Powód obaw i nagle pobladłej twarzy chłopca był prosty – nigdy nic nie planowała. Nie miała telefonu, kalendarza, terminarza, nawet głupiej karteczki z planem lekcji. Zapominała o oddawaniu prac domowych, wiecznie spóźniała się na zajęcia, a jej obrazy... och, na wszystkie świętości, jak ona malowała... Janek aż wzdrygnął się na samą myśl o jej bezkształtnych plamach i szaleńczym pacaniu pędzlami po płótnach oraz papierach. Wszystkie ubrania miała poplamione farbami. Wielu lubiło taki rodzaj sztuki, niezaprzeczalnie zresztą była to sztuka, ale zwyczajnie nie wiedział, w jaki sposób mieli pogodzić ze sobą dwa skrajnie różne style w jednym obrazie.

Zatrzymał swój rower w połowie drogi do szkoły i niespokojnie sięgnął do bocznej kieszeni plecaka. Musiał skorzystać z inhalatora. Zwykle nie było takiej potrzeby, ponieważ ulica wiodła w dół i nie sprawiała, że gubił oddech, zwłaszcza podczas tak krótkiej jazdy, ale ten projekt...

Oddychaj, oddychaj, wszystko będzie dobrze, oddychaj.

Ktoś minął go na chodniku, ale potem przystanął i odwrócił się z szerokim uśmiechem na twarzy. Był to Aleks, ciemnowłosy chłopak o morskich oczach i z aparatem na zębach, jego kolega z ławki.

– Cześć, Jasiek! Co ty dzisiaj tak późno? Zwykle już czatujesz przy drzwiach do klasy i zakuwasz na przyszłe, hipotetyczne kartkówki.

– Jeśli mam być szczery, wytrącił mnie z równowagi email od profesora na zastępstwie ze sztuki. Wczoraj wybierane były pary do projektów...

– Ach, racja! Wylądowałeś z tą Czyżyk, co nie?

– Gdybym wiedział o tym wcześniej, odpuściłbym sobie ten turniej szachowy – powiedział z westchnieniem, chowając inhalator.

– Spokojna głowa, pogadaj z nią. Może jednak nie gryzie, jak mówią szkolne legendy. Może nawet widziała kiedyś na oczy telefon stacjonarny i będziesz mógł do niej zadzwonić? Ciekawe, czy nie posądzi cię wtedy o czary.

– Ejże, nie nabijaj się z niej – zaoponował, trzepiąc Aleksa w ramię. – Jest w porządku, porozmawiam z nią. Martwi mnie to, że jej obrazy są kompletnym przeciwieństwem moich.

– Czy ja wiem, czy zupełnych? Oboje używacie farb...

– I na tym podobieństwa się kończą – stwierdził ponuro Janek i wsiadł na rower. – Mogę na ciebie nie czekać? Nie chcę się spóźnić.

– Jasne, panie Nienawidzę-spóźnień-i-wolę-umrzeć-niż-być-po-dzwonku. Nie przejmuj się mną. Widzimy się za chwilę na zajęciach!

– Dzięki. Cieszę się, że rozumiesz.

Jak się wkrótce okazało, sama chęć porozmawiania z Patrycją to było o wiele za mało. Przyszła dopiero na drugą lekcję, a na każdej przerwie wybiegała z klasy i zaszywała się w jakimś nieznanym mu kącie szkoły, a może w ogóle opuszczała teren placówki. Rozglądał się po holu, gdy tylko dopchał się do drzwi, ale ona zdążyła już rozpłynąć się w powietrzu. Bez charakterystycznego kaszkietu wyglądała zupełnie zwyczajnie, nie miała kolorowych włosów ani nie nosiła krzykliwych ubrań. Zaciskał zęby i obiecywał sobie, że pogada z nią po kolejnym dzwonku.

Posunął się do desperackiego posłania jej liściku, mimo że nienawidził rozpraszania się podczas lekcji, ale karteczka z pytaniem o spotkanie, która uderzyła o plecy Patrycji, była bezsilna w starciu z twórczym natchnieniem – dziewczynę całkowicie pochłonęło szkicowanie. Janek schował tylko głowę w dłoniach i wymamrotał przekleństwo na tyle cicho, by nie usłyszała go matematyczka.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 16, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Pędzel, trampki i pierwsza miłośćWhere stories live. Discover now