Dzisiaj wybrałam inną trasę niż zwykle. Zrobiłam to zupełnie nieświadomie, ale jak się teraz nad tym zastanawiałam, to pewnie wynikało to z ciekawości rozbudzonej przez mamę. Podczas śniadania opowiadała o naszym dalszym sąsiedzie, który przez ostatnie kilka lat sukcesywnie dokupywał sąsiadujące działki i odgradzał posiadłość od wścibskich spojrzeń, co sprawiło, że stał się właścicielem sporego terenu ogrodzonego wysokim betonowym murem. Ponoć za nim mieścił się teraz nie tylko dom jego rodziców, który pamiętałam z dawnych lat, ale przede wszystkim nowoczesna rezydencja, w której mieszkał.

Nie kojarzyłam go z czasów dzieciństwa ani tym bardziej z czasów szkoły średniej, ponieważ zamiast uczyć się w Montblanc, wyjechał i podjął naukę w prestiżowym liceum, a poza tym był ode mnie starszy o pięć czy sześć lat. Kilkukrotnie widziałam jego siostrę, ale i tak nie byłabym w stanie powiedzieć o niej za wiele. Obracałyśmy się w innym gronie znajomych, więc nie spotykałyśmy się zbyt często, ani nawet nie wpadałyśmy na siebie na mieście.

Luna przez większość czasu wyprzedzała mnie o kilka metrów, co chwila obwąchując przydrożne krzaki.

Pokonałam kolejny zakręt, a moim oczom ukazały się wysokie na kilka metrów kamienne mury oświetlone lampami. Na wysokich słupach zamontowano kamery, więc mama nie przesadzała, mówiąc, że to miejsce zmieniło się nie do poznania. Teraz przypominało tajemniczą i mroczną twierdzę, usytuowaną na obrzeżach Montblanc z dala od zgiełku miasta.

Biegnąc nierówną drogą wzdłuż wysokiego muru, miałam dziwne wrażenie, że naruszam prywatną przestrzeń właściciela, ale przynajmniej czułam się o niebo lepiej, ponieważ lampy oświetlały nie tylko szeroką drogę, ale też sporą część gęstego lasu, który przyprawiał o ciarki, a oprócz tego dawały większe poczucie bezpieczeństwa, niż te uliczne.

Oddychałam spokojnie, utrzymując równe tempo i rozmyślałam o przyszłości.

Po sporej przerwie wróciłam do domu na dłużej niż kilka dni. Przez cały okres studiów pracowałam w kawiarni, żeby się utrzymać i odciążyć rodziców, więc wolne pomiędzy egzaminami czy większą część wakacji wykorzystywałam na dodatkowe zmiany w pracy.

Za kilka miesięcy planowałam wyjechać do Barcelony. Tam miałam większe szanse na pracę jako architektka krajobrazu niż w rodzinnej miejscowości.

Skrycie marzyłam, że kiedyś wrócę na stałe do Montblanc, zamieszkam w domu moich dziadków, założę firmę i będę pracować w miejscu, które kochałam całym sercem. Niestety w tej chwili były to tylko marzenia i to bardzo odległe.

Głuchy dźwięk kroków odbijał się od kamienistej drogi i byłam tak pogrążona w myślach, że kompletnie nie zwróciłam uwagi na niewielki uskok w nawierzchni. Krzywo stanęłam stopą i w tej samej chwili promieniujący ból w kostce dosłownie odebrał mi oddech. Odruchowo ugięłam kolana, przejeżdżając nimi oraz dłońmi po ostrych krawędziach kamieni, asekurując się przed upadkiem na twarz. Jęknęłam, czując przenikliwy ból, po czym klapnęłam na tyłek.

– A niech to diabli – szepnęłam pod nosem.

Dzięki oświetleniu na wysokim ogrodzeniu przyjrzałam się zaczerwienionej skórze, która na kolanach i na wewnętrznej stronie dłonie była poharatana i brudna. Nie wyglądało to najlepiej, ale i tak najgorzej było z kostką. Bałam się odsłonić skarpetkę, żeby sprawdzić w jakim jest stanie.

Luna podbiegła i merdając ogonem, trącała mnie nosem.

– Spokojnie, Luna. – Zaczęła się niespokojnie kręcić wokół mnie. – Wszystko będzie dobrze. Zaraz jakoś wstanę.

Próbowałam się podnieść, ale po kilku nieudanych próbach, podczas których przekręcałam się i wyginałam w różnych konfiguracjach, warknęłam zirytowana.

TANIEC Z DIABŁEM - Santino Torres #1Where stories live. Discover now