Rozdział 24

1.2K 59 3
                                    

Mam nadzieję, że chociaż wy macie fajny dzień
-----------------------‐---------------------------

Reszta weekendu po imprezie minęła zadziwiająco spokojnie. Goście rozeszli się nad ranem, ale nie zostawili po sobie większego syfu, poza tym oboje z Michaelem byliśmy zbyt zmęczeni, żeby przed snem sprzątać bałagan. Kiedy obudziłam się w niedzielę, nie byłam nawet pewna, czy zmyłam makijaż przed przyłożeniem głowy do poduszki. Z poprzedniej nocy pamiętałam głównie wyjście z Trevorem i późniejszy prezent od Michaela. Na samą myśl na uśmiechałam się szeroko i poprawiał mi się humor.

Postanowiłam nie mówić o tym wyjeździe mojemu przyjacielowi. Co prawda mieliśmy tradycję, że na czwartego lipca wyjeżdżaliśmy razem na kilka dni, ale wydawało mi się, że tylko ja o niej pamiętałam. W liceum oboje tego przestrzegaliśmy - planowaliśmy wyjazdy z dużym wyprzedzeniem, a jeśli coś nam umknęło to mieliśmy zapasową metę w domku na plaży. Spędzaliśmy tam co najmniej kilka dni każdego lata, a czasami te dni wypadały podczas długiego weeknendu.

Trevor nie wspominał o tegorocznym wyjeździe przez dwa dni, które musiałam spędzić w pracy przed wyjazdem z Michaelem. W poniedziałek i wtorek skupialiśmy się głównie na ogarnianiu najważniejszych spraw związanych z firmą. Żadne z nas nie wspominało o tym, co zaszło między nami podczas mojej imprezy urodzinowej. Nie padło ani jedno słowo związane z naszą relacją, ani z Heather czy Michaelem. Niespecjalnie mi to przeszkadzało, bo przyzwyczaiłam się do tego, że cokolwiek się dzieje w naszej relacji, zostaje to za nami. Mój przyjaciel chyba też postanowił wyznawać tą zasadę.

W środowy poranek przekonałam się, że walizka pełna sportowych ciuchów, wcale nie jest taka ciężka do wyciągnięcia z bagażnika SUV-a. Zataszczyłam różowy plastik aż do biura. Zoe spojrzała na mnie pytająco, ale żadne słowo nie opuściło jej ust.

Zamiast tego tuż po przekroczeniu progu gabinetu dostałam karcące spojrzenie mojego przyjaciela. Akurat - na moje nieszczęście - nie rozmawiał z nikim przez telefon, więc cała jego uwaga skupiła się na mnie.

- Czyżbyś nastawiała się, że jednak gdzieś jedziemy? - obrzucił różowy plastik szybkim zerknięciem, a potem wrócił niebieskimi tęczówkami do mojej twarzy.

- No nie wiem jak ty, ale ja jadę - odparłam spokojnie, kierując się do swojego biurka. Walizkę postawiłam obok szuflad z boku i usiadłam na fotelu. Zrzuciłam ze stóp szpilki, żeby zamienić je na puchate kapcie.

- Jak to ty jedziesz? - ciemnowłosy wstał zza biurka, żeby podejść do mojego. Oparł dłonie o jego krawędź, przechylając się przez prawie cały blat. - Przecież nie ustalaliśmy gdzie jedziemy ani o której, ani w ogóle nic. Nie możesz nigdzie wyjechać.

Przeszkadzało mi to, że tak zareagował na to, że zamierzałam spędzić długi weekend bez niego. Zupełnie, jakby on był święty i nigdy nie zachował się jak skończony dupek.

- Wiesz co? Mam dość, Trevor. Idź do Heather i daj mi spokój. - Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak mocno zaciskałam zęby ze złości. Cała szczęka zaczęła mnie boleć, a rozprzestrzenione na niej żyłki zdawały się pulsować.

- O czym ty mówisz?

- Masz pretensje, że wyjeżdżam z Michaelem na weekend? Poważnie? Masz pretensje, że jestem szczęśliwa?

Kiedy zorientowałam się, że zdradziłam trochę sporo odnośnie mojego wyjazdu, było już za późno na gryzienie się w język. Obserwowałam reakcję Trevora, który niemal poczerwieniał ze złości. Wyglądał, jakby za chwilę miał wyjść z siebie i stanąć obok. A dwóch ostro wkurwionych Trevorów mogłabym nie przeżyć.

- Mam pretensje, bo zawsze 4 lipca spędzaliśmy razem! - uderzył pięścią w blat biurka. Huk dotarł pewnie do ludzi na parterze, ale dla mnie to nie miało znaczenia. Nie miał prawa być taki wściekły.

Still Into You (Into You #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz