opowiadanie nr 19

156 8 0
                                    

Rich Bitch. Córeczka bogatego tatusia. Absolutnie nie jestem o nią zazdrosna, ale szlag mnie trafia, jak widzę ten jeden kolczyk w jej uchu. Jeden kolczyk? Jeden kolczyk?! Kto, u diabła, nosi jeden kolczyk, skoro ma przebite również drugie ucho?! To jakiś sekretny klub tak robi czy co? To jakby nosić jedną skarpetkę albo jedną rękawiczkę. Ba! Jedną soczewkę na oku. Nie mogę tego przeżyć, dlaczego ona nosi tylko ten jeden kolczyk... No wiem, że ten kolczyk kosztuje pewnie tyle, co moja roczna wypłata, ale na drugi przecież też ją stać. Co za Rich Bitch!

Widzę ją, jak wysiada z Lexusa. A to tylko jeden z jej trzech samochodów. Na osiemnaste urodziny dostała od swojego ojca jacht. Jacht? Jacht?! Kto, do diabła, daje dziecku jacht na urodziny? Tylko ci najbogatsi... Ci, co liczą swój majątek w miliardach. Ja oraz Rich Bitch jesteśmy w tym samym wieku i obracamy się w tym samym środowisku dziwnym zrządzeniem losu zwanym jej mężem, ale może zamieniłyśmy ze sobą dwa zdania odkąd się znamy. Zresztą, ona niewiele mówi, na spotkaniach trzyma się swojej komfortowej zony, czyli męża. Jej mąż. Legenda. Człowiek dowcip, człowiek psikus. Człowiek uważany za życiowego nieudacznika przez samą Rich Bitch, co po kilku szotach tequili powtarza niby to w żartach. Nigdy nie przeszkadza jej, że on stoi obok i to wszystko słyszy. Niby on też się z tego śmieje, ale czy naprawdę?

Jej mąż to taki facet, który ma poczucie humoru, jakie rzadko można spotkać. Zawsze wnosi masę dowcipu do towarzystwa. To taki Chandler Bing z "Przyjaciół" tylko, że zamiast szefową kuchni, poślubił córkę miliardera. Dziewczynę w jednym kolczyku w uchu kosztującym majątek, z trzema samochodami i jachtem zacumowanym w Portofino. Poślubił Rich Bitch. Byłam na ich weselu. Razem z czterystoma innymi ludźmi. "Najbliżsi" znajomi i rodzina. Klasa i kasa. Jej ojciec za wszystko zapłacił. Jej mąż zapłacił za swój garnitur. Ich wesele trwało kilka dni. 

Na tym weselu rozmawiałam między innymi z ich znajomymi, którzy poznali młodą parę na Karaibach. Mieli jachty zacumowane tuż obok siebie. Jachty? Jachty?! Jakże romantycznie. Jakże życiowo. Totalnie inna bajka dla kogoś takiego, jak ja. Dla kogoś z boku. Bez takich pieniędzy. Są ludzie, którzy na start dostają wszystko od losu. Urodę, zdrowie, rozum i pieniądze. Jeśli jako kobieta dostaniesz "tylko" urodę to pół biedy, bo i tak pewnie bogato wyjdziesz za mąż. Ale są też ci, którzy stanowią większość, co dostali jedynie przeciętność i muszą z nią żyć na co dzień. Dzień w dzień. Do końca życia. Jak ja choćby... No, ale jak to mówią, zawsze może być gorzej. Prawda? No bo mam zdrowie.

Rich Bitch rzadko kiedy coś mówi na wspólnych wyjściach. Tylko, jak sobie popije, a i wtedy nie zawsze. Myślę, że ona patrzy na nas z góry i myśli o nas, jak o durnych, biednych, nieciekawych znajomych swojego męża. Na ich weselu jednak chciała być zabawna i oryginalna. Chciała zabłysnąć luzem, zatem jej przemówienie weselnie było roastem na jej męża. "Not toast, but roast!", jak to sobie żartowała z oksfordzkim "posh" akcentem. Głównie żartowała o intercyzie. Wyszło to średnio zabawnie, a wręcz żenująco. Ale jej małżonek ponoć bardzo uśmiał się na jej słowa: „Mój mąż negocjując intercyzę z moim ojcem wynegocjował sobie swój weselny garnitur, ha, ha, ha! A to przecież była jedyna rzecz, za którą sam zapłacił na tym weselu!". Ha, ha, ha. Mam taką swoją życiową teorię, że im więcej ludzie mają pieniędzy, tym mniej empatii. 

Nasz inny wspólny znajomy dziwi się, czemu wybrała sobie za męża taką ofiarę losu. Z taką urodą i z takimi pieniędzmi mogła przecież o wiele lepiej trafić. Legenda głosi, że ponoć często zmieniała facetów, ale że już była w pewnym wieku, to ponoć jej parcie na dziecko wygrało. I akurat wtedy pojawił się on. Coś mi się jednak wydaje, że to tylko złośliwe plotki. Rich Bitch czy nie, ale oni naprawdę wyglądają mi na zakochaną parę. Rozumiem ją, fajnie mieć faceta, który sprawia, że każdego dnia dostajesz wręcz ataku śmiechu. Facet, który zawsze cię rozśmieszy jest chyba nawet lepszy od faceta, który zawsze doprowadzi cię do orgazmu. Ludzie rozsiewają takie plotki z zazdrości. No ale ja też czasem czuję taką zazdrość w środku... 

I tak myślę, i myślę, i dochodzę do wniosku, że jednak to ja jestem głupia. Zazdrość to głupota. Po co się tak frustrować patrząc na innych. Nikt nie ma przecież na tym świecie idealnie. Nawet taka Rich Bitch. Zawsze jest coś. ZAWSZE. Tylko my o tym nie  wiemy. Dla mnie Rich Bitch to laska z jednym kolczykiem, trzema samochodami i jachtem w Portofino, ale dla innych Rich Bitch to będę ja. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma lepiej i zawsze znajdzie się ktoś, kto ma gorzej. Po jaką więc cholerę ciągle patrzymy się na innych? Po jaką cholerę ciągle się porównujemy? I zawsze, zawsze, ale to ZAWSZE, jest to porównanie na naszą niekorzyść? Dlaczego każdy z nas ma swoją Rich Bitch? 

Rich Bitch... Ale w czym mi ona właściwie przeszkadza? Praktycznie nie znam jej przecież. Prawie nigdy z nią nie rozmawiałam. No fakt, ten jeden kolczyk w uchu... Wkurza mnie. To fakt. Że co on niby ma znaczyć? Że to niby taki jej bunt? Oryginalność? Przekora? Z jakiś powodów mnie to denerwuje. Ale reszta? Co mi przeszkadza reszta? Co mnie ona obchodzi? Jej życie. Nie moje. Jej sprawa. Chyba za bardzo jesteśmy uczeni patrzeć na siebie krytycznie. Ciągle szukać wad, problemów, więcej przeciw niż za. Jakby ktoś nas zaprogramował na "NIE". Na negatyw. Teraz, jak myślę o Rich Bitch, to przypominam sobie, ile szkół pokończyła, ile godzin pracuje tygodniowo, choć fakt, w firmie tatusia. Ale o wiele wiele więcej niż ja. To na pewno. Mimo, że w sumie... nie musiała. Nie musi tyle pracować. Może jest rich, ale czy na pewno bitch? To raczej byłby epitet dla mnie, skoro tak oceniam kogoś, kogo przecież w sumie nie znam, prawda?

rich bitchWhere stories live. Discover now