ROZDZIAŁ 14

4.2K 143 43
                                    

Valencia.

Odskoczyłam od ciała z szybko bijącym sercem. Wgapiałam się w nie cała sparaliżowana nie wiedząc co miałam zrobić. Zadzwonić po policję? Jeszcze pomyślą, że ja zabiłam tego człowieka. Nie byłam w stanie stwierdzić kto dokładnie to był, ale miał posturę kobiety. Nie mogłam się dłużej w to wpatrywać dlatego czym prędzej odwróciłam wzrok w stronę drzew. Las był dosłownie na wyciągnięcie ręki, ale nie chciałam tam wchodzić z obawy, że tam znajdę coś gorszego niż to co leży parę metrów ode mnie. Uznałam, że najlepszym pomysłem będzie napisanie do Matta. Miałam tylko nadzieję, że on nie udawał i jednak mnie polubił. Przyznaję, że bywałam irytująca i robiłam afery o najmniejszą błahostkę, ale cóż ja mogłam zrobić. Nie kontrolowałam tego tylko mówiłam to co chciałam powiedzieć. Drżącymi rękami wyjęłam teflon z kieszeni z trudem wystukując wiadomość.

Ja:

Matt, mógłbyś przyjść na dróżkę tą niedaleko lasu? Wiesz tą, którą wracaliśmy do domku. Proszę, stało się coś złego, a ja nie wiem co robić.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Ekran rozświetlił mi się na twarzy rażąc jasnym światłem w oczy. Przyciemniłam nieco ekran dostosowując go do moich oczu.

Matt:

Jasne. Zaraz będę, nigdzie się nie ruszaj.

Uśmiechnęłam się mimowolnie do telefonu po czym znów ogarnął mnie strach. Na pewno on gdzieś tu był tylko siedział cicho i mnie obserwował. Rozejrzałam się jeszcze raz tym razem uważniej by niczego nie przeoczyć. Było jednak tak ciemno, że niczego nie wiedziałam, więc jedyne co mogłam robić to czekać na Matta. Chwila minęła, a usłyszałam odgłos silnika, który zapewne należał do szatyna. Wypatrzyłam wzrok widząc światła zbliżające się w moją stronę, ale wtedy usłyszałam szelest krzaków. Odwróciłam się z impetem w ich stronę nie widząc nic. Cofnęłam się o parę kroków w głowie układając już sobie jego morderstwo na mnie. Nie chciałam tak szybko umierać. Trzask drzwi od samochodu wyciągnął mnie z letargu. Spojrzałam w stronę chłopaka, który zamierzał w moją stronę zdecydowanym krokiem. Zetknęłam w miejsce gdzie leżała osoba i z zdziwieniem zobaczyłam, że już go tam nie było. Serce zatrzymało mi się na moment, bo wiedziałam, że kiedy nie patrzyłam on je stąd zabrał.

─ Co się stało? ─ Zapytał z zmartwieniem chłopak układając ręce na biodrach.

─ Wcześniej było tu... Było tu martwe ciało zanim przyjechałeś, a potem zniknęło kiedy tylko się odwróciłam. ─ Wyznałam, a chłopak zaczął rozglądać się dookoła.

─ Gdzie leżało? ─ Podeszłam do miejsca gdzie wcześniej je widziałam i wskazałam na nie palcem.

─ Tu. Potknęłam się o nie kiedy szłam. Nie zauważyłam go. ─ Szatyn kucnął i zaczął świecić latarką z telefonu po ziemi.

─ Jesteś pewna, że było martwe? ─ Zapytał, a ja wciągnęłam powietrze przez nos.

─ Tak mi się wydawało. Nie ruszał się. Zresztą to chyba była dziewczyna. ─ Machnęłam ręką w miejsce gdzie leżało ciało wciąż czując niepokój. Dotknęłam martwego ciała. Nie ważne czy butem czy czym kolwiek, dotknęłam go i to wystarczy.

─ Declan powinien się dowiedzieć. On się tym zajmie. ─ Wstał na równe nogi, a mnie ogarnęła złość i furia. Nie było opcji, żeby on się dowiedział.

─ Nie. Masz mu nic nie mówić. Nie chcę, żeby wiedział ─  Syknęłam na co chłopak popatrzył na mnie z niezrozumieniem.

─ Co? Dlaczego?

Devilish Enemy || #1 Bad Secrets Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz