...

27 3 0
                                    

- Dzień dobry wujku Ben, ja hm przyniosłem kwiaty, twoje ulubione.

Peter Parker- juz nastoletni chłopiec usadawia się miękko na porannym szronie, pewnego spokojnego grudniowego dnia. Przejeżdża palcami dotykając drobnych oraz lekko kłujących zdźbieł zielonkawej trawy, wysłuchując kojących śpiewów pobliskich pierzastych niewiniątek.

Dotyk, także hałas były teraz nieustanną częścią w życiu młodego Parkera. Po ugryzieniu tego małego draństwa nie zaznał dnia bez wyraźnie nękających go tychże bodźców, wraz z kilkoma innymi takimi jak drażniące światło, odtrącające zapachy lub wrażliwe kubki smakowe.

Te oto czynniki to zarówno najpiękniejszy dar jak i najgorszy z koszmarów. Nie wydawały się zazbyt użyteczne w ostatnim czasie, a wręcz uciążliwe.

Wyjące syreny, krzyki, płacz, krew, szorstki beton.

Niewygodne ubrania ocierające się o skórę, pot i perfumy nieznanych ludzi, słone łzy napływajace do ust.

Wszystko to zaledwie w ciągu jednego tygodnia.

Przejeżdżając wzrokiem po delikatnych płatkach słonecznika, unosi się lekko na kolana, aby ułożyć kwiaty pod imieniem i nazwiskiem pewnego niesamowitego człowieka. Troskilwego, opiekuńczego wuja, ukochanego męża oraz dobrego, lojalnego przyjaciela.

                  

                            Ben Parker
 
                 ukochany mąż i Wujek

- Wiesz ja.. naprawdę za tobą tęsknię. Nic nie jest takie samo odkąd.. odszedłeś.

Peter jest świadomy, iż nie usłyszy jakiejkolwiek odpowiedzi, mimo to ma poczucie, że ktoś po drugiej stronie- jego Wujek- przez cały ten czas słucha. To w pewnym stopniu pocieszające.

- Chciałem Ci powiedzieć, że miałeś rację. W trudnych momentach naprawdę miło mieć przyjaciela.


-Peter chodź szybko bo spóźnisz się do szkoły!

...

-Peter?

Mężczyzna wiedzie oczami do otwartych drzwi pokoju chłopczyka. Na korytarzu słychać powolne kroki wiodące wśród bolesnych wspomnień oraz próby naprawienia tego co niezatarte. Przez jego głowę przenikają myśli i słowa, które nie wydają się wystarczająco dobre.

W końcu słychać skrzypienie drzwi, zza framugi wyłania się maleńka postać, a jego serce pragnie trzymać ją w ramionach przez cały czas świata.

Chłopiec siedzi skulony na łóżku, w jego maleńkich dłoniach widnieje maska ukochanego bohatera, Iron Mena, który zawsze miał go chronić. U stóp leży zapomniany plecak pełen zeszytów i książek- wszystkie z motywem superbohaterów.

Mężczyzna podchodzi do małego chłopca o wielkim sercu. Siada obok niego na łóżku, blisko, ale zostawiając mu potrzebną przestrzeń.

- Co się dzieje kolego?- pyta troskliwie.

Szczenięce kasztanowe oczy, zeszklone patrzą na niego pełne smutku i niepewności. Zarumienione policzki przybierają odrobinę ciemniejszy odcień, a niesforne loki całkowicie przykrywają blade czółko.

- Ja.. boję się wujku Ben.

To jedno proste zdanie wbiło się niczym rozbite szkło w sam środek zmartwionego serca mężczyzny. Mimo odpowiednio dobranych przez chłopczyka słów, doskonale wiedział co ma na myśli skrzywdzone dziecko.

Byliście tam ze mną kiedy nie mogłem się poskładaćWhere stories live. Discover now