Silna dłoń Freda przycisnęła mnie mocniej do blatu, wbijając kolano między moje nogi. Jego ostry zapach dotarł do moich nozdrzy, gdy oparł się o mnie całym ciężarem. Wiłam się i krzyczałam, próbując się wydostać, ale był za ciężki.

Pod wpływem złości zwinęłam wolną rękę w pięść, muskając przy tym kawałek stłuczonego szkła, rozrzuconego po całej kuchni. Moja pozycja nie pozwalała mi na swobodny ruch, jednak nie miałam na co czekać, musiałam działać. Zarzuciłam głową do tyłu. Poczułam palący ból od uderzenia i usłyszałam charakterystyczny trzask pękającego nosa przeciwnika. Ciepłe krople krwi spłynęły mi po karku. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, chwyciłam kawałek szkła obok mojej dłoni i szybkim ruchem wbiłam w nogę trzymającego mnie napastnika.

Usłyszałam głośny krzyk bólu i wyczułam towarzyszący mu zmniejszający się ucisk. Poczułam iskierkę nadziei, że wyjdę z tego cało.

Szybkim ruchem wyrwałam się i odepchnęłam napastnika, który trzymał się w miejscu, gdzie widniał wbity fragment naczynia. Schyliłam się pod sięgającymi ku mnie dłońmi drugiego mężczyzny, uderzając go łokciem w brzuch, gdy jego krępe dłonie zaczęły zaciskać się na moich ramionach, pozostawiając po sobie czerwone ślady zadrapań.

Wybiegłam z domu przez otwarte drzwi, pędząc na oślep przed siebie. Zza pleców usłyszałam serię przekleństw skierowaną w moim kierunku, a następnie rytmiczne uderzenia o asfalt biegnącego za mną oprawcy. Utkwiłam wzrok w wąskiej uliczce po lewej, obierając ją za kierunek mojej ucieczki. Skręcając, o mało się nie potknęłam o porzucony i zardzewiały rower, upadając na chodnik pokryty potłuczonym szkłem. Minęłam kolejne skrzyżowanie, ale wciąż mnie gonił. Płuca kłuły mnie od chłodnego wieczornego powietrza. Czułam suchość w ustach, narastającą z każdym kolejnym zakrętem. Rozglądałam się w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym go zgubić. Dni bez jedzenia dawały mi się we znaki. Byłam wyczerpana i nieprzyzwyczajona do takiego wysiłku. Jednak adrenalina sprawiła, że moje nogi bezwiednie stawiały kolejne kroki. Mogłam być tylko wdzięczna niebiosom za to, że mężczyzna nie był uzbrojony w broń palną. Inaczej byłoby już po mnie.

– Nie daruję ci tego szmato. Znajdę cię!

Odwracając się przez ramię, zauważam, że przystanął i wraca w kierunku przyjaciela. Być może zdołałby mnie dogonić, gdybyśmy nieprzerwanie biegli. W końcu opadłabym z sił i byłabym zdana na jego łaskę. Jednakże w tym czasie jego przyjaciel wykrwawiał się i mógł potrzebować pomocy. Skręciłam w pierwszą boczną uliczkę i oparłam się o płot. W głowie kręciło mi się ze zmęczenia. Czułam szalone uderzenia serca w piersi. Właśnie zaatakowałam mężczyznę, prawie trzy razy większego ode mnie i co ważniejsze uszłam z tego cało. Siedziałam cała zdyszana, nasłuchując najmniejszego dźwięku, który mógłby wydobyć zbliżający się nieprzyjaciel. Nie mogłam w to uwierzyć. Udało mi się.

Gdy ochłonęłam, musiałam podjąć decyzję co dalej, która zaważy o moim życiu. Nie mogłam siedzieć tutaj cały czas. Mężczyzna nie wyglądał na takiego, co by rzucał słowa na wiatr. Potrzebowałam dobrej kryjówki, zwłaszcza że słońce już prawie całkiem zaszło i miasto było pogrążone w szarości.

Kto wiedział, czy takich typów jak oni nie czaiło się tutaj więcej. Każda chwila zwłoki działała na moją niekorzyść.

Jedyny obszar gdzie, powinnam być bezpieczna, byłoby wrócenie na miejsce zbrodni. To najmniej oczywiste miejsce, a jeśli udałoby mi się dostać na piętro, prawdopodobnie nie znaleźliby mnie. Szansa była tylko jedna. Jeżeli nie dostałabym się na górę, naraziłabym się tylko, na ponowne spotkanie mężczyzn, podczas szukania nowego miejsca w pobliżu.

W ukryciu (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz