Położyłam się spowrotem na łóżku i dosyć prędko usnęłam. Na całe szczęście, tym razem, bez snów.

Spałam, o dziwo, bardzo spokojnie.

Pierwszy raz od kilku dni...

Obudziło mnie walenie do drzwi.

– Na wyrocznie!– wrzasnęłam i nakryłam głowę poduszką.

Nagle klamka ustąpiła i usłyszałam zirytowany głos:

– O co chodzi?

– Pilnie jesteś wzywany do sali obrad.

– To dlatego tak walisz?– warknął smok, a ja odkryłam głowę – Można spokojniej. Pali się?

– Znów byli widziani.– mruknął jakiś strażnik.

– Idę.– Coś się zmieniło w zachowaniu białowłosego, bo momentalnie sięgnął po broń i już miał wychodzić, ale zatrzymałam go.

– Co się dzieje? Kogo widzieli?

– Tych, którzy cie skrzywdzili, Ario.– mruknął niezadowolony, a ja odruchowo dotknęłam językiem sztucznego kła.

– Idę z tobą. Poczekaj.– wstałam w pośpiechu z łóżka i zaczęłam poprawiać włosy, które były w kompletnym nieładzie.

Gdy chciałam przekroczyć próg pokoju, Lance zagrodził mi drogę ręką.

– Masz własne problemy. Ja zajmę się tym.– rzucił przez ramię – Zostajesz w pokoju.

– Chyba nie ruszysz ich tropem.

– Taki jest plan.– zabrał rękę – Obiecaj mi, że gdy mnie nie będzie, zajmiesz się sobą.

– Oszalałeś? Nie. Nie zgadzam się.

– Nie masz nic do powiedzenia.– cmoknął mnie w usta.

– Ty nie wrócisz. Ja to czuję.– złapałam jego twarz w swoje dłonie.

– To będziesz miała powodów by po mnie przyjść.– zaśmiał się cicho – Na razie.

I wyszedł zostawiając mnie sama na progu.

Jeszcze tego samego wieczoru wyruszył z KG, wraz z dostępnymi na ten moment strażnikami, rozpocząć kolejne polowanie na naszych wrogów.

Ja za to miałam na następny dzień przymus odpoczynku wraz z Koori. Obie przedobrzyłysmy i musiałyśmy się w pełni zregenerować.

Później dalej wspólnie ćwiczyłyśmy przez kilkanaście dni.

Sny nadal mnie nawiedzały, ale nie chciały mnie już zabić.

– Gotowa? Zaprosiłam dziś do pomocy Leiftana.– zakomunikowała podchodząc do mnie białowłosa kitsune wraz z blondynem.

– Cześć.– przywitałam się – Jestem gotowa.

– Leiftan spróbuję nam pomóc. Jest coś dziwnego czego nie możemy przejść. Coś wewnątrz Arii.– powiedziała.

– Prawdopoodnie przez znak na placach.– dodałam, a on przytaknął.

– Zobaczymy co uda nam się zrobić. Usiądźmy.

Tak też zrobiliśmy. Aengel usiadł naprzeciw mnie i złapał mnie za dłonie, a później kazał się rozluźnić i wejść w stan medytacji.

Nie wiem ile to trwało, chyba nawet kilka godzin.

Nikt się nie ruszał, ani nic nie mówił.

Nagle poczułam ciepły powiew wiatru na twarzy, a później koniuszki palców u dłoni zaczęły mnie mrowić i robić się przyjemnie ciepłe, a po nich ta fala przebiegła przez całe ciało. W końcu samoczynnie pojawiły się moje skrzydła.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now