Wcześnie Rano

685 77 13
                                    

Było jeszcze wcześnie rano. Wschodzące słońce, nad małą wysepką Los Santos, rozciągało się między wysokimi, szklanymi budynkami i tymi mniejszymi, bardziej przy ziemi i lepiej dostępnymi człowiekowi. Biegało gdzieś radośnie, odbijając się na wszystkie strony w ciepłych barwach, dając chociaż trochę szczęścia wyspowym mieszkańcom. W tym szarym i smutnym mieście trudno było o uśmiech i radość. Może raz, na jakiś krótki czas, ktoś rzuci szybkim uśmieszkiem, ale szybko odwróci głowę i pójdzie w inną stronę, jakby to nigdy nie miało miejsca. I to wcale nie było takie dziwne dla ludzi. Wcale. Traktowali to jako miłą codzienność, albo nawet chwilową przerwę od niej. Jako taki... Moment odejścia od rutyny. Lekka nadzieja, że szczęście jeszcze tu istnieje, a ludzie nadal mają duszę.

Do środka małego i ciasnego pokoju, przez lekko zasłonięte okno, wpadały promienie ciepłego słońca. W jego odbiciu widać było każdy, najmniejszy kawałek kurzu, latający bezwiednie w powietrzu. Właściciel tego małego i ciasnego mieszkania już dawno miał wziąć się w garść i wreszcie posprzątać, ale jego ciężka i wyczerpująca praca zdaje się odciągać go od domowych obowiązków niemal ze stuprocentową dokładnością. Jego głównym celem w domu było dotarcie do niego i położenie się spać. Ostatecznie w środku zrobienie sobie małej przerwy na jakąś szybką kolację. Naczynia i tak lądowały w zmywarce, która potrafiła stać zapełniona dniami, bo zapominał jej rozładować i robił to wtedy, kiedy kończyły mu się wszystkie naczynia w szafce, bo czyste wciąż kwitły w zmywarce, a brudne piętrzyły się w zlewie i czekały na swoją kąpiel. Chociaż nie zawsze lądowały od razu w zlewie. Czasami zostawały na biurku, szafce, czy stoliku. Robiły za małą, nowoczesną wystawę sztuki, którą artysta nazywał prześmiewczo "Instalacją Dwudziestego Pierwszego Wieku". Sterta kubeczków na sobie i talerze, robiące za kilka zgrabnie ułożonych wieżyczek. Widelce i łyżeczki porozkładane, niczym bierki. Czasami, kiedy nie chciało mu się spać, faktycznie urządzał sobie partyjkę w bierki i wyciągał je po kolei. Kiedyś próbował robić z nich jengę, ale spadły od razu, roztrzaskując się na podłodze z dzwoniącym łoskotem. Chwilami myślał o tym, czy nie kupić sobie papierowych sztućców i talerzyków, ale nigdy nie miał czasu, żeby po nie pójść.

Jego mały bałagan, albo raczej artystyczny nieład, był dla niego wyznacznikiem tego, kiedy faktycznie trzeba ruszyć tyłek z kanapy i trochę uporządkować swoje życie, łącznie z nieszczęsną zmywarką. Powodów było kilka. Pierwszy, kiedy faktycznie już nie ma na czym jeść swoich tostów o drugiej nad ranem. Albo kiedy płatki wylewały mu się z jedynego czystego talerzyka, bo wszystkie miski wykorzystał do swojego projektu na stoliku w sypialni. Albo kiedy znudzi mu się picie kawy z kieliszka do wódki. Wtedy zaczyna się prawdziwy batalion i musi obudzić w sobie mózg Komandosa, przewodząc swoimi szeregami brudnych kubeczków. Zazwyczaj idzie mu świetnie, do momentu kiedy w szereg nie ustawi się Kapitan Łyżeczka i jego oddział innych brudnych sztućców, które trudno się organizuje i na ogół znajduje, między innymi żołnierzami Batalionu "Posrebrzani". Zajmuje mu to trochę czasu, ale jako odpowiedzialny Komandos musi sobie z tym jakoś poradzić i nie zgubić żadnego ze swoich cennych żołnierzy. Faktyczne pole bitwy ma wtedy, kiedy sprawa rozchodzi się o miseczki. Ich różnoraki rozmiar i kształt chwilami uniemożliwia mu wzięcie ich wszystkich w wieżyczkę i przeniesienie ich bezpiecznie do kuchni, bez potłuczenia żadnej z nich. Zazwyczaj udaje mu się to, choć kropelki potu już spływają mu po czole i karku, kiedy przekracza próg kuchni, a miseczki wyginają się na boki, trzeszcząc między sobą. Ostatecznie ładuje znów zmywarkę i za jakiś czas będzie mógł cieszyć się swoimi czystymi żołnierzami na półkach i w szafkach.

Drugim powodem była zwyczajna nuda i kompletna niechęć do snu. Wtedy robił to, bo nic innego nie przychodziło mu do głowy, a lepiej jest połączyć przydatne z pożytecznym. Zajmowało mu to trochę więcej czasu, niżeli miałby to robić przez brak podstawowych sztućców. W połowie się męczy, zapomina, znajduje jakąś ciekawą rzecz i odpływa na chwilę, żeby przypomnieć sobie o sprzątaniu dwie godziny później. I fakt faktem mógłby wrócić wtedy do sprzątania, ale myśl o tym, że znów musi biegać z kuchni do pokoju męczy go od razu i woli położyć się spać, choć wcale mu się nie chce. Robi to, żeby na drugi dzień mieć wymówkę, czemu dalej nie jest posprzątane. No bo przecież zasnął. I taki cykl jest w stanie funkcjonować u niego dobre kilka dni, póki nie posprząta do końca. W środku robi się z tego małe kółko. Naczynia, które zdążył włożyć do zmywarki się piorą. Na drugi dzień są wyprane, ale na czymś trzeba zjeść kolację. Wtedy zaczyna się wyciąganie ze zmywarki i wkładanie do szafek, biorąc tym samym jeden talerzyk do tostów. Po zjedzeniu zaczyna swój rytuał nudy i bezsenności. Sprząta, znajduje ciekawsze zajęcie i po jakimś czasie znów idzie spać, by jutro powtórzyć to trzeci raz, a brudne talerze wciąż się tworzą z dnia poprzedniego. Przynajmniej zawsze jest co robić, prawda?... Prawda?

Wcześnie Rano [Xander x Capela] ONESHOTOnde histórias criam vida. Descubra agora