- Teraz rozumiesz dlaczego chciałbym abyś nie miała żadnego chłopaka w najbliższym czasie?- Właśnie znajdowałam się w gabinecie mojego najstarszego brata, odbywałam obiecaną wczoraj pogawędkę która, co prawda, była bezużyteczna.
- Yhyym- Pokiwała głową "potwierdzając" i rozumiejąc o czym do mnie mówi. Oczywiście że nie będę miała żadnego chłopaka w najbliższym czasie. Jak mnie z domu wypuszczą to może dziewczynę.- To mogę już iść?
- Niech ci już będzie.
- Dzięki- Zerwała się z wygodnego krzesła i udała się do biblioteki. Nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie reszty swojego rodzeństwa, wciąż była na nie obrażona. Będąc w przestronnym pomieszczeniu zauważyła najpiękniejsze pianino jakie widziała, było oświetlone przez promienie słoneczne przebijające się przez szyby okien. Bez wahania podeszła do instrumentu i usiadła na miękkim taborecie. Przejechała swoimi smukłymi palcami po klawiszach, po czym nacisnęłam lekko "E". Nadając nucie znaczenia po każdym szybszym uderzeniu. Mimo braku pieniędzy mama odziedziczyła po babci dom i pianino, na którym nauczyła mnie grać. Moim ulubionym utworem jest "rush-e" skompostowane przez Andrew'a Wrangell'a. Ma się wiele talentów, c'nie? Ignorując wszystkie myśli gnała w utwór coraz głębiej. Po skończonym utworze usłyszała odbijające się echem oklaski. NO NIE ZNOWU.. Obróciłam się w stronę hałasu i zobaczyła Vincenta opierającego się o ścianę regałów. O boże tylko nie on.
- Hej? - Przywitała się ściągając dłonie z instrumentu. - Przepraszam, nie spytałam się czy mogę na tym grać. Wygląda zabytkowo. - Wydukała.
- Nic nie szkodzi. Nie wiedziałem że grasz na pianinie- Podszedł i oparł ciało o pianino
- Raczej się tym nie chwalę. -wyznała - Grasz ? - Zapytała na co mężczyzna pokazał jej ręką abym mu zrobiła trochę miejsca na siedzeniu i zaczął grać utwór " Marsz turecki" Mozarta.
- No i klasa.- skomentowała gdy skończył. - Zagramy razem?
- Dla Elizy?- Zapytał układając dłonie na klawiszach.
- Dla Elizy.- Potwierdziła i ułożyłam rękę na przycisku.- 3,2 1 i.. - ..Utwór się zaczął.
-Dzięki Vince. -Podziękowała bratu po spędzonych godzinach przy instrumencie.
- Nie ma za co. - Uśmiechnął się lekko. O boże mogę umierać, uśmiechnęła się głupio.- Dobra zmykaj już młoda.- wygonił ją z pomieszczenia, co zmęczona zrobiła powolnie. Po krótkim prysznicu położyłam się spać.
***
Obudziłam się przez promienie słońca które wpadały przez okna do czystego, przestronnego pokoju hetrochromiczki, czekaj słońca?
- Ile ja spałam? - zapytała sama siebie. - 6 rano..?- Powiedziała po spojrzeniu na ekran telefonu. Spojrzała senne za okno i poddała się myśli czekoladowych ciasteczek.
- Niech ci będzie - mruknęła zbierając się z łóżka i ubierając pierwsze lepsze dresy oraz myjąc twarz w łazience. Po ubraniu poszła do kuchni aby przygotowywać składniki do deseru.
- Hej, co tutaj robisz słońce?- Zapytała Euginie wchodząc do kuchni.
- Ouh, dzień dobry! Ciasteczka proszę pani. - Odpowiedziała wskazując na pierwsze składniki wsypane do miski.
- Jaka Pani? Po imieniu słoneczko, jak już to ciociu. -Zaśmiała się.- Pomóc ci w czymś?
-Nie musi pani, zresztą, na pewno ma pa- Ciocia dużo pracy.
- Aauh! Przestań pomogę ci w czymś ! - Odłożyła niesione pranie koło wejścia i znalazła się w sekundę przy najmłodszej z rodzeństwa. - No więc co dalej?- W osobnej Misce białka zmiksować na piankę .Mąke, cukier, drożdże, żółtka zmieszać. Następnie połączyć oby dwie zawartości... -Wyjaśniła kobiecie wyciągając potrzebne naczynia. To będzie ciekawy poranek.
równo o godzinie 8.30 wyjęłyśmy upieczone babeczki z piekarnika.
- Dziękuje ciociu! Wyglądają przepysznie ! -Wykrzyczała brunetka ściskając kobietę w podziękowaniu.-Ktoś powiedział "Przepyszne"?- Zapytał Shane wchodząc do kuchni. - O mniam. - Wyciągnął dłoń w stronę babeczek. - AŁA!- zawył gdy dostał szmatką po ręce.
- Po pierwsze, są gorące. -Powiedziała Kobieta. - Po drugie, byliście nie mili dla Val. Za skoszenie trawnika zastanowimy się nad daniem ci babeczki. - Wyliczyła po czym chłopak wybiegł do ogrodu skosić trawę.
- Serio damy mu te babeczki? - Zapytała
- Chyba sobie żartujesz? Chodź na balkon popatrzeć jak biedak się męczy w tym upale. - Zaśmiała się
***
Tego wieczoru Brunetka nie przyszła do swoich psich przyjaciół, za to obserwowała ich z balkonu i zastanawiała się jakim cudem może z nimi rozmawiać. Doskonale wiedziała że Anubis coś wie, i w najbliższym czasie nie powie o tym nikomu. A propos nikogo, Val równie nikomu nie mogła powiedzieć o tej sprawie. Gdyby powiedziała, najpewniej zostałaby albo wyśmiana i zignorowana lub wysłana do psychiatryka. Westchnęła ciężko.
--------
Ilość słow 600. krótki ale trochę więcej miłości dla waszego serduszka
korekta 7x2.01.2023+1
ilość słów: 721
ESTÁ A LER
What will you do, dream?
FanficPoznajcie Valerie Smith, a może raczej o Valerie Monet? Pewnego dnia brunetka dowiaduje się o starszej siostrze i pięciu braciach, jakie szalone historie przeżyje bohaterka? No cóż tego sama nie wiem jednak zapraszam do tego magicznego, hiszpańskieg...