Wyłoniwszy myśl z niewoli
Bladość, światłem zatrwożoną
Wessanego kolorytu lico
Ruch naglący trzepotawszy
Wiotkim ciałem, miejsca nie zagrzeje
W nieprzeniknięciu zlęknionego dobrostanu
Mrok nikłość drżącą odsłonił
Spod warstw finezyjnych istotę wyłuskał
Lęk zatrzasnął jasne okiennice, krzaczaste zasłony zasunął
Wszystko w poświacie przebrzmialosci
Objawieniem w zaciszu ogniska domowego
Podmuch, jak zanęta ku czepnym niby rzepy
Mętom bezprzydzialowym, chaosu paliczkami
Szatom pazernej żarłoczności refleksji, odętej póki brzusiec w niestałych drżąc posadach
Ujścia nie znajdzie dla eksplozji rażącej
W rytm marsza kiszek z cicha
Melodii więzy rwącej
Do tańca poderwane refleksje żądne strawy
Wskrzeszenia okrzyk niosą, głowy trzęsą się ściany
Gdy hulaszczosc, zew szaleństwa
Sytość, glodem poprzedzona
Wydobędzie głos zwycięstwa,
Tylko post zwiastunem uczty
YOU ARE READING
Metamorfoza przetrwania
PoetryNie, nie bój się... nie trzeba pozostawać sobą. nie można być niezmiennym musi się wszak trwać i trwać.