— Co ty pieprzysz, to nie możliwe, ona nie może tu być.— Aria kręciła głową z niedowierzaniem, a wszyscy nadal milczeli jakby coś odebrało im mowę.

— To prawda, Diavolessa właśnie wróciła.— potwierdził, a mnie kompletnie zamurowało.

Odkąd pamiętam ta dziewczyna była niepokonana, nie raz walczyłem z nią w zawodach strzeleckich i widziałem kilka jej walk bokserskich jak zaczynała z tym gównem. Od samego początku rywalizowaliśmy ze sobą, ale po jakimś czasie zaszyła się gdzieś i była dla wszystkich nieosiągalna, była istnym geniuszem. Również była niczego sobie posiadała długie ogniste rude włosy, zawsze zaplatała je w warkocze bokserskie, czarny kombinezon bez rękawków opinał jej ciało, a oczy posiadała ciemnobrązowe niczym kawałek gorzkiej czekolady. Przyznam szczerze, nigdy nie widziałem takiej kobiety. Słyszałem o niej różne opowieści, jedne wyssane z palca, a drugich zaś byłem świadkiem. Nieokiełznana, nieobliczalna i bezlitosna.

A ja byłem tak samo popieprzony jak ona. Śmiem twierdzić, że w końcu trafił swój na swego.

— Nestor, wszystko w porządku?— spoglądała na mnie moja damska wersja z widocznym zmartwieniem.

— Ta, wszystko świetnie.— odpowiedziałem ze znudzeniem.

Siostra chciała zadać jeszcze kilka pytań, ale przerwał jej Dexter, który zaczął wyczytywać zawodników z karty walk. Na pierwsze starcie poszło jakichś dwóch goryli, kojarzyłem ich z poprzednich wizyt na ringu ale nigdy nie walczyłem z żadnym z nich. Starcie rozpoczęło się, na pierwszy rzut oka byli to nowicjusze bo wręcz rzucili się na siebie z pięściami. Jeden z nich szybko zyskał przewagę, posłał przeciwnika na ziemię powalając go najpierw ciosem w gardło, a następnie podciął mu nogi, gdy słabszy nie mógł już ustać po silnym uderzeniu. Obkładał go pięściami po twarzy i brzuchu,  sędzia musiał odciągnąć goryla, bo już mało by brakowało ma mielibyśmy federalnych na karku, nie był by to pierwszy przypadek śmiertelnego pobicia, a już wystarczająco śledczy siedzieli nam na ogonie. Jebani nieudacznicy nie potrafią zrobić nawet porządnego zdjęcia śladów z miejsca przestępstwa, a co dopiero schwytać jednego z nas. Za każdym razem gdy już się pojawią nie znajdują niczego co by działało na naszą niekorzyść. 

 W końcu przyszedł czas na walkę dziewczyn, oczywiście moja cudowna rywalka była już w pełni gotowa, żeby spuścić komuś totalny wpierdol, za to jej blondwłosa przeciwniczka w porównaniu do ognistowłosej była niczym pieprzone piórko. Miała trochę masy mięśniowej, ale widać było, że to kolejny świeżak w dzisiejszych pojedynkach. Po sali rozebrzmiał sygnał symbolizujący rozpoczęcie starcia, nowa niemal wskoczyła od razu na brązowooką i próbowała zadać jakiekolwiek obrażenia, ale pieprzona Diavolessa niczym robot blokowała każdy z ciosów i zrzuciła blondynę na ziemię siadając na niej okrakiem. Wybrano, że jest to starcie na małym ringu praktycznie bez żadnych ograniczeń, wyjątkiem był zakaz używania ostrych narzędzi. Rudzielec natychmiast zaczął podduszać przeciwniczkę do czasu aż zemdlała z braku dopływu powietrza i tym samym wiewióra wygrała pojedynek.

— Ja pieprze, widzieliście to co ja?— Nestoria w szoku obserwowała koniec walki, przerażenie również było wymalowane na jej twarzy, bo sama brała udział w pojedynkach i właśnie chyba się modliła żeby nie przydzielono jej rudzielca.

— Ja pierdole to była zajebista walka. Tu przynajmniej się coś działo a nie jak u tych goryli co walczyli jakby kurwa zaniemogli.— wyznał z podziwem Livio.— Ona jest niesamowita, ale obawiam się, że jak dacie jej więcej przeciwniczek to ona je pośle do piachu. A szczerze mówiąc tego nie chcemy, już pieprzeni federalni siedzą nam na dupie i tylko czekają żeby nam napluć w mordę.

— Li ma rację. Czeka nas jeszcze moja walka, oczywiście wygrana no i idziemy chlać.— krzyknąłem do przyjaciół oddalając się od nich, przyszedł czas na moją walkę.

Starcie zakończyło się dość szybko i bez większych obrażeń, przynajmniej u mnie Evans już nie został takim szczęściarzem. Zaraz po zejściu z ringu podbiegli do mnie znajomi informując mnie, że będą czekać na mnie przed budynkiem. Szybko pobiegłem do szatni, zdjąłem rękawice wrzucając je do torby i poszedłem do łazienki wziąć szybki prysznic. Po dobrych piętnastu minutach wychodziłem już na zewnątrz, ale zawsze coś musiało się spieprzyć bo oczywiście musiałem wpaść na wiewiórę.

— A ty co kurwa łazić nie umiesz?— warknęła na mnie, a gdy podniosła wzrok i ujrzała przed sobą mnie na jej pełnych ustach zawitał szyderczy uśmiech.— Kogo my tu mamy, kopę lat Diotallevi, jak ja cię dawno nie widziałam. Poszło ci dzisiaj całkiem nieźle.

— Też się za tobą stęskniłem Diavolesso. Tobie też dzisiaj nie poszło najgorzej rudzielcu.— zaśmiałem się kpiąco.

— Pierdol się Diotallevi, żałuje że ci Evans nie przyłożył.— wycedziła przez zęby, a złość z niej wręcz kipiała.

— Ciebie , zawsze ale nie wiedziałem, że chcesz przy ludziach zołzo. Ale przecież każdy ma jakiś fetysz.— nawet nie powstrzymywałem się już żeby się nie zaśmiać jej twarz była już tak czerwona jak pieprzony burak.

— Dobra, nie mam czasu na twoje bezsensowne pieprzenie. Idę świętować i nawet taki dupek jak ty nie popsuje mi humoru, gdy czeka na mnie zajebista impreza. Do zobaczenia Nestor.— odpowiedziała wsiadając na czerwony motor, założyła szybko pasujący do pojazdu krwistoczerwony kask i ruszyła od razu z piskiem opon nie czekając na moją odpowiedź.

— Do zobaczenia wiewióro, mam nadzieję na nasze ponowne spotkanie.—wyszeptałem tak cicho, ze sam ledwo słyszałem wypowiedziane przeze mnie słowa.

****

Przychodzę do was z nieco inną historią niż Always For You. Mam nadzieję, że pokochacie ją równie mocno jak Always. Do zobaczenia za niedługo w pierwszym rozdziale.

The Wrong ChoiceWhere stories live. Discover now