Rozdział 27

999 70 90
                                    



Uznaje, że nie ma na świecie wygodniejszego miejsca do spania niż łóżko Zhongliego. A jeśli dodać do tego fakt, że nie tylko śpi w łóżku Zhongliego, ale śpi w tym łóżku z Zhonglim, Childe nie chce już nigdy z niego wyjść. Będzie spał tam wieczność. Chociaż w sumie łóżko jest tak wygodne, że szkoda byłoby marnować je tylko na spanie.

Przekręca się na bok i ziewa cicho, nie wiedząc, czy Zhongli też już się obudził. Leży na plecach, kołdra zsunęła mu się do pasa i Childe obserwuje, jak jego klatka piersiowa miarowo unosi się i opada. Przysuwa się bliżej niego, chcąc wtulić się w jego bok, ale nie wie, czy taki ruch jest dobrym pomysłem. Jeśli rzeczywiście jeszcze śpi, spragniony przytulania Childe na pewno go obudzi. Ale co może poradzić na to, że ma ochotę się z nim teraz poprzytulać? Ma czelność leżeć obok niego, z długimi włosami rozsypanymi na poduszce, widoczną przy obojczyku malinką i rozłożonymi ramionami jakby sam go zapraszał. Oprócz tego mają trochę czasu dla siebie, bo budzik ustawiony na szóstą trzydzieści jeszcze nie zadzwonił, co znaczy, że mogą chwilę poleżeć.

— No chodź tu — mamrocze sennie Zhongli i uchyla nieco powieki. — Czuję te twoje podchody.

— Nie wiem o czym mówisz — odpowiada Childe, ale zadowolony przysuwa się do jego ciała, zarzuca nogę na jego biodra i obejmuje go ramieniem w pasie. Nie spał już na tyle długo, żeby pozbyć się porannej erekcji, ale pod udem czuje, że Zhongli jest podniecony. Stara się nie ruszać nogą, żeby oszczędzić mu cierpienia, chociaż najchętniej wsunąłby się pod kołdrę i...

Wow. To chyba pierwszy raz, kiedy pomyślał, że chętnie sprawiłby Zhongliemu przyjemność ustami i nie spanikował. Ta perspektywa od jakiegoś czasu krążyła w jego umyśle, jednak nigdy nie pozwolił jej przebić się na wierzch. Jasne, widzieli się już nago, dotykali się, zaczynali poznawać swoje ciała, ale jeszcze nigdy Childe tak beztrosko nie pomyślał „chce mu zrobić loda". No bo chce. Nawet sprowadzając akt fellatio do takiego kolokwialnego określenia.

To wszystko dlatego, że jest napalony, ma przy sobie swojego chłopaka i ma na niego ochotę.

— Mhm. — Zhongli obejmuje, aby przyciągnąć go bliżej i składa całusa na jego skroni. Childe mruczy zadowolony i całuje go w bok szyi. — Kręciłeś się tak, że ciężko było nie czuć. Dzień dobry.

— Dzień dobry. Nie spałeś już? — pyta Childe nieco zażenowany.

— Nie. Ale jesteś uroczy, jak próbujesz mnie nie obudzić — mówi i zaczyna bawić się jego włosami. — Dobrze spałeś?

— Tak, twoje łóżko jest cudowne. Możemy w nim zostać cały dzień? — Childe przesuwa palcami po jego piżamie i kładzie dłoń na piersi Zhongliego. Jeśli się skupi, wyczuje bicie jego serca. 

Mężczyzna uśmiecha się i całuje go w czubek nosa.

— Nawet nie wiesz jakbym chciał — odpowiada. Childe zadziera głowę i opiera brodę o jego mostek, aby móc na niego spojrzeć. Jakim cudem Zhongli nie ma dwóch podbródków, kiedy patrzy na niego z tej perspektywy? — Na pewno kiedyś tak zrobimy.

Childe tak naprawdę zdążył zapomnieć, co powiedział przed chwilą, bo cała jego uwaga jest skupiona teraz na ustach Zhongliego. Naprawdę nie potrafi na to nic poradzić, ale jest usta... są cudowne. Ładnie wykrojone, dolna warga jest nieco pełniejsza niż górna i Childe przypomina sobie, że jest tak miękka, na jaką wygląda. Czuje, jak ciepło uderza w jego policzki, kiedy wyobraża sobie te usta owinięte wokół swojego penisa i musi bardzo się powstrzymać, żeby nie jęknąć. Albo ogólnie nie wydobyć z siebie jakiegoś żenującego odgłosu.

sunsets and melted ice-cream ∘ childe x zhongliWhere stories live. Discover now