Rozdział 1

34 4 2
                                    

      Był chłodny i wietrzny dzień jak na początek września. Wanda wracała późnym popołudniem do domu. Była zmęczona po całym dniu w szkole i znoszeniu towarzystwa swojej znienawidzonej klasy. Jak zwykle poleciało kilka wyzwisk i krzywe spojrzenia nauczycieli po wyrażeniu własnego zdania, czyli dzień jak co dzień.  Myślała "powinnam się cieszyć, że to już koniec, piątek, popołudnie." Uśmiechnęła się pod nosem po tej głupiej myśli i obejrzała wokół siebie, czy nikt czasami nie zauważył, że uśmiecha się sama do siebie. Nikt. Przynajmniej tak przypuszczała, nie chciała, aby ludzie gadali jak to już mają w zwyczaju w małych miasteczkach.

      Szła dalej do domu, standardowo czując się nieswojo, bo oprócz wścibskich sąsiadów wszędzie były kamery. Rząd tłumaczył, że to rozwiązanie zwiększa bezpieczeństwo mieszkańców. W powrocie do domu towarzyszyła Wandzie cisza. Rozkoszowała się każdą chwilą z nią spędzoną, bo tylko w jej towarzystwie czuła się dobrze.

      Po chwili usłyszała warkot silnika samochodowego, podniosła wzrok. Zobaczyła długą czarną limuzynę. Był to samochód elektryczny, błyszczał w świetle dnia, był nowiusieńki i bardzo drogi. " Coś musiało się stać, takie samochody nie jeżdżą sobie tutaj tak po prostu ." - pomyślała. Żadna osoba nie miała samochodu, jeżeli ktoś chciał gdzieś się przemieścić miał do wyboru, albo nogi, albo autobus. Spojrzała dyskretnie na rejestrację, była ciemno granatowa. "Samochód ze stolicy" odwróciła wzrok. Szybszym krokiem wróciła do domu. Nie chciała mieć  z nimi nic wspólnego, wiedziała, że ich przybycie oznacza kłopoty.

***

       Wanda przyłożyła swój nadgarstek do małej metalowej płytki umieszczonej w ścianie, aby otworzyć drzwi, weszła po klatce schodowej, docierając do mieszkania numer 22. Zdjęła czapkę i płaszcz a następnie poprawiła swoje kruczoczarne włosy. 

 - Cześć - powiedziała radośnie i energicznie matka Wandy.

 - Cześć - mruknęła chłodno i bez entuzjazmu. Nie chciała się pozytywnie nastawiać na niespodziewaną zmianę nastroju matki, wiedziała, że zaraz i tak będzie krzyk.

 - Jak było w szkole? - kontynuowała matka

 - Dobrze, tak, jak zawsze - odpowiedziała nie zagłębiając się w szczegóły, które i tak ją nie obchodziły, jak już pytała o cokolwiek to tylko "dla zasady".

        Podeszła do kuchenki i zaczęła nakładać sobie obiad - chleb z ciemnej mąki i krem pomidorowy. Jak zwykle w piątki. Wzięła naczynie i ruszyła w stronę stołu.

 - Jak będziesz tak dużo jeść to nikt cię nie zechce. Nie jesteś ładna, więc musisz nadrabiać wąską talią. - powiedziała uszczypliwie.

 - Dobrze. - powiedziała a w zasadzie wypluła to słowo. Wzięła drugą miskę i nałożyła mniej a wcześniejszą dała matce. Wanda była chuda, ale matka i tak twierdziła, że mogłaby schudnąć, bo nie jest aż tak koścista jak córka jej koleżanki. 

Usiadła do stołu. W głowie miała jedną myśl - "bądź spokojna choćby nie wiem co".

 - To jak było w szkole? - znów zapytała siadając przy stole i zajadając się zupą.

 - Już mówiłam, jak zwykle testy, lekcje i do domu. - odpowiedziała.

 - Jak masz mi tak odpowiadać to może wcale nie rozmawiajmy. - odpowiedziała z krzykiem uderzając pięścią w stół.

Działo się to już tak tyle razy, ale za każdym razem bolało niemiłosiernie.

 - Błagam cię nie krzycz. - prosiła Wanda ze spokojem tłumiąc w sobie złość.

Dzień gniewuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz