Rozdział 23

Beginne am Anfang
                                    

- Bo to moje urodziny. - Zrobiłam krok w jego stronę. Staliśmy tak blisko siebie, że niemal stykaliśmy się nosami.- I będę robiła, co będę chciała. Jadła, na co będę miała ochotę. I całowała, kogo tylko zapragnę - stanęłam na palcach, zarzucając ręce na kark Trevora. - A pragnę całować ciebie tak samo bardzo, jak ty chcesz, żebym cię pocałowała.

Dłonie bruneta znalazły się na mojej talii szybciej, niż bym się tego spodziewała. Pociągnął mnie na siebie tak mocno, że ledwo utrzymałam się na własnych nogach. Między nami nie dałoby wsunąć się szpilki. Dotyk jego ciała wywoływał pożar na każdym skrawku mojej skóry. Dreszcze przechodziły mnie jeden za drugim. Gorący oddech przyjaciela owiewał moje wargi.

- Zrób to. - Wyszeptał. Spuścił wzrok na moje usta. - Na dole jest moja dziewczyna i twój chłopak. Pocałuj mnie. Pokaż, ile są dla ciebie warci.

- Michael nie jest moim chłopakiem - odszeptałam, na co Trevor jedynie wzmocnił uścisk na mojej talii.

- Pokaż mi dlaczego.

Nie byłam w stanie już dłużej wytrzymać wibrującego we mnie napięcia. Nasz pocałunek był chaotyczny, wygłdoniały. Jego język niemal atakował mój. Byliśmy jak dwa wygłodniałe lwy, które dorwały się do swojej ofiary.

Wplątałam palce w jego włosy, a on zapuszczał dłonie w coraz dalsze miejsce na mapie mojego ciała. Palce przyjaciela sprawnie wślizgnęły się pod materiał krótkiej spódnicy, drażniąc moje wrażliwe miejsce. Z każdym kolejnym dotykiem coraz głośniej jęczałam mu w usta i mniej przejmowałam się tym, że na dole są ludzie. Jego dziewczyna. Michael.

Gdyby nie ściana, o którą się opierałam, zapewne już byłabym przed nim na kolanach. Każda część mojego ciała na przemian sztywniała lub miękła pod jego dotykiem. Jedyne, o czym mogłam myśleć to strzelające między nami napięcie i rosnące ciepło pomiędzy moimi nogami.

Całkowicie oparłam się o Trevora, a on trzymał mnie mocno. Wiedziałam, że z nim byłam bezpieczna.

***

Najbardziej, jak mogłam, starałam się ukryć wyraz poczucia winy malujący się na mojej twarzy. Starałam się ogarnąć włosy i na nowo pomalowałam usta, ale byłam przekonana, że było po mnie widać winę.

Odnalazłam Michaela wzrokiem. Wciąż rozmawiał z tą sympatycznie wyglądającą dziewczyną. Wiedziałam, że mnie zauważył, ale nie chciałam wytrącać go z rozmowy, więc po prostu stanęłam obok niego. Bez słowa wyciągnął rękę, jakby chciał powiedzieć, żebym wtuliła się w jego bok. Zrobiłam to bez większego zawahania.

Przez krótką chwilę byłam tylko ja, głośna muzyka i moje rozszalałe myśli. Nie wiedziałam, czy powinnam być bardziej szczęśliwa z tego, że Trevor pocałował mnie pomimo obecności Heater. A może raczej moje podejście do całej sytuacji było niepokojące? W końcu wczoraj - świadomie - wspomniałam mu, że między mną a Michalem robiło się poważnie. Jak bym nie pomyślała o tej sytuacji, zawsze wyglądała po prostu źle.

- Jesteś gotowa na tort? - otworzyłam oczy na głos Michaela. Wpatrywał się prosto we mnie, powolnie gładząc moje plecy.

Nie przypominałam sobie, żeby blondyn wspominał cokolwiek o torcie, ja też go nie załatwiałam. I chociaż zazwyczaj pamiętałam absolutnie o wszystkim, tym razem zamówienie go musiało mi umknąć.

- To mamy tort? - Michael pokiwał głową z uśmiechem. Szybko cmoknął mój policzek, a potem odszedł w głąb tłumu. Stałam w konsternacji, nie do końca wiedząc, co powinnam teraz zrobić.

- Uwaga wszyscy! - dopiero, gdy blondyn pojawił się na didżejce odetchnęłam. Goście rzeczywiście zwrócili na niego uwagę. - Zróbcie miejsce tak po środku, komuś należy się zdmuchnięcie świeczek i tort - puścił do mnie oczko.

Do salonu wjechał wysoki wózek kuchenny ze stojącym na nim - najpiękniejszym, jaki widziałam - tortem. Krem na cieście kolorami przypominał okładkę albumu Taylor Swift, a wbity w niego topper z dwudziestką czwórką był obsypany różowym brokatem. Gdzieniegdzie pojawiały się małe akcenty związane z piosenkami - tabliczka z napisem Cornelia Street, papierowe pierścionki, czy utrzymana w kolorach flagi amerykańskiej korona. Paliły się świeczki i race.

Wszyscy goście zebrali się wokół tego dzieła sztuki. Zaczęli śpiewać Sto lat, a kilka sekund później Michael pojawił się obok mnie.

- Podoba ci się? - na jego gładką twarz padał tworzony przez wystrzelające race blask. W takich warunkach wyglądał naprawdę czarująco.

Ponownie wtuliłam się w jego bok, zerkając to na niego, to na tort. Michael docisnął wargi do mojego czoła. Przez krótką chwilę otaczający nas goście nie mieli żadnego znaczenia.

- Skąd wiedziałeś? - wzruszył ramionami, ale dostrzegłam, że rumieniec wpłynął mu na policzki.

- Jak rozmawialiśmy powiedziałaś, że Lover to najlepszy album, ja tylko sk lojarzyłem wątki. - Race przestały już strzelać. Goście mimo tego nadal śpiewali. - Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć, jaki mam dla ciebie prezent.

Szczerze, to w ogóle nie spodziewałam się niczego od niego. Fakt, że pozwolił mi zorganizować u siebie tą imprezę był już naprawdę wystarczającym prezentem. Poza tym niczego mi w życiu nie brakowało.

- Wiesz, że nie musiałeś? - kiwnął głowę, nawet na sekundę nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.

- Tak, ale chciałem. Zabieram cię na długi weekend do Aspen. Zdaję sobie sprawę, że to dość daleko. Wyjechalibyśmy w środę po twojej pracy i wrócili w niedzielę po południu, żebyś wyspała się na poniedziałek. Może być?

Uśmiech mimowolnie wpłynął na moje wargi. Michael już wiele razy udowodnił, że był niesamowicie słodki, jednak z tym wyjazdem przebił samego siebie, o ile tak się jeszcze dało. Pisnęłam radośnie, obejmując go mocno za szyję.

- To chyba najlepszy prezent, jaki mogłam dostać! - mężczyzna zaśmiał się głośno, mocniej mnie do siebie przyciągając. Po dłuższej chwili odsunęłam się trochę od niego.

Nie rozważałam zbytnio tego, co stało się potem. Dałam porwać się szalejącej wokół nas energii i połączyłam nasze usta w pocałunku. Wszystkie oczy skierowane były na naszą dwójkę. Rozległo się trochę braw lub gwizdów.

Jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej całowałam Trevora na górze. Byłam całkowicie skupiona na nim i na tym, co robiliśmy. Michael nawet nie przemknął przez moje myśli. Teraz jednak blondyn dał mi prezent życia, a Trevor stał gdzieś wśród gości ze swoją dziewczyną.

Może mi się wydawało, ale odniosłam wrażenie, że między kolejnymi brawami, po domu Michaela rozniósł się odgłos trzaskania drzwiami.

----------------------------------

Kolejny rozdział za ładną aktywność!

Still Into You (Into You #1)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt