Czy tego właśnie chcesz? | 3/3

45 5 0
                                    

Do budynku Fittes przeszli na pieszo. Chłód wieczora pozwolił jej trochę ochłonąć.

Typowo dla tego rodzaju spotkań, kilkoro ludzi stało na schodach przed wejściem, paląc papierosy i rozmawiając przyciszonymi głosami. Wewnątrz powitał ich dochodzący z głębi gwar setek ludzi oraz muzyka smyczkowa na żywo.

Ściany i kolumny ozdobione były błyszczącymi srebrnymi girlandami oraz światełkami. Gdzieniegdzie przewijał się motyw gwiazd.

Lucy oddała swój płaszcz do szatni. Quill zaoferował jej ramię, które złapała delikatnie, i weszli między gości. Przyjęli po kieliszku szampana oferowanego przez chodzących tu i ówdzie kelnerów.

Muzyka ucichła, na scenie pojawiła się Penelope Fittes wygłosiła przemówienie, w którym dziękowała agentom za kolejny owocny rok pracy, a także złożyła wszystkim kolektywnie życzenia na kolejny udany rok. Z uprzejmości wysłuchali jej do końca, ale gdy po niej ustawił się jeszcze sznur mężczyzn w garniturach, chcących dorzucić swoje trzy grosze, Lucy i Quill przeszli za jeden z grubych filarów i zajęli się rozmową.

Po części oficjalnej Kipps nalegał, aby porozmawiać z każdą możliwą osobą, którą znał nawet przelotnie i która była postawiona w hierarchii wyżej od niego. "Tworzenie koneksji", tak to nazwał. Przy większości ludzi Quill był opanowany, wręcz nonszalancki, ale gdy sama Penelope Fittes do nich podeszła, wyglądał jakby zakrztusił się i zaraz miał zemdleć.

– Ach, Agent Kipps, dużo słyszałam o Pana osiągnięciach – oznajmiła uprzejmie, gdy się jej przedstawił, po czym natychmiast przeniosła uwagę na Lucy. – I moja droga Lucy. – Jej uśmiech był ciepły, niemal matczyny. - Tak się cieszę, że postanowiłaś w końcu przyjąć naszą ofertę. Jak ci się podoba w Fittes? Niczego ci nie brakuje? To dobrze. Nie ominęły mnie też słuchy o twoim awansie. Moje gratulacje, zasłużyłaś na to. Nie mogę się doczekać, jak dalej twoja kariera będzie nabierać tempa.

Wymieniły jeszcze kilka uprzejmości. Penelope zwinnie lawirowała po rozmowie, unikając jakiegokolwiek wspomnienia Lockwood and Co. Potem pożegnała ich i poszła zabawiać kolejnych gości.

Quill był biały na twarzy i poważny, wyglądał, jakby dostał Duchoparaliżu. Wyrwało go z niego dopiero, gdy podeszli do baru w bocznej części sali i wypili po drinku. Przez kolejne kilka minut stali tam, śmiejąc się i obgadując ludzi, których spotkali. Alkohol pozwolił im obojgu trochę się rozluźnić. Sielanka jednak nie trwała długo.

Kątem oka Lucy dostrzegła znajomą sylwetkę lawirującą wśród gości. Długie nogi, ciemna czupryna, pewny siebie chód.

Żołądek podszedł Lucy do gardła, w ustach niespodziewanie wyschło. Mogła się spodziewać, że on tutaj będzie. Nie przepuściłby takiej okazji, żeby pokazać się wśród śmietanki towarzyskiej Londynu.

Zaraz za nim dreptała niska dziewczyna o ciemnych, długich włosach i okrągłej twarzy. Jej czerwona sukienka rzucała się w oczy. Musiała być sporo młodsza od Lucy. Czyżby nowa agentka Lockwood and Co.?

Lucy nie była zazdrosna. W każdym razie nie aż tak, jak się tego spodziewała. Nie wydawało jej się, że Lockwood widzi cokolwiek w swojej towarzyszce - rozglądał się po pomieszczeniu, kompletnie nie zwracając na nią uwagi. Gdyby odbiegła, nawet nie zauważyłby, że ją zgubił.

To, co czuła, to był raczej ucisk żalu. Tak dobrze pamiętała jeszcze uczucia, które towarzyszyły jej rok temu. Szczęście, ekscytację, nadzieję. Ciążyło jej poczucie niedokończonej sprawy. Ich znajomość urwała się tak nagle. Jednocześnie Lucy nie chciała rozmawiać z Lockwoodem. Właśnie dlatego zerwała z nim kontakt - bo z nim nie dało się rozmawiać. Lockwood nie był zdolny do szczerości i otwartości. Nie powinna marnować na niego czasu.

Witaj w Fittes || Lockwood and Co. || Kipps x LucyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant