Sługa z wściekłością i przepełnioną bólem twarzą zaczął skakać na jednej nodze po nieużywanej od dawna wykładzinie, wzbijając w powietrze ledwie dostrzegalne drobinki kurzu. Przez zaciśnięte zęby cedził niezrozumiałe do końca przekleństwa, jednocześnie szukając czegoś, na czym mógłby dać upust swej złości. Niestety, nie miał prawa dotykać komody, o którą przed chwilą przypadkiem uderzył palcem u nogi. Mebel należał do namiestnika, podobnie jak wszystko inne w promieniu setek mil. Postanowił więc uderzyć się odruchowo w udo, co również nie okazało się dobrym pomysłem. Sługa właśnie na to udo narzekał ostatnio medykowi, jako na źródło swego największego cierpienia. Nie mając w pamięci tamtego wydarzenia, młodzieniec zdzielił się, po czym, nie mogąc powstrzymać samego siebie, jęknął przeraźliwie.
Być może ktoś ruszyłby mu na pomoc, w końcu ludzki krzyk w nienaturalnej sytuacji powoduje zainteresowanie innych. Nie tym jednak razem. W komnacie obok odbywała się właśnie głośna uczta. Namiestnik zaprosił na nią najważniejszych prefektów oraz przedstawicieli zamożnych i arystokratycznych rodów z całej prowincji. Byli to jednak głównie mężczyźni, damom nie uchodziło brać udziału w tego rodzaju zabawach. Pijani zebrani krzyczeli, a złożyło się tak, że akurat krzyczeli głośniej niż sługa. Chłopak słyszał dobiegające zza drzwi pijane ryki, które świadczyły o odbytej niedawno rzezi pałacowych piwnic. Jego pan będzie musiał szukać pieniędzy do wydania kolejnej uczty. Chociaż ów sługa był ledwie sługą, to doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że los się do nich nie uśmiecha. Mimo wszystko, to nie dźwięki dochodzące z sali obok wzbudziły jego niepokój. W ciemności obok coś się czaiło . Usłyszał za sobą ciche skrzypienie podłogi, zwiastujące nieuniknioną konfrontację. Przełknął ślinę, po czym błyskawicznie odwrócił się i stanął niemal na baczność.
- Kto idzie? – zapytał mniej pewnym tonem, niż to zakładał.
- Powinieneś bardziej uważać Meike, twój pan z pewnością nie chciałby się ciebie pozbywać z powodu niefortunnego wypadku. – odpowiedział wychodzący z ciemności wysoki, przystojny mężczyzna.
- Skąd znasz moje... To ty... - Meike momentalnie cofnął się o kilka kroków.
-To ja?
- Vige Martins... Dawno cię tu nie było. Byłem mały, bardzo mały, ale wciąż cię pamiętam. Widzę że posiwiałeś... Pan Oceanu nie szczędzi ci lat, ciekawe czy rozumu też zdrajco – Meike po chwili zastanowienia splunął w jego kierunku, choć szybko zdał sobie sprawę, że było to być może zbyt lekkomyślne.
Mężczyzna spochmurniał i spojrzał się na sługę swymi zimnymi, piwnymi oczami.
- Widzę, że chłopiec, którego znałem wcale się nie zmienił. Widzę też, iż uprzejmości dla pospólstwa jest stratą czasu.
- Aa, teraz rozumiem... to ty jesteś tym tajemniczym dyplomatą, który okazał swą łaskę i wreszcie raczył przyjechać. Gadają o tobie w kuchni od samego rana. Ciekawe co taki zdrajca...
Vige z całkowitym spokojem ścisnął pięść i niespecjalnie mocno uderzył chłopaka w brzuch. Sługa jednak zatoczył się do tyłu i oparł się o swojego niedawnego wroga. Komoda również okazała się zdradliwa, ponieważ przesunęła się pod niespodziewanym naciskiem w bok, przez co młodzieniec runął na ziemię.
- Zap..zapłacisz... za to... - wydyszał sługa, łapiąc łapczywie powietrze.
Odziany w brązową, pasującą do jego stroju tunikę, tegoż samego koloru jeździeckie spodnie i czarną, sięgającą poniżej pasa, aksamitną narzutę mężczyzna podszedł do niego, pochylił mu się nad uchem i szepnął:
- Swojemu panu będziesz mógł donieść o wszystkim co tu zaszło dopiero wtedy, kiedy ja się z nim spotkam. A wtedy twój pan, gdy tylko to usłyszy, to za to jak mnie potraktowałeś obetnie ci język, a być może też i powiesi za stopy, by wszystkie twe kłamstwa wyleciały z ciebie raz na zawsze. Tutaj jeszcze chyba stosujecie te tradycyjne kary?
ESTÁS LEYENDO
Krwawe laury
FantasíaGrupa młodych świątynnych adeptów, którzy od dziecka byli uczeni posłuszeństwa wobec cesarza, boga i kapłanów, zostaje niesłusznie skazana na śmierć. By ratować swoje życie, podejmują oni desperacką walkę o przetrwanie, nie zdając sobie sprawy z teg...