Medyczka spojrzała na mnie.

– Co się stało? Boli cie coś? Potrzebujesz jeszcze leków?– zaczęła zasypywać mnie gradem pytań.

– Ze mną wszystko w porządku. Czuje się dobrze.

– To co się tu sprowadza? Właściwie to ja już kończę swoją zmine...

– Wiem, wiem, ale tu chodzi o Lance'a. Coś jest chyba nie tak z tymi jego świecidełkami.– uniosłam swoje nadgarstki na wysokość oczu i lekko nimi pomachałam pokazując o co konkretnie mi chodzi.

– To znaczy?– zbliżyła się do mnie wzdychając.

– Czy to normalne, że to wysysa jego maane? A jeśli tak czy powinienem wyglądać jak trup?– starałam się być spokojna, ale najchętniej wrzasnęłabym żeby poszła mu pomóc.

– To powinno blokować tylko możliwość używania przez niego magii i przemiany w smoka. No, może trochę redukuje to jego poziom maany. To normalne.– przetarła twarz dłońmi.

– A możesz do niego zajrzeć? Niepokoi mnie jego stan, na prawdę.

– Wy oboje chyba lubicie to miejsce i problemy zdrowotne, co?– zaśmiała się cicho – Jesteście moimi stałymi pacjentami. Wydaje mi się, że możesz dramatyzować...

– Ale pójdziesz ze mną do niego?– złapałam się za biodra.

– Tak. Jeśli to cie uspokoi.

– Dziękuję.

Kobieta ułożyła w ładna kupkę dokumenty, które miała na biurku i wyszliśmy.

Doszliśmy do pokoju smoka i tam weszłyśmy, chłopak siedział ze spuszczina głową.

Elfka mimo wcześniejszejszego bagatelizowania, od razu się ożywiła widząc go.

Podeszła do niego i kucnęła przed nim.

Sprawdziła jego reakcje, coś do niego mówiąc. Na szczęście od razu jej odpowiedział, co mnie nieco uspokajało.

– Idź po Huang Hua. Powinna być w swoim pokoju.– zarządziła medyczka, a ja rozszerzyłam oczy.

– Co się dzieje?– zapytałam przerażona.

– Po prostu po nią idź.

Wystrzeliłam z pokoju i pobiegłam pod drzwi szefowej. Nie zwróciłam nawet zbytniej uwagi na dyskomfort, spalonej i zaciąganej z każdym moim ruchem, skóry na udach.

Zatrzymałam się przed jej drzwiami i zaczęłam w nie walić.

Hunag Hua westchnęła widząc mnie gdy tylko je otworzyła.

– Co się dzieje?– jej spojrzenie stało się uważne.

– Ewelein prosi byś przyszła do naszego pokoju. Z Lancem nie jest dobrze.– rzuciłam tylko i usłyszałam wrzask smoka.

Fenghuang też go usłyszała, bo aż wybauszyla oczy.

Obie biegiem ruszyliśmy do pokoju.

Smok siedział teraz na ziemi z rozłożonymi rękami. Każda z nich zaczynała szarzeć w zastraszającym tempie, a Ewelein kombinowała przy zapięciu bransolet.

– Co się dzieje?– szatynka podeszła bliżej i złapała za ramię swojej dziewczyny.

– Dopływ maany zaczyna sie tamować.

– Przecież było wszystko dobrze! Miało nic mu nie być!– wrzasnęłam na kobiety.

– Musiało coś pójść nie tak.– odezwała się szefowa i złączyła nadgarstki smoka razem.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now