Referat z filozofii

16 0 0
                                    

Pięcioletnia Natalka ze skupieniem przyglądała się stronie rodzinnego albumu. Jej matka, Bożena, w tej kwestii była osobą staromodną. Wciąż jeszcze, w dobie aparatów cyfrowych, wywoływała zdjęcia i wklejała je do albumu, który miał opowiadać historię jej życia. Była to jednak jedyna kwestia w jakiej Bożena była staromodna. Poza tym prezentowała model kobiety nowoczesnej, wyemancypowanej bizneswoman, która umiała dzielić swój czas pomiędzy macierzyństwo i karierę zawodową.

– Kto to jest? – spytała Natalka wskazując palcem lekko nieostrą fotografię ukazującą świat w przekłamanych, zielonkawych barwach. Została ona wykonana telefonem komórkowym w czasach, gdy umieszczane w nich aparaty stanowiły zabawne gadżety, którymi nie sposób było zrobić udanego zdjęcia. Przedstawiała chudego chłopaka o ciemnych, półdługich włosach siedzącego na brzegu jeziora lub rzeki.

– To mój kuzyn – wyjaśniła córeczce Bożena.

– Czemu nigdy go nie widziałam?

– Bo on już nie żyje. – Bożena wiele razy zastanawiała się, czy dzieciom powinno mówić się o śmierci. Nie doszła jednak do żadnego sensownego wniosku, poza tym, że prawda chyba zawsze jest lepsza od kłamstwa. Oczywiście wiele spraw najlepiej przemilczeć.

– Dlaczego umarł?

– Był bardzo chory.

– I jest teraz w niebie?

– Tak. – Bożena nie miała zamiaru powiedzieć córce, że szczerze wątpi w istnienie nieba. Natalka była jeszcze za mała na tego typu rozważania. Poza tym, Bożena postanowiła, że pozwoli córce samej ukształtować swój światopogląd.

Natalka przerzuciła stronę w albumie. To co usłyszała, jak na razie w zupełności jej wystarczyło. Kiedyś pewnie wysłucha opowieści matki o tym, jak ona i Tomek jeździli razem na zimnokrwistej klaczy. To było coś, co mogła córce opowiedzieć.


Dziesięcioletni chłopiec wyprowadził na podwórko masywną, kasztanowatą klacz. On był drobny i chudy, a ona ogromna i trochę też zbyt gruba. Wyglądał przy niej, jak zabawka. Mimo to klacz pozwalała mu się prowadzić na sznurku przywiązanym do skórzanego kantara.

– Chodź – powiedział. – Tata nie będzie dziś potrzebował Jutrzenki. Możemy zabrać ją na pastwisko.

– W porządku – zgodziła się Bożena. Odłożyła na ławkę książkę, którą do tej pory czytała, opalając przy okazji długie, kościste nogi. Wstała. Miała wtedy trzynaście lat. Każde wakacje spędzała u rodziny we wsi Kania. Trochę się tam nudziła, ale w sumie lubiła te wyjazdy.

Kiedy była młodsza, wyjeżdżała na wieś razem z matką. Mieszkały wtedy w domu starszego brata matki. Potem, kiedy miała siedem czy osiem lat wyjeżdżała na wieś już sama. Jej matka chciała awansować w pracy. Mówiła, że chce mieć lepsze życie, niż jej rodzina. Bożena w wieku trzynastu lat nie mogła pojąć, co w życiu matki było lepsze, skoro ta nigdy nie miała czasu i zawsze była zmęczona. Jej ojciec zresztą też zawsze był zabiegany. Tym czasem życie tej gorszej, wiejskiej rodziny, choć czasem nudne, wydawało się Bożenie dużo spokojniejsze i szczęśliwsze. Kiedy miała piętnaście czy szesnaście lat wiedziała już jednak, że spokój to nie wszystko. Sama zaczęła myśleć o karierze. Zrozumiała, że świat wsi jest światem bez przyszłości.

Kiedy wyjeżdżała sama, nie mieszkała już u brata matki, a u jego syna Ludwika. Nie wiedziała dlaczego tak postanowiono. Może dlatego, że Ludwik miał syna, a w domu brata matki, wuja Roberta, nie było już dzieci. W każdym razie od lat miała w domu Ludwika własny pokój, z którego korzystała w czasie wakacji i ferii zimowych.

Referat z filozofiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz