Rozdział 4

1.7K 111 7
                                    

Światło słoneczne. Po dłuższym czasie spędzonym w ciemnym zamku paliło w oczy żywym ogniem. Gdy tylko Vittoria otworzyła powieki, natychmiast musiała je zamknąć. Próbowała jeszcze kilka razy, aż w końcu udało jej się spojrzeć w czyste niebo nad swoją głową. Pulsowanie w potylicy przypomniało nieznośnie, że wszystko to, co się stało wcześniej, nie było tylko snem. Pamiętała pustą jadalnię oraz ogarniającą ją wściekłość, kiedy odkryła, że dwa anioły, z którymi przybyła, zniknęły. Pozwoliła się zajść od tyłu, a teraz... Teraz nie miała pojęcia, gdzie jest.

Usiadła powoli, nie chcąc powiększać bólu głowy, i rozejrzała się wokół. Leżała na polanie w środku lasu. Był gęsty, zdawał się przerzedzać tylko w tym jednym miejscu, w którym się obudziła. I nie tylko ona. Usłyszała jęk po swojej lewej stronie. Odwróciła się zbyt gwałtownie, co i z jej ust wyrwało niemal identyczny dźwięk.

Obok niej leżał mężczyzna, którego miała okazję już oglądać i nie było to miłe wspomnienie. Wilkołak. Po tym, jak sparaliżowała go w obronie własnej, raczej wątpiła w to, że udało mu się dotrzeć do jadalni z pobraną od rozszalałego wampira krwią. Odrętwienie, które mu zafundowała, powinno potrwać nawet do kilku godzin, co zgadzało się z tym, że jego ręka nadal leżała bezwładnie na trawie, jakby nie do końca miał jeszcze nad nią kontrolę.

– Żyjesz? – zagaiła, decydując, że czas uświadomić mężczyznę o swojej obecności.

Zignorował ją lub nie usłyszał pytania.

Istniały nikłe szanse, że będzie miał jakiekolwiek pojęcie o tym, co się wydarzyło, więc nawet nie pokusiła się, by o to wypytywać. Zamiast tego sama powoli podniosła się z ziemi, sprawdzając to, co ma przy sobie. Strój bojowy, broń, a nawet szary woreczek z płatkami — wszystko było na miejscu. Przeniesiono ją dokładnie w tym stanie, w którym pojawiła się w jadalni. Nawet fiolka z krwią wciąż znajdowała się w małej torbie u pasa, na szczęście nie rozbita.

Jedyną zmianą było to, że z tyłu mapy pojawiła się treść, której wcześniej na pewno tam nie widziała.

– Dokąd mnie zabrałaś? – zapytał wilkołak, postanawiając jednak nawiązać rozmowę i tym samym powstrzymując ją od przeczytania.

Przeniosła na niego spojrzenie. I on usiadł, zerkając na swoją rękę i wytężając siły, żeby nią poruszyć. Udało mu się drgnąć palcami. Paraliż powoli zanikał, co oznaczało, że była nieprzytomna przez długi czas.

Zastanawiała się, jaka jest szansa, że Gabriel i Zachariel wciąż żyją, oraz gdzie są Lucas i Kira?

– To nie moja sprawka, ja cię tylko... unieszkodliwiłam na chwilę – odpowiedziała mu w mało przemyślany sposób.

Wilkołak zawarczał, ale tym razem nie naruszył jej przestrzeni osobistej. Skupił się na tym, by odzyskać władzę w ręce, a ona wróciła spojrzeniem do zapisanej czerwonym atramentem treści na trzymanym pergaminie. Choć miała pewne podejrzenia, że to wcale nie jest atrament.



Jestem wami zawiedziony. Ze wszystkich reprezentantów nawet połowie z was nie udało się dotrzeć z antidotum na czas. Gdyby nie moje dobre serce, to wszyscy Przedstawiciele waszych ras zginęliby dzisiaj w moim zamku, na podłodze i w hańbie, którą im przynieśliście. To was nazywają najbardziej uzdolnionymi, silnymi i inteligentnymi? Żałosne. Postanowiłem, że dam wam drugą szansę i każdego przepuszczę do kolejnego etapu igrzysk. Plan jest bardzo prosty, przeżyjcie jak najdłużej. Nie dajcie się zwieść ciepłemu słońcu i pięknym widokom. Lasy mojej krainy bywają wyjątkowo nieprzyjazne.

Król Wampirów, Renard

PS. Skorzystajcie ze zdobytych wcześniej przedmiotów. Niektórzy z was nie pożyją zbyt długo jeśli pozwolą na to, by trucizna wciąż krążyła w ich żyłach.

Do nadejścia ciemności [PREMIERA 22.07.2024]Where stories live. Discover now