Szachy

23 1 0
                                    

Gabi ostrożnie położył kolejną książkę na stercie, która niebezpieczne chwiała się na jego lewej ręce i szybko przytrzymał ją od góry drugą. W myślach skreślił kolejną pozycję z listy. 

– No dobra, teraz gdzie tu trzymają poezję... – mruczał po nosem rozglądając się dookoła. 

Trzymając ostrożnie swoje książki ruszył głębiej w las regałów, uważnie czytając miedziane tabliczki działów i co rusz odkrywając nowe gatunki i tytuły, które po prostu musiał wypożyczyć. Kiedy w dotarł do działu poezji, sterta w jego dłoniach zdążyła urosnąć prawie dwukrotnie, a poczucie czasu czy przestrzeni zostało gdzieś daleko w tyle. 

Zatrzymał się i przeskanował szereg grzbietów ustawionych tak równo i ciasno, jak kapitan Sandovál chciałby żeby stali na musztrze. W końcu zobaczył nazwisko którego szukał... dobre dwie półki nad swoją głową. 

Powoli wziął głęboki wdech i zacisnął zęby. W końcu cała ta wyprawa do biblioteki była tak naprawdę po tą jedną książkę. Przesunął prawą rękę tak, że przytrzymywał książki tylko łokciem i próbował sięgnąć, niestety bezskutecznie. Uwolnił więc swoją prawą rękę całkowicie i wspiął się na palce, aż w końcu udało mu się dosięgnąć półki. No przynajmniej jej dolnej krawędzi. Gwałtownie  wypuścił oddech, wydymając przy tym policzki i szybko przemyślał swój kolejny ruch. 

Gdzieś pewnie znalazłby drabinę, albo mógł po prostu poprosić o pomoc bibliotekarza, ale miał wrażenie, że już i tak stracił tu dziś za dużo czasu. Poza tym był już tak blisko... Szybko upewnił się, że jest sam i skoczył. 

Dosięgnął! Ale w tym samym czasie ten tuzin książek, który od dłuższej chwili tylko cudem utrzymywał się na jego ręce, uległ w końcu sile grawitacji i spadł na ziemię z hukiem godnym całego plutonu norberdzkiej artylerii. 

– A – mruknął tylko, gapiąc się na pobojowisko po swoimi stopami. 

– AAAAAAAAAAAA – krzyknął ktoś po drugiej stronie regału. 

Gabriel zostawił książki na podłodze i pobiegł natychmiast wytłumaczyć się i przeprosić osobę, którą nieumyślne wystraszył. Już układał w głowie cały monolog, ale w jednej chwili cały wyleciał mu z głowy. Kiedy dobiegł do końca alejki musiał odskoczyć na bok, żeby nie wpaść przypadkiem na księżniczkę Izabelę. 

– Ah, to tylko ty, Gabi – westchnęła z ulgą, przykładając rękę do serca w geście, który jak sobie właśnie uświadomił, musiała podpatrzeć od siostry albo babci. Mimo to kiedy znowu się odezwała, jej oczy dalej były ogromne niczym dwa talerzyki. – Co to był za hałas? 

– Przepraszam wasza wysokość, obawiam się, że to byłem ja.  – Gabi ukłonił się szybko i speszony, wskazał za siebie, na książki rozrzucone po podłodze. – Upadło mi kilka książek.

Izabela wyjrzała zza niego i uniosła z niedowierzaniem brwi. 

– Kilka? 

– Planowo miałem wziąć tylko trzy, ale... – zaśmiał się, kucając żeby zacząć ogarniać katastrofę, którą sam spowodował. – No, wszystkie wyglądały bardzo ciekawie. 

Izabela kiwnęła głową, doskonale rozumiejąc co ma na myśli i kucnęła przy nim, żeby mu pomóc. Gabriel zaczął układać książki w nowy stos, tym razem trzymając je w obu dłoniach i pomagając sobie brodą. Izabela też zebrała kilka na własną kupkę, domyślając się, że próba przeniesienia zbyt wielu książkę naraz pewnie spowodowała spowodowała całe to zamieszanie w pierwszej kolejności. 

– Poezja? – zapytała, sięgając po ostatnią książkę. 

– Ah, ta jest dla mojej mamy – wyjaśnił Gabriel, wstając i powoli kierując się na drugą stronę regału, gdzie stały stoliki i fotele. – Uwielbia poezję ignacjańską, ale w miejskiej bibliotece mają jej dość mało. Na szczęście teraz, jako porucznik mam dostęp do pałacowej biblioteki – dokończył, uśmiechając się dumnie. Wtedy jego wzrok padł na stolik obok.

Szachy || Elena z AvaloruМесто, где живут истории. Откройте их для себя