[dead men tell no tales]

61 4 5
                                    

Zarówno dosłownie, jak i w przenośni — niezaprzeczalnie, było to wyzwolenie.

Kiedy już ciało poprzedniego kapitana, obdarte z bogato zdobionego odzienia którego prawowitym właścicielem z pewnością nie był, zostało wreszcie wrzucone do oceanu i pozostawione na jego pastwę, tłum zebrany na głównym pokładzie wydał z siebie ogłuszający ryk radości i aprobaty.

— Przesada — mruknął siedzący ze skrzyżowanymi nogami nastolatek, zajmujący zaszczytne miejsce na jednej z pustych beczek na tylnym pokładzie. — I co, teraz będą cię traktować jak bohatera? Tego właśnie chciałeś? — założył ręce na piersi z wyraźną trudnością, przez dwa nowe ozdobne pasy, które oplatały jego drobny tułów.

Nowo mianowany kapitan zaśmiał się jedynie.

— Nie — zaprzeczył, krzyżując ramiona na wzór swojego podopiecznego, jednocześnie oparty o maszt. — Nie uważam się za bohatera, ani nie chcę być traktowany jak bohater — obrzucił główny pokład spojrzeniem pełnym satysfakcji; uczta właśnie się zaczynała. — Poza tym, nic takiego nie zrobiłem. Tylko przekazałem im radosną nowinę, czyż nie? — rzucił nonszalancko, tak jakby głęboko w kieszeni jego wyświechtanych spodni nie spoczywał właśnie ostry skalpel, czyszczony w pośpiechu niecałą godzinę wcześniej. — To nie moja wina, że zostałem zaakceptowany.

Dazai spojrzał na mężczyznę z wyraźną irytacją, mimo jednego oka przysłoniętego bandażem.

— Myślałem, że okrętowy medyk będzie mądrzejszy. Prędzej czy później się dowiedzą.

— Nie dowiedzą. — Mori sięgnął do kieszeni. — Poprzedni kapitan był tyranem, aczkolwiek miał całkiem interesujące powiedzenie.

Chłopak rzucił mu zdziwione spojrzenie, a w odpowiedzi dostał jedynie znaczący uśmiech.

— Martwi trzymają język za zębami. A ty, drogi chłopcze, dostajesz awans. Zostaniesz hersztem. Gratulacje!

Dazai prychnął, kiedy nowy kapitan odwrócił się i zszedł z tylnego pokładu z zamiarem dołączenia do świętujących, tak jakby dobre parę godzin temu nie zamordował z zimną krwią człowieka, którego ciało zapewne spoczęło już na dnie oceanu.

Nie mógł jednak narzekać, w końcu do niedawna był tylko zwykłym chłopcem okrętowym.

I

Podczas rządów Moriego, wszystko zmieniało się w zastraszającym tempie.

Wcześniej był jedynie medykiem – więc jego brak wiedzy na temat szeroko pojętej sztuki pirackiej został szybko wypełniony przez członków załogi, którzy przysięgli mu lojalność, szczęśliwi z powodu końca okrutnych metod stosowanych przez jego poprzednika.

Oczywiście, że mieli swoje podejrzenia, ale mężczyzna wiedział, że należało brać to pod uwagę. Sam nie mógłby sobie wyobrazić pirata tak po prostu akceptującego fakt, że lekarz mógłby sobie przejąć władzę na okręcie.

Na jego własne szczęście, załoga okrętu Maihime nosiła na sobie ślady wyniszczającego reżimu, więc kiedy tylko pojawiła się perspektywa czegoś tak błahego jak wolność, entuzjazm piratów wobec nowego kapitana zdecydowanie się zwiększył.

Pierwszy port, który pojawiłby się na ich trasie, byłby ostatnim przystankiem dla wielu członków załogi, kończącym nieludzko długi wręcz okres zniewolenia. A Mori zamierzał na to pozwolić, ku zdziwieniu swojego podopiecznego.

— Nie mówiłeś, że martwi trzymają język za zębami? — zapytał Dazai pewnego razu, podczas wyjątkowo nudnego obchodu, kiedy to miał się przyzwyczaić do swojej nowej funkcji (na normalnym pirackim okręcie herszt w wieku nastoletnim zapewne wywołałby salwę śmiechu wśród innych piratów, ale chłopak był wystarczająco dobrze znany wśród załogi Maihime). — Tak po prostu, pozwalasz im odejść? — zmarszczył brew. Zdążył się już pozbyć starego bandażu na oku i zastąpił go opaską z prawdziwego zdarzenia.

dead men tell no tales | bungou stray dogsΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα