Część 1.

19 0 0
                                    

*sᴇᴏɴɢʜᴡᴀ*

Witajcie. Jestem Seonghwa i mam 25 lat. Pochodzę z małego miasteczka w Korei Południowej, aczkolwiek na ten moment mieszkam w centrum Seoulu.
Od 11 miesięcy choruję na raka mózgu.
Zawsze byłem sceptycznie nastawiony do życia, dlatego jak tylko dowiedziałem się o swojej chorobie... chciałem umrzeć od razu. Trzy lata temu moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym i od tamtej pory jestem pozostawiony sam sobie. Wiecie, to nie tak, że jestem nieporadny i ciągle byłem na utrzymaniu rodziców. Mieszkałem z nimi całe swoje życie i dbali o mnie najlepiej jak potrafili po to, aby zapewnić mi wygodne życie i pozwolić mi się dalej rozwijać w swojej pasji. Taniec. Uwielbiałem tańczyć, wkładałem w niego całego siebie, całe swoje serce. Często występowałem w szkole na konkursach talentów, brałem udział w różnych turniejach, jednak... w pewnym momencie nabawiłem się kontuzji kolana i przez rehabilitację musiałem zaprzestać realizować swoje marzenia na jakiś czas. Chciałem dostać się do najlepszej szkoły w Nowym Jorku, ale niestety o tym mogę już zapomnieć głównie ze względu na swój wiek i też na to, że nie ma ze mną osób, które wspierały mnie najlepiej jak potrafiły. Po ich stracie musiałem pójść do pracy, gdyż z drobnych oszczędności rodziców udało mi się przeżyć tylko przez jakiś czas. Znalazłem bardzo dobrze płatne zajęcie i myślę, że najprostsze z możliwych, bo... rozwoziłem pizzę. A że lokal ten cieszył się ogromną popularnością w kraju, to klienci byli dla mnie bardzo chojni, ale też dzienne utargi były nie takie małe. Niestety rok temu zacząłem źle się czuć. Odczuwałem ból głowy, zawroty, traciłem równowagę i często mdlałem. Zaniepokojony udałem się do lekarza i to, co od niego usłyszałem totalnie zbiło mnie z tropu. Wykryto u mnie guza mózgu. Na szczęście w miarę wcześnie i bez przerzutów, ale mimo wszystko czułem się, jakby ktoś postawił mi wyrok. I to najgorszy wyrok. Wyrok śmierci. Dzięki wyrozumiałemu szefowi zmieniłem etat na mniejszy i podjąłem leczenie, jednak bez efektów. Jedna chemia za drugą i tak przez kilka miesięcy. Lekarz zadecydował, że potrzebuję bardziej intensywnego leczenia, ale będę musiał zostać przez jakiś czas w szpitalu, żeby być pod stałą opieką lekarzy. Jeżeli leczenie ponownie zakończy się niepowodzeniem, to zostaje mi ostatnie wyjście. Operacja. Operacja w Szwajcarii pod okiem najlepszych specjalistów na świecie, ale też dosyć kosztowna, a niestety nierefundowana. Nie posiadałem takich pieniędzy, nigdy w życiu nie widziałem ich na oczy. Kredyt nie wchodził w grę, bo przecież jaki bank dałby mi 50 000 złotych? Mi, osobie bez zdolności kredytowej. Co prawda leżąc w szpitalu wciąż dostawałem wypłatę na konto i fakt, była ona dość wysoka, ale nie zdążyłbym tyle uzbierać. Mam za mało czasu. Nie wiedziałem co miałem zrobić, ale do głowy mi przyszedł jeden, jedyny i chyba najbardziej możliwy plan. Musiałem walczyć. I chciałem. Sięgnąłem do swojej komody po futerał z laptopem, wyjmując go. Włączyłem urządzenie i poprawiłem swoje poduszki, po czym ułożyłem się wygodnie na łóżku szpitalnym. Kiedy tylko mój przenośny komputer uruchomił się, od razu połączyłem się ze szpitalnym wifi i odpaliłem przeglądarkę. Już po kilku minutach miałem założony kanał na YouTube i konto na tzw. "Patronite". Tam często streamerzy czy youtuberzy prosili o wspieranie ich kanału. Odpaliłem więc nagrywanie na swoim kanale, uśmiechnąłem się promiennie i pomachałem do kamery.
"Cześć, mam na imię Seonghwa i choruję na raka. Mam guza mózgu. Nie mam innego wyjścia i muszę Was poprosić o pomoc. Potrzebuję zdobyć 50 000 złotych na operację, która uratuje moje życie. Mam 25 lat i jeszcze cały świat przed sobą. Jeśli.. jeśli nie uda mi się zebrać całej kwoty, to nic. Nic się nie dzieje. Ale będę wdzięczny za jakąkolwiek złotówkę. Mam nadzieję, że obejrzy to chociaż jedna osoba, będzie mi miło się komukolwiek wygadać, bo myślę, że na jednym filmiku tutaj się nie skończy. Proszę też Was o udostępnianie tego filmiku, mimo wszystko chciałbym, żeby zobaczyło to jak najwięcej osób. No.. to chyba tyle, kochani. Postaram się do Was wrócić jutro, o ile będę miał w sobie tyle sił. Dziękuję Wam serdecznie, papa!" - pomachałem na pożegnanie i wyłączyłem nagrywanie. Odetchnąłem cicho zastanawiając się, czy powinienem wysłać ten filmik. Jednak po pięciu minutach tępego wgapiania się w ekran kliknąłem "wyślij" i od razu wyłączyłem laptopa, chowając odkładając go na komodę. Położyłem się na boku i przymknąłem oczy. W końcu co może się stać? Co mam do stracenia? Jednak to, co zobaczyłem rano przeszło moje najśmielsze oczekiwania...

*ᴅᴀᴇʜᴡɪ*

Cześć. Jestem Daehwi, mam 23 lata i jestem synem bogatych rodziców. Pewnie pomyślicie, że jestem rozpieszczonym, narzekającym i głupim dzieckiem, ale nie. Nic z tych rzeczy. Zacznijmy od tego, że nie jestem już dzieckiem. Fakt faktem, wciąż mieszkam z rodzicami, ale nigdy mi niczego nie brakowało. Szczerze mówiąc to do tej pory mam wszystko, czego potrzebuję. Właściwie to... Nie. Co prawda mieszkam w ogromnej willi z basenem, jacuzzi, salą bankietową, barem, dwiema łazienkami i mnóstwem pokoi. Ale po co mi to wszystko? Mimo, że mieszkam z rodzicami to czuję się tak, jakbym ich nie znał. Przez ich pracę ciągle nie mieli dla mnie czasu. I wciąż go nie mają, nic się nie zmieniło. Jednak skoro nie mogą dać mi swojej miłości, to sam postanowiłem ich trochę wykorzystać i mieszkać z nimi dopóki nie skończę swoich studiów. Od zawsze byłem oddany nauce. Miałem najlepsze oceny w szkole, jeździłem na konkursy i wracałem z pierwszym miejscem. Ale wracając... Studiuję florystykę. Od dziesięciu lat pasjonuje się kwiatami, prześledziłem o nich cały internet i wyuczyłem się wszystkiego na pamięć. Moim marzeniem jest powrót do mojego rodzinnego miasta i otworzenie tam własnej kwiaciarni, żebym mógł tworzyć wyjątkowe kompozycje z przeróżnych kwiatów istniejących na świecie. I chcę dojść do wszystkiego sam, nie potrzebuję pieniędzy rodziców. Co prawda mam dostęp do ich konta bankowego, mogę wypłacać je sobie kiedy chcę, ale czasem jedynie korzystałem z ich pieniędzy na najpotrzebniejsze rzeczy. Jednak do czasu. Po powrocie z wyczerpujących zajęć w końcu mogłem wygodnie ułożyć się we własnym łóżku. Miałem dzisiaj gorszy dzień i jakoś nie pałałem dobrym humorem. Upewniłem się jeszcze, że mam drzwi zamknięte na klucz, gdyż nie chciałem aby mi ktoś przeszkadzał, a w szczególności mój natrętny lokaj i zacząłem przeglądać internet. Nagle dostałem powiadomienie od mojej znajomej z uczelni i kliknąłem w link. Od razu podniosłem się do siadu i zszokowany zacząłem oglądać video ze łzami w oczach. Seonghwa...
- Mój Seonghwa... - wyszeptałem cicho. Wpatrywałem się tępo w łysego, chudego, mizernie wyglądającego chłopaka, słuchając jego słów. Długo po obejrzeniu filmu nie mogłem dojść do siebie. Zdenerwowany chodziłem po pokoju, przypominając sobie całe swoje dzieciństwo. Seonghwa był przy mnie odkąd pamiętam. Moja mama przyjaźniła się z jego rodzicielką podczas naszego mieszkania w Korei. Seonghwa był dla mnie jak starszy brat, jak najlepszy przyjaciel. Kochałem go. Ale niestety moi rodzice postanowili nam to zepsuć, bo kiedy skończyłem 12 lat, przeprowadziliśmy się do Los Angeles głównie przez ich nędzny biznes, gdyż to, co mieli do tamtej pory im nie wystarczyło. Twierdzili, że robili to dla mnie, ale guzik prawda. Robili to tylko i wyłącznie dla siebie. Od tamtego czasu nasz kontakt się urwał. Czasem pisaliśmy do siebie listy, ale po jakimś czasie Seonghwa przestał mi na nie odpisywać. Było mi przykro, nie ukrywam. Ale też twierdzę, że miał swoje powody. Przełknąłem ślinę i nie czekając dłużej chwyciłem za swój telefon. Zalogowałem się na stronę banku swoich rodziców i bez żadnego rozmyślania nad konsekwencjami przelałem chłopakowi 60 000 zł gdyż wiedziałem, że portal zabiera też swoją prowizję. Jednak to nie był mój jedyny ruch, który wykonałem celem uratowania mojego byłego i jedynego przyjaciela w swoim życiu...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 13, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

I remember you.Where stories live. Discover now