Wzięłam głęboki oddech, a potem sama ruszyłam do wyjścia. Nie spodziewałam się nikogo po drugiej stronie, więc gdy zobaczyłam Michaela z niewielkim bukietem róż, byłam zaskoczona. Jego wzrok skierowany był na elektroniczną tablicę z godzinami przylotów. Dopiero po chwili zielone oczy znalazły się na mojej osobie, wywołując na twarzy Michaela uśmiech.

Ruszył w moją stronę, rozkładając ręce. Opanowałam pierwszy szok i uśmiechnęłam się do niego. Nogi prawie przyrosły mi do podłogi, więc czekałam, aż to on podejdzie do mnie.

- Czyli jednak trafiłem na właściwy lot - głos blondyna dotarł do moich uszu. Mężczyzna wyglądał na naprawdę zadowolonego z naszego spotkania, więc nie miałam serca powiedzieć mu, że generalnie padam z nóg i nie mam ochoty na bycie miłą. Michael wyciągnął kwiaty w moją stronę.

- Skąd wiedziałeś? - powąchałam róże, posyłając mu zachwycone spojrzenie.

Trevor kupił mi kwiaty na prezent w Las Vegas, ale nie dał mi ich osobiście. A prezenty, które wręcza osoba stojąca przed tobą odbiera się trochę inaczej niż te wysłane. Wydają się bardziej osobiste, z większym ładunkiem emocjonalnym. I, chociaż generalnie nie należałam do dziewczyn, które mają mokro na samą myśl, że ich bogaty chłopak kupi im coś nowego, lubiłam dostawać prezenty. Zwłaszcza kwiaty.

- Nie będę wchodził w szczegóły, ale powiem ci tylko, że Jeff nie jest zbyt dyskretny - uśmiechnęłam się szeroko.

Przecież Michael wcale nie musiał po mnie przyjeżdżać. Mógł spokojnie siedzieć sobie w domu albo jakiejś dobrej restauracji i robić mnóstwo innych rzeczy, które nie wymagałyby czekania na - prawie - obcą dziewczynę na wielkim lotnisku. Na samą myśl o tym, ciepło oblało moje policzki, które na pewno przybrały odcień dojrzałego buraka.

Niewiele myśląc przytuliłam mężczyznę. Usłyszałam jego cichy śmiech, a potem poczułam, jak jego dłoń ostrożnie gładzi moje plecy. 

- Idziemy? - pokiwałam głową, wyciągając rączkę walizki. - Mogę wziąć twoją walizkę?

- Nie trzeba, jest lekka - odparłam. Michael jednak delikatnie wysunął z mojej ręki bagaż, ciągnąc go za sobą.

- Domyślam się, ale będzie wygodniej, jak ją wezmę - nie protestowałam. Nogi i tak odmawiały mi posłuszeństwa od długich godzin spędzonych w szpilkach, więc jego uprzejmość była mi na korzyść. Blondyn wysunął w moją stronę ramię, które przyjęłam.

- Dziękuję, że po mnie przyjechałeś. To naprawdę miłe - Michael uśmiechnął się, mrużąc oczy od słońca.

- Cała przyjemność po mojej stronie.

Wyszliśmy z lotniska i w przyjemnej ciszy skierowaliśmy się w stronę jego samochodu. Coś podkusiło mnie, żeby rozejrzeć się po parkingu.

Pech chciał, że mój wzrok trafił na Heather i Trevora. Ich wargi były połączone, a dziewczyna siedziała na masce jednego z samochodów mojego przyjaciela. Jego dłonie zaciskały się na biodrach brunetki. Ona zarzuciła dłonie na kark mężczyzny. Wydawali się bardzo zajęci sobą, jakby naprawdę się stęsknili.

Poczułam duszący uścisk w gardle. Za mną Trevor nigdy nie będzie tęsknił, pewnie nawet nie zauważyłby gdybym zniknęła na dłużej niż kilka godzin. Najważniejsze, że jego dziewczyna wciąż była w pobliżu.

- Wsiadasz? - usłyszałam głos Michaela przy swoim uchu. Stał obok mnie, przytrzymując drzwi samochodu. Uśmiechnęłam się do niego słabo i kiwnęłam głową.

- Tak, jasne.

Zamknął za mną, a potem wsiadł za kierownicę. Jeszcze raz spojrzałam na Trevora i Heather.

Dlaczego, skoro wiedziałam, że nie mogę na na nic liczyć, to wszystko tak bolało?

****

Podczas całego wyjazdu przyzwyczaiłam się do zasypiania obok Trevora. Jego ciepło otaczało mnie z każdej strony, a spokojny oddech dawał poczucie bezpieczeństwa.

Jednak nawet pomimo tego, że miałam najwygodniejsze łóżko, czystą pościel i wywietrzoną sypialnię, kompletnie nie mogłam zasnąć. Obrazy wszystkich wieczorów spędzonych w Vegas wkradały się do mojej głowy, przypominając, że teraz to pewnie Heather zasypia w jego objęciach.

Podeszłam do okna i spojrzałam na miasto. Liczyłam, że widok czegoś stałego, co doskonale znałam trochę mnie uspokoi. W końcu ktoś w Jersey City na pewno też właśnie nie śpi, patrząc w okno. Żadne z nas przynajmniej nie będzie patrzyło samo.

Zegarek na moim nadgarstku zawibrował, oznajmiając mi nadejście wiadomości.

Trevor: Śpisz?

Za każdym razem, gdy widziałam, że to on do mnie napisał, puls mi przyspieszał. Przyjaciel mógł wysłać wiadomość z największą głupotą, a ja i tak cieszyłabym się widząc jego imię na ekranie.

Stella: Patrzę na miasto

Po kilku sekundach bez odpowiedzi byłam pewna, że mój przyjaciel zasnął. Zdanie zmieniłam dopiero w momencie, w którym rozbrzmiały wibracje mojego telefonu.

- Wiedziałem, że to napiszesz. Od zawsze lubiłaś patrzeć przez okno, jeśli nie mogłaś spać.

To małe nawiązanie do naszej przeszłości rozpuściło po całym moim ciele przyjemne ciarki. Gęsia skórka pojawiła się na przedramionach, a ręka mimowolnie przesunęła się po włosach.

Jeśli Trevor do mnie zadzwonił, to Heather na pewno spała. Poza biurem rzadko się kontaktowaliśmy, nawet przez telefon. Dziewczyna mojego przyjaciela miała hasło do jego smartfona i bardzo lubiła sprawdzać, czy Trevor przypadkiem nie wpadł na pomysł zdradzenia jej. Tłumacząc się tym, że nie chce dawać Heather powodu do awantur pisaliśmy do siebie przez służbowe adresy.

- Wracaj do niej, Trevor - powiedziałam prawie łamiącym się głosem. - Widzimy się rano w firmie.

Westchnęłam głęboko, a potem zakończyłam połączenie. Odeszłam od okna na rzecz zrobienia sobie kawy.

Wiedziałam, że tej nocy i tak już nie zasnę.

Still Into You (Into You #1)Where stories live. Discover now