🏐

29 6 1
                                    

Skończyli właśnie trening, łącznie z tym indywidualnym.

Teraz byli we dwójkę w szatni, pakując swoje rzeczy. Dokładnie trzy tygodnie temu zaczęli drugą klasę liceum.

Jak na kwiecień, wieczór był naprawdę ciepły, a niebo bezchmurne, ukazujące jasne gwiazdy.

Wyższy z nich, spakowawszy się szybciej od swojego kolegi, wziął torbę i stanął w progu drzwi szatni, wyczekując na niego.

— Zbieraj się szybciej, chcę już iść do domu. — odezwał się.

— Przecież możesz iść beze mnie, i tak się rozdzielamy przy bramie. — Zerknął na niego z lekkim uśmiechem rudowłosy chłopak, wiążąc sznurówki. Chciał pobyć z nim jeszcze chwile?

— Ja mam teraz klucze, muszę zamknąć szatnie. — Zakręcił kluczami na palcu. Niższy skierował wzrok na swoją torbę, pakując do niej ostatnie rzeczy i zarzucając ją na ramię. Wyszedł z szatni, a za nim jego kolega, uprzednio zamykając drzwi.

— Kageyama. — Odezwał się, kiedy owy chłopak kierował się już w stronę domu

— Co?

— Szatnia. — Uśmiechnął się ponownie. Co prawda zamknął drzwi, ale nie na klucz. Kageyama przyłożył rękę do czoła i się zawrócił, na co starszy zaczął chichotać.

— Walnę cię zaraz, Hinata.

— Nie moje wina, że masz alzheimera. — I faktycznie Hinata dostał za to w tył głowy, ale odegrał się kopniakiem w tyłek. Natychmiast przyspieszył kroku, żeby jego cios był ostatnim (wtedy w ich logice by wygrał), ale zauważył, że Tobio wcale go nie goni. Odwrócił się, a wtedy zobaczył całkiem niecodzienny widok.

Ten wiecznie naburmuszony, wredny, wydający się nienawidzić wszystkiego i wszystkich chłopak, patrzył rozmarzony w niebo, z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach.

Dobra, może Hinata trochę przesadził z tymi wcześniejszymi określeniami, bowiem Tobio Kageyama całkiem zmienił się przez ostatnie miesiące. Przede wszystkim nie wyzywał kolegów z drużyny na każdym kroku. I bardzo dobrze, bo odstraszyłby pierwszaków.

Co nie zmienia faktu, że takie odpływanie myślami na rzecz nocnego nieba jest nie w jego stylu.

— Kageyama...? — Shoyo patrzył się na niego zdezorientowany. Ten spojrzał w jego stronę i nie odpowiedział. Zamiast tego przebiegł truchtem na trawę, rzucił na nią torbę, a sam runął na plecy, rozrzucając ręce.

— Jezu, co ci? — Hinata poważnie się tym zaniepokoił. On zemdlał, czy zrobił to specjalnie? Nawet jeśli, to było to dziwne. Podszedł szybko do niego i spojrzał mu w oczy. Nigdy chyba nie widział go tak spokojnego. Wydawał się całkowicie rozluźniony, z roztrzepaną grzywką i delikatnym uśmiechem.

— Wszystko okej? — Ponowił pytanie Shoyo, patrząc na niego z góry.

— A co ma być nie okej? Gwiazdy chciałem pooglądać. — Wyciągnął rękę ku niebu. Niższy ze zdziwienia szerzej otworzył oczy, ale wyprostował się i spojrzał na rozciągające się nad nim niebo.

— Faktycznie ładnie — skomentował. — Ale nie widziałem cię nigdy takiego... — zamyślił się — sentymentalnego?

— No co ty. — Hinata poczuł, jak chłopak ciągnie go lekko za nogawkę dresów. — Kładź się — powiedział czarnowłosy po krótkiej pauzie.

Rudowłosy wrócił do niego wzrokiem i poczuł łaskotanie w podbrzuszu po kolejnym spotkaniu z jego spojrzeniem. Przed chwilą Kageyama pospieszał go, bo chciał wracać do domu, więc prędzej Shoyo pomyślałby, że chłopak chce zostać sam. Czyli jednak miał ochotę dłużej z nim pobyć. Niepewnie położył się obok niego.

Gwiazdy || kagehina one-shotWhere stories live. Discover now