Wyszli ze sklepu z definitywnie lżejszą kieszenią, ale przynajmniej jedno z nich było otwarcie zadowolone z zakupu.
— Pasuje ci — mruknął cicho, czerwieniąc się na policzkach.
Sanji widząc to, uśmiechnęła się delikatnie.
— Miałeś rację, całkiem wygodne.
— Dobrze — rozluźnił się trochę. — Zostań tu na chwilę, muszę coś załatwić. To nie powinno potrwać długo — pogłaskał ją po głowie i jak najszybciej ulotnił się z zasięgu jej pięści.
"On naprawdę nie ma pojęcia o przestrzeni osobistej", pomyślała. Westchnęła cicho. Nie powinno, czyli mogło? Ale co mogła zrobić. Oparła się o ścianę i czekała.
Pięć minut.
Dziesięć.
Piętnaście.
Gdy zaczynała już się niecierpliwić zauważyła, że coś upadło jej pod nogi. Jabłko. Podniosła je i zobaczyła fioletowowłosego mężczyznę z grzywką spadającą mu na lewe oko. Prawe było żółte i przenikliwe, jak u drapieżnego kota, bardzo dokładnie przyglądające się otaczającemu światu. Nosił bladofioletowy frak z mocnymi skórzanymi zapięciami, łączącymi guziki. Na to założona biała peleryna wyszywana złotymi niciami w połączeniu z jasnymi pantalonami dodawały mu królewskości.
Przyglądał się jej z uśmieszkiem, trzymając przy klatce piersiowej stos owoców.
Nadchodzi dziwak nr 2.
— Dzień dobry. Czy mogłaby mi pani pomóc? Zbieram jabłka dla przyjaciela.
— Oczywiście — odparła szybko i zaczęła podnosić owoce z ziemi.
Niegrzecznie byłoby odmówić, należy trzymać klasę.
Gdy pozbierali już wszystkie jabłka, nieznajomy zaczął rozmowę.
— Co panią tu sprowadza, nigdy się z panią nie spotkałem.
— Jestem tu... — Sanji zastanawiała się nad odpowiedzią. Ma powiedzieć, że nie udało jej się dostać do Akademii? W życiu. — Odwiedzam starego przyjaciela. — Tak, tak określiła Lichta jej matka.
— Mhm, interesujące — dziewczyna dałaby słowo, że wywrócił oczami! — A skąd ma pani ten... — wskazał na obrożę na szyi rozmówczyni. — Specjalny prezent.
— Pamiątka rodzinna — mruknęła. Nie podobał jej się. To nie była zwykła grzecznościowa formułka, a wciskanie się w jej życie po kilku minutach od poznania. — Nie przedstawił się pan.
— Ach, tak... Beto Hegamon — uniósł jej rękę do swoich ust i złożył na niej delikatny pocałunek.
Definitywnie dziwak. Tytuł powinien brzmieć "Sanji w krainie dziwaków". Co to w ogóle mają być za gesty, czemu wszyscy zachowują się jak... Nawet nie wiedziała, jak to określić? Ekscentrycy? Obwiesie? Zostajemy przy dziwakach, wieśniaki mogą pojawiać się gościnnie w ekspozycji.
— Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Im San Ji — ukłonił się i zniknął w tłumie.
— Jestem! Nie czekałaś długo? — przed bohaterką pojawił się Licht, machający jej kartką przed nosem.
— Nie... Znaczy tak! — dziewczyna nadal nie mogła wyjść z szoku, skąd nieznajomy dziwak [sic!] znał jej imię.
— Przepraszam — rektor spuścił smutno oczy, jakby na potwierdzenie szczerości swoich słów — ale to było bardzo ważne.
Szatynka, widząc jego reakcję, natychmiast zaczęła uspokajać go, że nic się nie stało.
— Dobrze, gdzie mieliśmy iść?
YOU ARE READING
Nekrotea
FantasyDo Akademii włamuje się młoda dama, utrzymująca, że chce tam studiować. Mówi, że potrzebuje pieniędzy, ale jaka jest prawda? Co ukrywa? Rektor, który miał być jej przyjacielem, okazuje się dziwakiem i mimo że dziewczyna spotyka go pierwszy raz, on ż...
Jabłka, jabłka i więcej jabłek
Start from the beginning