Ludzie niespełna rozumu

14 0 0
                                    

Hans minął Wilhelma w wejściu na posterunek. Nie zauważył przyjaciela i szturchnął go przypadkiem w drzwiach.
-Hans! -zawołał go. Blondyn zatrzymał się i wziął głęboki wdech -Hans, szukałem cię!
Wilhelm dotknął delikatnie ramienia mężczyzny, a ten wzdrygnął się jak porażony.
-Nie dotykaj mnie -syknął Hans odtrącając jego rękę.
-O co ci chodzi? Co? -zapytał zdenerwowany Wilhelm -od tygodnia mnie unikasz, nie rozmawiasz ze mną. Jakbym po awansie dla ciebie nie istniał!
Hans zacisnął pięści.
-Drogi Wilhelmie -powiedział chwytając go za dłoń. Była ciepła, w porównaniu do jego kościstych, zimnych odnóży -wybacz mi.
To powiedziawszy odwrócił się i ruszył w głąb korytarza. Zostawił Wilhelma samego. A on nie wiedział, co ma rozumieć z gestu przyjaciela. Czy powinien jednak rozumieć cokolwiek? Może niewiedza była dla niego lepsza? Jedno było teraz uczucie, które mu towarzyszyło i które dobrze rozumiał. Złość. Hans go porzucił.

◇◇◇

Hans obudził się następnego dnia spanikowany. Miał bardzo dziwny sen. Przeszłość nawiedzała go ostatnimi czasy za często.
Spomiędzy firanek do pokoju wpadały blade promienie słońca. Tapety wydawały się jakieś wyblakłe w tym świetle. Z zewnątrz już dochodziły odgłosy budzących się koszar. Hugo zaś spał i głośno chrapał, tak że Hans zaczął się zastanawiać, jak to możliwe, że on przy tym hałasie śpi. Leżał pod wygładzoną kołdrą "na baczność" z rękoma skrzyżowanymi na piersi jak w trumnie.
-Hugo -Hans wstał i podszedł do łóżka przyjaciela -Hugo wstawaj, zaraz będą dzwonić na zmianę!
Wtej chwili Meister powstał z łóżka na baczność tak, że Hans aż się przeraził i ruszył marszowym krokiem w stronę szafy.
-To twoją wina -rzucił nagle w stronę Hansa.
-Co?
-Twoja wina, że wstałem tak późno. To TY chciałeś wczoraj pić.
-

Ej, nie piliśmy wcale dużo... poza tym, byłeś strasznie spięty.

Po oporządzeniu się i wyjściu na śniadanie, jak zwykle przyjaciele rozdzielili się do swoich zadań. Hans był właśnie w drodze do budynków administracji, kiedy zauważył dziwne poruszenie w obozie. Co poniektórzy więźniowie zapatrywali się tępo w kierunku bramy, zaraz jednak wachmani popędzali ich do swoich zajęć. Hans nie należał do zbyt pokornych, nic więc dziwnego, że z teczką pod pachą ruszył w kierunku bramy. Na miejscu zobaczył zastraszającą ilość gestapowców dokładnie badających teren. Następnie w oczy rzucił mu się Kleiner, trzymany przez jakiegoś osiłka w szarym mundurze. Podszedł bliżej i ukazał mu się przerażający widok. W jednej z budek wartowniczych leżało ciało jego byłego kolegi Ukraińca, z twarzą ubroczoną krwią i którą trudno było rozpoznać, bo jego wschodnie rysy zniknęły pod uderzeniami drewnianego bloczka, który leżał tuż obok.
Hansowi coś ścisnęło gardło. Podbiegł do miejsca zdarzenia i pierwsze co, to wpadł przypadkiem na przechodzącego mężczyznę. Ten odwróciwszy się, okazał się być Heinrichiem, we własnej, bezdusznej osobie.
-Hans?
-Wuja?
-Hans, co ty tu robisz, w biurze na pewno na ciebie czekają!
-Wujku, to Dmitrij!
-Po pierwsze mów do mnie stopniem, per 'Pan', albo przynajmniej w ogóle nie mów do mnie nic. Po drugie wiem, po trzecie to delikatna sprawa, nie dla amatorów, jak ty- podludku.
-Czy Lukas go zabił? -ciągnął dalej Hans.
-Tego nie jesteśmy pewni...
-Pewnie, że on! -tu Hans przytrzymywany przez Heiniego zaczął rzucać się i grozić Kleinerowi -morderca! Degenerat! Idź zdychać w kompanii karnej, niech twoje zwłoki zjedzą Ruskie kundle!
Heinrich zakrył mu usta ręką i popchnął go za ścianę jednego z baraków.
-Niech cię ręką boska broni przed gadaniem takich głupot! Kompromitujesz mnie!
-I co z tego, za przeproszeniem?
Po tych słowach Hans trochę się speszył i burknął tylko naburmuszone "przepraszam" po czym poprawił mundur i ruszył do biura.

Nie ma żywych, nie ma martwychWhere stories live. Discover now