nie potrafię złapać
każdego zabyłsku współlśnienia
nadlśnienia
wmyślonego w tkanki
obkwitnięć wskazówek i ogólnie
zegarów przystojnych
przystających do chodników
pośpiechunie potrafię wyłowić
każdego prześlizgnięcia przemknięcia przebiegu
zapisanego półuśmiechem białym
na białej tarczy
białości prostych wtulonych w fałdy
przestrzeninie potrafię schwytać
każdego spojrzenia zerknięcia mrugnięcia
rozszczepionego na
mikrokonstelacje kurzu na lustrze
które powiedziało mi żeby zaczekać
bo od zawsze do odwołania
chwile uciekają lub
wyciekają
sekundami z rąk nieszczelnych
wysupłują się z siebie i wsupłują
w wymysły zegarów pozornych
więc nie sięgam po nie naprawdę
tylko szeptem
jestem
gąsienicą wzroku
która pełznie rzęsami
nie odciskając się
istnieniem
na
pośpiesznych oddechach
przeminięć
YOU ARE READING
seans chimer
Poetryzwiastun cukrowego gestu wchłania mnie w bezduszny fiolet i pejzaże oczu porośniętych krzewami mgieł