Kiedy zaś zajęcia dobiegły końca, Patrycja przebiegła przez korytarz, schody i drzwi wyjściowe z taką prędkością, że każdy inny niechybnie by się przewrócił. Janek próbował ją dogonić, nie rozumiejąc, dlaczego musiał przepychać się przez tłum uczniów, podczas gdy Patrycja jakimś magicznym sposobem miała przed sobą pustą przestrzeń. Po krótkim wahaniu postanowił zostawić swój rower i poleciał za nią na przystanek autobusowy.

Pech chciał, że akurat wtedy podjechał autobus. Dziewczyna wsiadła do środka, ale słabe płuca Janka jak zwykle dały o sobie znać przy bieganiu i drzwi zatrzasnęły się, gdy był dosłownie kilka metrów od celu. Z cichym jękiem frustracji zapamiętał numer linii, by sprawdzić trasę na rozkładzie, a potem wrócił po swój rower. Wiedział jednak, że znajomość samego kursu autobusu nie sprawi nagle, że pozna dokładny adres Patrycji.

Mogła mieszkać wszędzie, patrząc po samej długości trasy. Pojedyncza linia obsługiwała całe przedmieścia na zachodzie miasteczka. To były przecież setki domów.

– Cudownie – burknął, ze złością naciskając pedały w drodze do domu.

Zwyczajowy pojedynczy postój na inhalację zmienił się w postojów pięć, panika bowiem wyrzucała mu powietrze z płuc z dziką satysfakcją nieokiełznanej siły chaosu. Po dwóch godzinach lekcyjnych z panem Krzywym Janek zrozumiał, że nie było żadnej możliwości zmiany pary. Jeśli profesor raz coś postanowił, stawało się to absolutnie niepodważalne. Rozmowy z kolegami oraz desperacka próba wymiany partnerki na kogokolwiek innego również nie przyniosły efektu. Do czasu, gdy pan Studziński wróci z urlopu, ludzie zaczną projekty i roszady staną się zupełnie niemożliwe. Znalazł się w doprawdy nieciekawej sytuacji.

Dawno nie czuł się tak podle po powrocie z kółka szachowego. Dopiero monotonne ćwiczenie anatomii, rysowanie jednej dłoni za drugą, uważnie, powoli, licząc oddechy, nieco go uspokoiło. Starał się wmówić sobie, że to przecież tylko jedna ocena, tylko jeden projekt semestralny, jego świat nie ulegnie przecież zniszczeniu z tego powodu, a jego czerwony pasek na świadectwie z pewnością nie będzie zagrożony na poczet pojedynczego przedmiotu.

Ludzie często wyobrażają sobie perfekcjonistów jako ludzi, którzy nigdy nie są z niczego zadowoleni i, niczym pierwszorzędni atencjusze, robią z tego wielki problem. Dla Janka perfekcjonizm stanowił nigdy nieopuszczający go głos w głowie, problemy z oddychaniem, chroniczne zmęczenie ciągłym, obsesyjnym dbaniem o każdy, najdrobniejszy nawet szczegół. Oznaczał niedosypianie, nieustanne pozostawanie w gotowości i niemożność zrelaksowania się chociażby na pięć nędznych minut.

Oznaczał ataki paniki w środku nocy. Oznaczał fakt, że sama myśl o pójściu do psychologa i o tym, że nie jest idealny z powodu swojego perfekcjonizmu napawała go takim wstrętem, że musiał zrezygnować z chodzenia do poradni. Wtedy łatwiej mu było udawać przed samym sobą, że wszystko z nim w porządku.

Jednym, jedynym elementem życia, w którym akceptował niepowodzenia, było rysowanie. Owe niedociągnięcia, oczywiście, musiały być nieznaczne, by potrafił je unieść, lecz to zawsze było coś. Malując kolejne obrazy ze świadomością, że nie będą i nie mogą być idealne, bardzo powoli uczył się tolerancji na głos w swojej głowie.

– Wszystko dobrze, Janek? Mogę wejść? – Mama musiała stać pod drzwiami do jego pokoju już od dłuższej chwili, biorąc pod uwagę fakt, że po powrocie trzasnął drzwiami.

– Możesz – odezwał się tonem przypominającym sposób, w jaki mówią tylko małe dzieci.

– Jakie piękne! Nawet widzę, że to dłonie twojej siostry, a te są moje, a te taty, prawda? A te ostatnie... – Przestała mówić i spojrzała na niego ze łzami w oczach. – Czyje to są ręce?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 16, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pędzel, trampki i pierwsza miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz