Rozdział 16: Odrzucona prawda

500 65 34
                                    

W ciągu kilku kolejnych dni, Kaveh nauczył się korzystać z mocy Mehraka i jego ukrytego warsztatu. Problem zapominania przyborów na zajęcia odszedł w niepamięć. Gdy złota walizka pojawiała się w kłębie dymu z zapomnianym blokiem czy ołówkiem, Kaveh napawał się podziwem kolegów i koleżanek. Jego Wizja także wzbudzała sensację, nawet Madam Faruzan pokiwała głową z uznaniem, gdy po przerwie zjawił się na jej zajęciach.

– Jesteś najstarszym człowiekiem, który obudził w sobie moc, jestem zaszczycona, każdy rekord jest wart podziwu – skomplementowała zadziornie, a biorąc pod uwagę jej stuletni staż, był to nie lada wyczyn.

Kaveh miał też czas, aby dokładnie przemyśleć sobie słowa Alhaithama. Jak na kogoś, kto "tylko chciał go wykorzystać", wystarczająco skutecznie go przed tym ostrzegał. Sensu też nie miało jego zachowanie: wielodniowe poszukiwania w tunelach starożytnej świątyni, uwolnienie oszusta czy odkupienie kubka. Kaveh czuł, że było to coś więcej, niż tylko zachcianka Jastrzębia Sumeru. On to wszystko robił dla niego. Pozostawał jednak temat, czemu się przed tym wszystkim wzbraniał i próbował do siebie zrazić? Bardziej wierzył swoim jadeitowym lustrom, niż własnej intuicji?

Gdy nastała sobota, czas treningu, Kaveh nie mógł znaleźć dla siebie zajęcia. Nosiło go i tylko zerkał na zegarek, by przyspieszyć dłużące się godziny. Ostatecznie nie wytrzymał i zjawił się w umówionym miejscu przed czasem. Minęło kilka dni, od kiedy ostatni raz widział Alhaithama. Tęsknił za nim strasznie, ale w myśl zasady "rozkochiwania w sobie z umiarem", chciał chociaż trochę poudawać niedostępnego i omijał bibliotekę szerokim łukiem.

Czy to było mądre? Tego jeszcze nie wiedział, nigdy nikogo nie podrywał. Wciąż wszystko badał i obserwował. Relacja z Alhaithamem była krucha jak lód i niespodziewana, jak tsunami.

– Ktoś tu nie może się doczekać, aż dostanie łomot – usłyszał za sobą dobrze znany, niski głos.

Alhaitham dotrzymał słowa i zjawił się na placu.

– Też jesteś przed czasem – zauważył Kaveh. – Ktoś tu się chyba stęsknił.

Alhaitham uśmiechnął się blado. Ostatnie kilka dni było strasznie nudnych, stąd często wracał myślami do studenta, ale czy można było to nazwać już tęsknotą? Wciąż miał problem ze swoimi emocjami, nie umiał ich sklasyfikować.

Nie umiał czy nie chciał? Od samego myślenia o tym, zaczynała boleć go głowa.

Kaveh zmieszał się, gdy jego żarcik nie został odbity, wręcz przeciwnie, to żarcik przybił skrybę. Wskazał więc palcem na dwa drewniane kije, które Alhaitham trzymał w ręce i szybko zmienił temat.

– Mówiłem, że przyniosę swój miecz. Kowal był zaskoczony moim zamówieniem, ale wyszło chyba całkiem nieźle, co myślisz?

Po tych słowach sięgnął dłonią po ukryty w otchłani miecz. Złapał za rączkę i z trudem go wyszarpnął. Na piach upadł sztych ogromnego, dwuręcznego miecza.

– Leczysz jakieś kompleksy? – zapytał zaskoczony Alhaitham. – Większego nie mieli?

– Dobrze mi się rzucało podobnym w tunelach świątyni, stąd pomyślałem, że to broń dla mnie. Poza tym ja go nawet nie podnoszę, zobacz! Umiem takie czary-mary.

Miecz uniósł się w powietrzu i ułożył równolegle do ziemi. Kaveh nawet go nie dotykał. Broń zawirowała wokół niego, ale stracił na moment panowanie nad swoim czary-mary i wytrącony z orbity claymore wbił się w piach kilka metrów dalej.

– Och! Nad tym muszę jeszcze popracować!

– Dlatego przyniosłem te drewniane, aby nikomu nie stała się przypadkiem krzywda. Trzymaj!

ChaosWhere stories live. Discover now