Rozdział 2

88 18 52
                                    

Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze, czując jak woda ze zmoczonych włosów spływa mi po ramionach. Z niejaką przyjemnością odkryłam, że nie będę się tutaj jakoś specjalnie wyróżniała; miałam ciemne oczy, raczej ciemną karnację i długie, ciemnobrązowe włosy, które przy końcach lekko się kręciły, co niejednokrotnie doprowadzało mnie do szału, bo o ile nie dysponowało się zwariowanymi ilościami olejków wygładzających to zdecydowanie ciężko było je ujarzmić. Teraz nie miałam piegów na nosie, ale wiedziałam, że jak przyjdzie lato to kilka się pojawi – a ja pozwolę im być, nawet zadowolona z ich obecności. Moje ramiona były szczupłe, wiele osób powiedziałoby wręcz, że chude. Spotykałam się niejednokrotnie z sugestiami, że powinnam nieco przytyć, ale ignorowałam je, wychodząc z założenia, że ludziom wiecznie będzie coś w tobie nie pasować; dopóki jednak ty czujesz się ze swoim ciałem w porządku, nie ma co zmuszać się do jakichś zmian.

Jeszcze przez chwilę tępo wpatrywałam się w swoje odbicie, nie miałam nawet jakichś szczególnych myśli w głowie – w ciągu ostatnich dni, tygodni wydarzyło się tyle, że w tym momencie poczułam się jakoś dziwnie przytłoczona. Z zamyślenia wyrwały mnie dopiero jakieś dźwięki dochodzące z korytarza – mogłam wnioskowa, że goście już byli w mieszkaniu. Wzięłam głębszy wdech, posyłając swojemu odbiciu pokrzepiające spojrzenie, po czym rozczesałam włosy i lekko roztrzepałam je palcami. Znalazłam w pobliżu jakąś suszarkę, ale tylko lekko je podsuszyłam – zawsze brakowało mi cierpliwości do dosuszania włosów do końca. Wiedziałam, że ludzie, których za moment zobaczę wyrobią sobie opinię o mnie na podstawie pierwszego spojrzenia, bo było to totalnie zrozumiałe zachowanie ludzkie; chciałam wobec tego wyglądać znośnie. Nie zależało mi na tym jednak na tyle, żeby nałożyć podkład, ale przesunęłam tuszem po rzęsach kilka razy, poprawiłam pomadą brwi, na policzki nałożyłam odrobinę różu, a po ustach przeciągnęłam malinowym błyszczykiem. To tyle, będą musieli mnie polubić w takiej wersji albo wcale.

Narzuciłam na siebie jeszcze legginsy i trochę za dużą koszulkę, którą chyba kiedyś komuś ukradłam na jednej z imrpez. Chwyciłam za swoje rzeczy, które po drodze wrzuciłam do swojego pokoju i, czując lekkie spięcie w żołądku, weszłam do kuchni. Kuchni, która w tym momencie była pełna ludzi, którzy się po niej kręcili, kroili ser, rozkładali chipsy albo nalewali wina, a przy tym rozmawiali – jak na moje oko zbyt głośno, sporo gestykulując i wybuchając śmiechem raz na jakiś czas.

- O, Blanka, jesteś! – wyrzuciła nagle Zoe, klaskając w dłonie.

I wszystkie spojrzenia, jak na komendę, padły na mnie.

Jedna dziewczyna miała olśniewające czarne, długie włosy, które układały się w lekkie fale, biust godny pozazdroszczenia i pełne usta, które wprost sprawiały, że chciałam ją ucałować. Uśmiechnęła się lekko, z uznaniem, na mój widok – a przynajmniej tak to odebrałam. Przesunęła spojrzeniem na dwóch chłopaków, którzy dotąd opierali się o kuchnię, rozlewając wino do kieliszków, a teraz po prostu na mnie patrzyli.

Jeden miał krótkie, czarne włosy i widoczny zarost na kwadratowej szczęce. W tym momencie na głowie miał założoną czapkę do tyłu daszkiem, a na sobie miał luźno rozpiętą koszulę – czarną, z białymi pionowymi pasami. Jego spojrzenie było ciemne, ale intensywne. Wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem, a ja w pewnym momencie poczułam się nieswojo z tym, że to spojrzenie się przeciąga.

Drugi miał dużo bardziej chłopięcą urodę. Miał dłuższe włosy z przedziałkiem pośrodku, które układały mu się w pewien nieład na głowie. Były ciemne, ale umiałam sobie wyobrazić, że pod wpływem słońca jaśnieją. Też miał na sobie koszulę, ale wyglądała na lnianą, w kolorze beżowym. Kto w ogóle nosi len zimą? Przesunęłam jeszcze wzrokiem po jego jasnych spodniach i pasku aż wróciłam do twarzy, na której wyróżniały się tęczówki; niebieskie, w kolorze morza, które nas tutaj otaczało. W momencie, kiedy spojrzałam w te oczy czułam się jakbym zderzyła się z murem; były dość chłodne, nawet wtedy, kiedy za moment jego usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.

ConfusioneOnde histórias criam vida. Descubra agora