24 LISTOPADA

1.6K 148 19
                                    

Gdybym mogła zmienić jedną rzecz na świecie, to zdecydowanie odświeżyłabym koncepcję poranków.

Nikt normalny nie chce i nie lubi wstawać przed siódmą rano. Naprawdę uważam, że zaczynanie dnia od dziesiątej rano wyszłoby wszystkim na plus. Wyspany człowiek to szczęśliwy człowiek.

Z takich właśnie powodów tego poranka nie jestem szczęśliwa. Rozumiem, że firma, w której odbędzie się moja rozmowa kwalifikacyjna, jest poważnym przedsiębiorstwem. Niemniej jednak wydaje mi się, że rozpoczynanie tego typu rozmów o siódmej trzydzieści jest dość przedwczesne. I głupie.

Nowy York rządzi się jednak własnymi prawami. Siódma trzydzieści dla większości wilków z Wall Street to niemalże pora na lunch.

Klnę pod nosem, kiedy próbuje zapiąć pasek wokół kostek od obcasów, które zdecydowałam się założyć. Co prawda, ubieranie ich w aktualną śnieżną pogodę w Nowym Yorku nie jest dobrym pomysłem, ale wyglądają ładnie.

Odetchnęłam i ostrożnie przeszłam się po małym mieszkaniu, aby nieco przyzwyczaić stopy do butów. Zgarnęłam do torebki najważniejsze rzeczy. Portfolio z moimi pracami fotograficznymi i najważniejsze dokumenty. Zastanawiam się, czego Madelyn Foley wymagałaby ode mnie jeszcze. Uznawana jest za ogólnie miłą babkę, więc nie powinna mieć nadzwyczajnych wymagań. Chociaż kto tam wie, skoro zdecydowała się na rozmowę o takiej porze.

Kręcę głową. Nie chcę się nakręcać, bo jeszcze się zestresuję i zacznę mówić kompletne głupoty. Mimo wszystko jest to chyba najważniejsza rozmowa o pracę w moim życiu i nie chciałabym tego zawalić.

Telefon od redaktor naczelnej Madelyn Foley był dla mnie w ostatnim tygodniu największym zaskoczeniem. Fakt jakiś czas temu przesłałam swoje portfolio do ogłoszenia o poszukiwaniu fotografa do świątecznego wydania New York Post. Jednak nie spodziewałam się żadnego odzewu od tak sporej korporacji. Znani są z tego, że pracują dla nich wyłącznie najlepsi z najlepszych.

I do tego grona miała dołączyć Anastasia Blaire.

Przynajmniej tak sobie manifestowałam od tygodnia.

Wpatrzyłam się w duże lustro rozświetlone światełkami choinkowymi. Nie czułam się do końca komfortowo ze swoim ubiorem. Czarna marynarka, zapięta na guziki, podkreślała moją sylwetkę, zwłaszcza biust, a dopasowane spodnie dopełniały całość. Nawet jeśli wysokie obcasy były niewygodne, nie miałam lepszych butów do tego zestawu. Na co dzień nie ubierałam się w takie rzeczy, jednak uznałam, że tak będę wyglądać dużo profesjonalniej, niż w kolorowej sukience i swetrze.

Czarne loki ułożyłam już poprzedniego wieczoru. Wiedziałam, że nie byłabym w stanie wcześnie rano zająć się fryzurą. W kwestii makijażu również nie przesadzałam. Zamaskowałam podkładem to, co chciałam ukryć, delikatnie podkreśliłam rzęsy, a największym akcentem były usta, pomalowane czerwoną pomadką.

W pośpiechu zgarnęłam gruby czarny płaszcz i wybiegłam z mieszkania. Zamówiony Uber już na mnie czekał. Nie często korzystałam z tej formy komunikacji, ale tym razem nie miałam wyboru. Metro o tej godzinie to tragiczny pomysł, jeżeli w ogóle udałoby mi się tam wejść przez natłok ludzi.

Wychodząc z kamienicy, od razu uderzył we mnie powiew mrozu, a wysokie obcasy zanurzyły się w zaspie śniegu. Chyba nikt się nie spodziewał tak intensywnych opadów śniegu już w listopadzie. Szybko wbiegłam do zamówionej taksówki, jednak mój nos już zdążył się zaczerwienić z zimna.

Do siedziby New York Post nie miałam daleko. Ze standardowymi korkami ledwo dwadzieścia minut. Przez całą drogę siedziałam cicho, wyginając sobie palce z nerwów. Kierowca był za to szczególnie rozmowny.

Frozen Hearts, Warm KisessWhere stories live. Discover now