co oni ukrywają? (rozdzial 31)

Start from the beginning
                                    

gdy Leon stał już na prostych nogach pobiegłam do niego i jeszcze raz mocno go przytuliłam

-jadę z tobą - oznajmiłam, upewniając się ze wszyscy tutaj obecni to słyszą

ktoś od tylu wyrwał mi broń z dłoni, już się tym nie przejmowałam bo dopięłam swego

Leon wsiadł do jakiegoś wozu a ja uparłam się ze pojadę z nim. Ojciec był wściekły ale pozwolił mi na to po kolejnej dawce krzyków

powiedział ze spotkamy się w szpitalu i razem z kierowca ustalili który szpital

zostałam zmuszona do poinformowania rodziców Leona o jego stanie i szpitalu do którego zaraz jedziemy

jego matka zaniemówiła wiec jego ojciec przejął stery i oznajmił ze będą tam jak najszybciej

Leon leżał na jakimś dziwnym łóżku które było w ogromnym pojeździe i trzymał się za ranę

odwrócił się do mnie i powiedział:
-głupia jesteś

podeszłam do niego i odpowiedziałam:
-to nie ja się wczoraj tak nawaliłam i nie gadałam głupot

zarumienił się

-nie pamietam co gadałem - prychnął - sory - po tych słowach odwrócił wzrok

wiedziałam ze nie będzie nic pamiętał

nie odpowiedziałam już nic, po prostu patrzyłam na niego i trzymałam jego dłoń

-ale to ty jesteś głupia - zaczął znów - to ty trzymałas broń nad głową

zasmialam sie

ludzie którzy z nami jechali nie wiedzieli czy sie śmiać czy płakać. Przed chwilą prawie sie zabiłam dla niego a teraz sie wyzywamy

oh no tak, najwięksi wrogowie tak mają

a jak wytłumaczę swój wcześniejszy czyn? Po prostu emocje ok?

głupi Leon, całe życie mi niszczy

dojechaliśmy do szpitala i wtedy poczucie humoru nam obu spadło do zera

ludzie którzy jechali z nami pomogli Leonowi wysiąść, chwile później na oddział wparowali moi rodzice

moja mama przylepiła się do mnie i nie chciała mnie puścić. A może to ja nie chciałam puścić jej?

tkwiłyśmy i płakałyśmy w uścisku przez dobre 5 minut. W tym czasie Leona przyjęli na oddział by opatrzyć jego ranę na ramieniu

-jak się czujesz - wyszlochała mama gdy delikatnie poluźniłam uścisk

jak sie czuje?

-no.. em.. - mamrotałam - dobrze - postanowiłam skłamać żeby nie dodawać emocji

-wiem o wszystkim.. - wypowiedziała zmartwiona

o czym wie?

nie odpowiedziałam już nic, gdy zrozumiałam o czym wie

-wole o tym nie mówić - przerwałam niezręczna ciszę

mój ojciec siedział obok i doskonale słyszał co powiedziałam. Momentalnie się spiął i zacisnął pięści

-zabiłem tych chuji - wybełkotał, bardziej było to skierowane do mojej mamy ale moje uszy tez to dosłyszały

moja mama nic nie odpowiedziała, po prostu spuściła wzrok i wzięła głęboki wdech

-ile ci powiedzieli? - zapytał łagodnie

podniosłam wzrok by upewnić się ze mówi do mnie. Mówił do mnie

-praktycznie nic - odparłam - mówili coś o tym, że jestem twoją córką i dlatego tam byłam. I wspominali cos o jakiejś Alice

na ostatnie wypowiedziane przeze mnie zdanie z ust mojej mamy wydobył się cichy szloch. Nie chciałam ciągnąć ich bardziej za język, wiedziałam ze to nie jest odpowiedni moment

chwile później do szpitala podjechała ciocia i wujek. Byli przerażeni

na moje słowa nikt więcej się nie odezwał. Zostawili to w milczeniu

-co się stało? - zapytała przerażona i zapłakana przyjaciółka mojej mamy

-mały wypadek przy akcji - prychnął mój tata

-jakiej kurwa akcji - powiedział nabuzowany Logan - Nathaniel do cholery on jest za młody na cos takiego

widziałam, że atmosfera panująca tam nie była najlepsza. Skoro wujek powiedział ze Leon jest za młody na ,,cos takiego'' to on tez wie o co chodzi

co oni ukrywają?

obie matki płaczą, moja mama trochę łagodniej bo w końcu to nie jej dziecko leży w sali operacyjnej

ojcowie wymieniali coraz bardziej agresywne zdania, moja mama tłumaczyła cos cioci

i w tym wszystkim byłam ja

ta, o którą tutaj chodziło. To wszystko przeze mnie. Gdyby nie ja, to Leon nie wylądowałby w szpitalu, moja mama by nie płakała, a mój ojciec nie zabiłby ludzi

czemu ja musiałam zrobić takie zamieszanie

-chce zobaczyć syna - wykrzyczała Amanda - masz mnie do niego zaprowadzić

moja mama westchnęła i posłusznie podeszła do recepcji i zapytała o cos recepcjonistkę. Ciocia stanęła obok mnie i objęła mnie swoim ciałem

-będzie dobrze.. - postanowiłam sie odezwać żeby trochę poluźnić atmosferę

nie odpowiedziała, pogłaskała mnie po głowie i westchnęła

chwile później jednak odpowiedziała:
-będzie, Leon jest silny. Kochany z niego chłopak.

racja

nie musiał tam jechać.

Jak to sie stało w ogóle, że mój ojciec wziął go ze sobą. Prędzej uwierzyłabym ze go zabił niż wziął go ze sobą by pomóc mi

sekundę później dołączyła do nas moja mama, wskazała pokój w którym obecnie przebywał Leon

-chce iść z tobą - wypaliłam bezmyślnie do cioci która właśnie odeszła na kawałek

kobiety wymieniły spojrzenia i chwile później zobaczyłam ruch ręki cioci, który ewidentnie wolał mnie bym poszła za nią

tak tez zrobiłam, wspólnie udaliśmy sie pod pokój z numerem 54. Był on na drugim piętrze wiec do przejścia były schody

stanęłyśmy przed drzwiami i tam dopadł mnie stres

co Leon sobie pomysli o mnie po tym wszystkim?

przecież w samochodzie się wyzywaliśmy

-hej - odparła ciocia po otwarciu drzwi

jeszcze nie zobaczyłam Leona ale poczułam ogromny ścisk w żołądku zanim weszłam do środka

~~~
już żyje, sorki za opóźnienie

to ostatni rozdział na dziś, jak wrażenia po maratonie?

kto wie co będzie jutroWhere stories live. Discover now