ROZDZIAŁ 6

1K 163 19
                                    

Nie sądziła, że jej spojrzenie jest tak oczywiste. 

— Przepraszam, nie chciałam się tak wgapiać — powiedziała i poczuła się jak małe dziecko, które zrobiło coś głupiego i teraz musi tłumaczyć się przed rodzicem. Jednak wzrok Victora nie był karcący, a on nie wyglądał na urażonego. Wpatrywał się w nią i milczał. Kolejny raz w jego obecności poczuła, że chciałaby mu opowiadać. Opowiedzieć, jak minął jej dzień, co ją dziś wkurzyło i co uważa o globalnym ociepleniu. Chciała do niego mówić. Chciała, żeby słuchał, a potem sam opowiedział co dziś robił i czy czuje się zmęczony.

Nie rozumiała tego pragnienia, bo zazwyczaj nie jest zbyt rozmowna, jeśli chodzi o nieznajomych. A przecież taką osobą był dla niej Victor. Nie znała go. Nie wiedziała jaki jest jego ulubiony kolor, co robi w wolnym czasie i czy chciałby mieć psa. A może już go ma. Nie znała go i on nie znał jej. A jednak nie mogła zwalczyć swojego pragnienia.

— Wracamy do stolika?

— Co? — potrząsnęła lekko głową, a po chwili dotarło do niej o co została zapytana. — Muszę do łazienki. Mógłbyś zabrać mojego drinka?

Victor skinął głową i zabrał od niej kieliszek. Ophelia wycofała się i skierowała do łazienki. Musiała oddalić się od Victora, bo inaczej zaczęłaby mu opowiadać o tym jak w wieku pięciu lat weszła na drzewo, a potem została na nim na cały dzień, bo tak bardzo podobało jej się niebo. Weszła do łazienki i ustała przed lustrem. Wzięła kilka głębokich wdechów, umyła dłonie i wyciągnęła z torebki telefon.

Nie powinna tego robić, ale sprawdziła swoje profile na portalach społecznościowych.

Bała się, że zobaczy negatywne komentarze, ale nie było ich wiele. Właściwie tylko kilka osób na Twitterze napisało, że nie kupi jej książki, skoro autorka nie potrafi wyrazić się o niej dobrze. Kilka chwil czytania komentarzy sprawiło, że tak bardzo nie pragnęła rozmawiać z Victorem.

Widziała też e-maila od wydawnictwa, ale nawet nie zamierzała go czytać. Zrobi to, gdy będzie sama w domu i nie będzie musiała powstrzymywać płaczu. Wzięła jeszcze kilka głębokich wdechów i wyszła z łazienki. Wykonała kilka kroków, a potem jej drogę zagrodził jakiś mężczyzna. Uśmiechał się szeroko i wskazywał na nią kciukiem.

— Hej, widziałem cię dziś w telewizji.

— Oh, um, tak — pokiwała lekko głową. — Nie poszło mi najlepiej.

— Mi się podobało — odparł, a jego głos się zniżył. — Dobrze wyglądałaś.

— Dzięki — powiedziała i posłała mu delikatny uśmiech. — Przepraszam, ale jestem tu ze znajomymi. Czekają na mnie.

— Jasne, jasne — mężczyzna szybko pokiwał głową. — Mogę twój numer?

— Nie.

Ale to słowo nie wypłynęło z ust dziewczyny. To słowo było wypowiedziane przez niski głos, który należał do mężczyzny.

Ophelia odwróciła się i zobaczyła Victora, który stał niewzruszony. Miał ten sam wyraz twarzy, który towarzyszył mu, gdy miał próby ze swoimi muzykami. Ten sam wyraz, który wywoływał ciarki na plecach. Zdrowo myślący człowiek nigdy nie staje do walki na spojrzenia z Victorem. Dokładnie pamięta jak wszyscy muzycy uciekali wzrokiem, wbijali go w ziemię lub w nuty. Nie chcieli skupić na sobie jego uwagi. Bali się tego. I to samo było z nieznajomym mężczyzną, który ją zaczepił. Nagle jego pewność siebie zniknęła, a jego wzrok uciekł na drugi koniec sali. Podrapał się po karku i uciekł.

Dziewczyna wbiła spojrzenie w oczy Victora.

Może inni bali się stoczyć z nim walkę na spojrzenia, ale nie ona. Bo co takiego mógł jej zrobić? Byli w miejscu publicznym, a kilka metrów dalej siedzieli ich znajomi. Nie zabije jej, prawda? Najwyżej zabroni przychodzić na próby, ale przez ułamek sekundy zapomniała jak waże to dla nie jest. 

— Nie wiedziałam, że decydujesz za mnie — powiedziała i uniosła prawą brew. — Nie rób tego więcej.

— Naprzykrzał ci się.

— Nie, wcale nie — odparła. — Zapytał o mój numer. Jak normalny człowiek. Nie był nachalny czy niemiły.

— Był gotowy obmacać cię w tym obskurnym kiblu. 

Całe to zdanie dziwnie brzmiało w ustach mężczyzny. Głównie dlatego, że nigdy nie mówił w tak brutalny sposób. Zazwyczaj dobierał słowa, których używają ludzie z dobrych domów z guwernantką. Co znowu pokazywało jak wielka różnica jest między nim, a jego siostrą. Eleanor często mówiła to co ślina przyniosła jej na język i niezbyt martwiła się doborem słownictwa do sytuacji. 

— Wyglądam na kogoś kto da się obmacać w obskurnym kiblu? — zapytała. 

— Tak.

Nagle otworzyła szerzej oczy.

— Słucham? — jej złość powiększyła się kilkanaście razy. 

— Jesteś drobna i nadzwyczaj uprzejma, gdy z kimś rozmawiasz. I masz te sarnie oczy.

— To raczej przeciwieństwo kogoś kto z chęcią pozwoli na obmacywanie — powiedziała i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej.

— Nie — pokręcił głową. — Wyglądasz jak bezbronna dziewczyna, która wcale nie musi się zgadzać.

Zamrugała pośpiesznie powiekami, bo nie mogła uwierzyć w to co słyszy. I choć była potwornie na niego zła, to w pewnym sensie Victor miał racje. Nie chodziło mu o to, że udzieli zgody. A o to, że nie ma fizycznych warunków do odmowy. Tamten mężczyzna, choć nie miał złych zamiarów, był od niej większy i na pewno silniejszy.

Ophelia będzie mogła odmówić słownie, ale nie każdy szanuje tę formę. Z drugiej strony starała się wierzyć, że nie każdy człowiek ma złe intencje. 

— Wracam do stolika — powiedziała pokonana i chciała wyminąć Victora, ale wtedy poczuła, jak łapie ją za ramię. Zatrzymała się i posłała mu pytające spojrzenie.

— Nie miałem złych zamiarów.

— Wiem — pokiwała głową, a zmęczenie odbiło się w jej głosie. — Ale nie rób tego więcej.

Victor skinął pokornie głową. 

Zawsze ceniła to, że mogła sama za siebie odpowiadać. Musiała szybko dorosnąć i o siebie zadbać. Była dumna, że potrafiła to zrobić. Ale takie momenty znowu stawiały ją w roli niewinnego dziecka, które trzeba bronić.

Złość na mężczyznę opadła, ale zastąpiło ją coś innego. Jakiś obcy rodzaj smutku.

Victor ją puścił, więc ruszyła w kierunku stolika. Zajęła miejsce obok Eleanor i od razu została zasypana milionem pytań, które dotyczyły jakiegoś wyjazdu. Nie mogła skupić się na odpowiedziach, bo jedyne o czym marzyła to powrót do domu.

Ten dzień nie był dla niej łaskawy. 

jbovska.


The Melody Book | +16Onde as histórias ganham vida. Descobre agora