chapter 4.

274 58 16
                                    

Fuck yeah! Czwarty rozdzialik. :3 Mam nadzieję, że jest lepszy niż poprzednie xd Zapraszam! :)

Z pomocą Tomoya doczłapałem się do głównej sali, gdzie odbywała się cała uroczystość. Byliśmy odrobinę spóźnieni, gdyż poruszałem siś z prędkością ślimaka, jednakże miałem nadzieję, że pan profesor przymknie na to oko. Doskonale znał całą sytuację. Bardziej bałem się, że zabije mnie za to, że przyszedłem.

Weszliśmy do środka, wszyscy popatrzyli na nas, jak na obcych. Czułem się źle otoczony takimi zabójczymi spojrzeniami. Mimo to starałem się skupić na chłopaku, który właśnie zdawał test.
Widać było, że nauczyciele się postarali. Zadbali o odpowiednią atmosferę. Jedyne światło dawały świece, panował tam półmrok. W kącie na czerwonej poduszce leżała kotka dyrektora. Była piękna, miała grubą, długą sierść o czarnym głębokim kolorze. Jej oczy błyszczały, a na mordce widać było wredny uśmiech.

- Aya Shizuo. - zostałem wywołany przez dyrektora. Przeszły mnie ciarki, zrobiło mi się gorąco i duszno. Mimo to podszedłem do stolika. Ręce miałem mokre od potu, wszyscy na mnie patrzyli, przenikali mnie wzrokiem od góry do dołu. Słyszałem ich szepty, chichoty. 'Chichichi to, chichichi tamto...' i tak cały czas.

- O ile zostałem dobrze powiadomiony, włada pan magią odpowiadającą za sztuczną siłę i energię? Prawda? - zapytał dyrektor, który oceniał całość 'występu'.

- Zgadza się. - odpowiedziałem. Ręce mi się cholernie trzęsły. Nie wiedziałem jak mam je ogarnąć. Jak to będzie wyglądać, gdy będę się trząść jak galareta? Pomyślałem sobie wtedy, że wszystko będzie dobrze.

- Zatem sprawdzimy pana umiejętności za pomocą jednego zadania. Niech uniesie pan dowolny przedmiot z tej sali i otoczy go świetlistą błoną ochronną. - powiedział profesor.

Przystąpiłem więc do pracy. Na początku zastanawiałem się nad przedmiotem, który mam unieść. Zaczęły się moje rozkminy. Jeżeli uniosę coś zbyt ciężkiego to nie starczy mi siły na drugą część zadanie, jednakże, jeżeli uniosę coś małego i lekkiego to profesor uzna to za niedporacowane i zrobione na byle jak. Musiałem również liczyć się z tym, że nie mam zbyt wiele czasu. Musiałem szybko przystąpić do działania. Chwilę jeszcze pomyślałem rozglądając się po sali. Postanowione!
Czas na niemały wysiłek. Przedmiotem, który uniosłem ku górze była niewielka statuetka, która przypominała, a przynajmniej miała przypominać, naszego dyrektora. Nadszedł czas na naniesienie błony. Zacząłem od samego dołu, na spód nakładały się kolejno niewielkie świecące się cząsteczki, które potem łączyły się w całość tworząc jakby twardy, świecący mur. Na początku widać było jedynie zarysy, możnaby powiedzieć, szkielet całej konstrukcji. Lecz po dłuższej chwili całość była gotowa, wykonana moim zdaniem wręcz perfekcyjnie. Statuetka bezpiecznie wylądowała na stoliku, przy którym siedział dyrektor.

- Może być pan o nią spokojny, teraz nic jej nie ruszy. - powiedziałem rozluźniając spięte ciało. Kosztowało mnie to bardzo dużo siły, jednakże miałem nadzieję, że było warto. Na całej sali rozbrzmiały gromkie brawa. Ukłoniłem się delikatnie, chwyciłem kule, które wcześniej przyniósł mi Tomoya, i z ich pomocą powróciłem na wcześniejsze miejsce.

- Muszę przyznać, panie Aya, że występ ten był warty obejrzenia. - powiedział profesor. - Wyniki ukażą się jutro, standardowo w formie listu.

- Hai.. - odrzekłem cicho.

~^^~

W pokoju jak zawsze opracowywałem tony możliwości i sposobów na otworzenie pudełeczka. Jak narazie tylko jeden z nich mógłby się udać. Pomyślałem, że mógłbym zastąpić tę ochronkę własną, a potem ją zdjąć. Bo łatwiej mi jest zdejmować zaklęcia, które sam założyłem. W ten sposób mógłbym pozbyć się blokady. Cóż, czemu by nie spróbować? Położyłem pusełeczko na podłodze i powoli nałożyłem na nie coś podobnego jak i na statuetkę podczas testów. Gdy całość była gotowa przystąpiłem do zdejmowania tejże 'blokady'. Byłem prawie pewien, że to podziała. Niestety nie udało mi się.

Siedziałem dalej, myślałem i myślałem, aż w końcu do pokoju przyszedł Takashi. Dziwnie się do mnie szczerzył.

- Eem, wszystko OK? - zapytałem, gdyż po dłuższej chwili jego dziwna mina zaczynała mnie przerażać.

- Przyniosłem Ci coś baardzo dobreegoo! - powiedział z przesadnym entuzjazmem po czym podał mi niewielką białą paczuszkę. Obejrzałem ją do okoła po czym powąchałem. Nie wyczułem żadnego zapachu.

- Co to takiego? - zapytałem. - Czy to coś do jedzenia? - dodałem, moje oczy zabłyszczały. Od dzisiejszego stresu przed testami nie byłem w stanie niczego jeść.

- Otwórz a sam zobaczysz. - powiedział siadając na przeciwko mnie. Dobrze, że podłoga była w miarę czysta. Otworzyłem pudełko, w środku zobaczyłem pyszny tort waniliowo-bananowy.

- Wooow. Staaary, gdzie to kupiłeeś? - zapytałem wytrzeszczając oczy. Nie mogłem się napatrzeć na to cudo. Wyglądało tak smakowicie.

- Wiesz, jest coś takiego jak cukiernia tuż obok. - powiedział po czym zaczął się śmiać. Moja twarz nabrała smutnego wyrazu.

- Jestem biedakiem.., - rzekłem spuszczając wzrok. No niestety, dlatego ciągle jadłem kanapki  z serem i ketchupem. Niestety tylko na to było mnie stać.

- No to wcinaj. - powiedział wyciągając z kieszeni plastikowy widelczyk do ciasta. - Mam nadzieję, że będzie w miarę jadalne. Ukroiłem kawałek ciasta, po czym widelec powędrował w stronę wielkich ust blondyna.

- Sam się o tym przekonaj. - powiedziałem uśmiechając się. - W razie czego to Ty się zatrujesz a nie ja.

- Ale Ty jesteś wredny... - warknął po czym zsunął kawałeczek z widelca wprost do buzi.

- I jaaak? - zapytałem patrząc jak Takashi degustuje się moim słodziutkim ciastem.

- Wiesz co, może lepiej je wezmę. - rzekł z powagą.

- Czemu? Coś z nim nie tak? - zapytałem rozczarowany.

- Jest zbyt dobre. - zaśmiał się głupkowato. Wziąłem na palec odrobinę bitej śmietany i maznąłem nią policzek chłopaka.

- To za karę. - zachichotałem. Wyglądał teraz jeszcze bardziej słodko niż to ciasto. Aż szkoda było odrywać od niego wzrok.

- Jak możesz tak marnować takie pyszne jedzonko?! - krzyknął zabawnie Takashi.

- Ależ ja go nie marnuję, nadal można je zjeść. - odrzekłem po czym przybliżyłem się do niego i delikatnie zlizałem śmietanę z jego policzka. Potem widziałem te jego słodkie rumieńce. - No widzisz? Nie zmarnowało się.

- Jesteś zboczony! - krzyknął po czym brutalnie się na mnie rzucił. Zaczął mnie łaskotać, nie miałem nawet jak się bronić, gdybym mocniej się poruszył uraziłbym się w zranioną nogę. Z opresji uratował mnie Tomoya, który właśnie wszedł do pokoju.

- Łohohoo! A co tu się dzieje, hmmm??? Gwałty beze mnie? - wtedy wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

Mahō no kagi || ~Kodokuna Shōnen book two~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz