrzebna.

Ubrali ją i pomogli jej się podnieść. Zaoferował jej ramię, ale odtrąciła je, idąc przed siebie, by wyjść z oranżerii i wejść do posiadłości.

— Ze mną nie chcesz odprawiać takich rytuałów — mruknął, a kobieta zmarszczyła brwi i spojrzała na niego wymownie.

— Zazdrosny? — Złapała za klamkę i weszła do pracowni. Z jednej z wielu półek ściągnęła tę, którą jej wskazał i położyła ją na stole.

W tym czasie do pracowni zmierzał już pokojowy ze szkatułką.

Wszedł do środka i stanął obok, obserwując, jak kobieta otwiera klatkę piersiową lalki, szepcząc przy tym zaklęcie.

Lalka składała się z porcelanowej głowy, korpusu, rąk i nóg. Wszelkie miękkie części — stawy i szyja — były jednak z materiału i wypchane watą. Sięgnęła do szkatułki, w której leżała odurzona mysz, którą rozkroiła i wyciągnęła z jej klatki piersiowej ledwie bijące serce. To zaś zgrabnie odłożyła do klatki piersiowej lalki.

Ani pokojowy, ani mężczyzna, który po nią poszedł, nie patrzyli na to, co robiła, ale już po chwili usłyszeli, że serce zaczęło znowu mocno bić.

Wzięła mysz do dłoni i przejechała palcem po jej głowie, po chwili lekko przyciskając do niej wargi.

— Pochowaj ją z należytym szacunkiem.

Pokojowy skinął głową i wyszedł z pracowni

— Musisz używać żywych zwierząt?

Spojrzała na niego przez ramię.

— Nie. Ale musiałabym mu najpierw podać podroby. A chcesz mieć sprawę załatwioną jak najszybciej, czyż nie?

Westchnął ciężko i skinął głową.

— Możesz go zabić, jak ci się podoba. Byle bez śladów.

Roześmiała się i sięgnęła po linę, szydełko i drobne, drewniane pudełeczko.

Miasto intrygWhere stories live. Discover now