Rozdział I

78.6K 1.9K 164
                                    

Amanda
Wysiadam z zatłoczonego pociągu ciągnąc za sobą walizkę,w której znajdują się wszystkie moje rzeczy.
Jest piątek i wielu podróżujących wybrało właśnie ten środek transportu,by postać się do tętniącej życiem Atlanty.
Większość z nich to ludzie młodzi,którzy zapewne przyjechali,by kształcić się na którymś z miejscowych uniwersytetów,tak jak ja.Lada moment zacząć się miał przecież rok studencki.
Georgia State University było moim marzeniem odkąd zaczęłam szkołę średnią.Nie muszę mówić,jak wielka była moja radość,gdy dowiedziałam się,że będę mogła studiować na tej prestiżowej uczelni.Z pomocą przyszła mi moja przyjaciółka,Eliza,która zaproponowała pokój w wynajmowanej przez siebie kawalerce,ale może zacznę od początku.
Mam na imię Amanda,dla przyjaciół Amy lub Mandy.Jestem średniego wzrostu dziewiętnastoletnią ciemną blondynką o niebieskich oczach i nienagannej figurze,którą zawdzięczam swojej ciężkiej pracy.Muszę przyznać,że uwielbiam fitness i do tej pory regularnie ćwiczyłam na siłowni lub w klubie.
Moją pasją jest także taniec.Jako mała dziewczynka chodziłam nawet na balet.Moja mama dbała o to,bym rozwijała w sobie to,w czym jestem dobra.Nauka też nie sprawiała mi trudności,dlatego dziś jestem tutaj.
Georgia State University.Atlanta.

Rozglądam się wokół.Wzrokiem szukam mojej przyjaciółki,która miała przyjść po mnie na dworzec.
Nigdzie jej nie widzę.No pięknie,zapomniała?
Stoję na środku peronu i nerwowo przystępuje z nogi na nogę.
Nagle czuję,że ktoś zakrywa mi oczy,a potem odsłania je i ściska mnie mocno.
-Amy!-całuje mnie w policzek.
-Lizy-tulę się do niej.Tak dawno jej nie widziałam!
-Wypiękniałaś-mówi i gładzi moje włosy-Głodna?
Pyta całkiem jak moja mama.
-Nawet nie wiesz,jak bardzo!
-W takim razie idziemy na jakieś śniadanie,a później pokażę Ci nasze mieszkanie-bierze mnie pod rękę i idziemy przez zatłoczony peron.

-To co tam słychać u mojej pięknej studentki?-pyta Liz,gdy siedzimy w przytulnej kawiarni przy filiżance cappucino.Wcześniej zjadłyśmy bułkę w przydrożnej piekarni.
-Wszystko po staremu.Cieszę się,że wkońcu zacznę tu studiować-uśmiecham się ciepło.
-To bardzo dobry uniwersytet.Jeszcze raz Ci gratuluję!-ściska moją dłoń,która leży na stoliku.
-A ja dziekuję,że zaproponowałaś mi mieszkanie.Jesteś naprawdę kochana!
-Dla Ciebie wszystko,Mandy.Nawet nie wiesz,jak tęskniłam!
-Ja też.A jak twoja praca?
-W porządku.
-A szef?
Uśmiecha się tajemniczo.
Eliza studiuje w weekendy.W tygodniu natomiast pracuje w jednym z lokalnych biurowców jako sekretarka.Z tego co wiem,bardzo lubi swoją pracę. Wiele razy opowiadała mi podczas rozmów przez komunikator internetowy o przystojnym prezesie,który był ponoć wybitnym biznesmenem.
-Bez zmian-rumieni się.
Och,Lizy.
-Zadłużyłaś się w swoim szefie?-wytrzeszczam oczy.
-Oj tam zaraz zadłużyłam!Jest przystojny i tyle.
-Tak,jasne-przewracam oczami-
Nie jestem przecież ślepa.
-A jak tam twoje życie towarzyskie?-pyta chcąc zmienić temat.
-Moje życie towarzyskie?Hmm.Nie spotkałam jeszcze księcia na
białym koniu,jeśli o to pytasz.
-Tacy nie istnieją.Nie masz na co liczyć kochanie-skrzywiła się.
Eliza,odwieczna pesymistka.A może realistka?Zależy jakby na to patrzeć.
-Idziemy?-wypiłam właśnie całą zawartość filiżanki i zerwałam się z miejsca.Bardzo chciałam zobaczyć już mój nowy dom.
-Jasne,pewnie jesteś zmęczona-uśmiecha się i wstaje z wygodnego fotela.

Atlanta jest piękna.W sumie wygląda tak jak większość amerykańskich miast.Autostrady.Sklepy.Biurowce.Kilka parków i skwerów.Ogromne centra handlowe.Uczelnie.
Zawsze chciałam tu mieszkać.Wielkie miasto,wiele możliwości.
Może gdzieś niedaleko żyje mój książę?

Jedziemy z Liz tramwajem,w którym nie ma już miejsc siedzących,więc zmuszone jesteśmy stać.Mijamy kolejne budynki,a przyjaciółka raz za razem pokazuje mi coś za oknem.
Po dwudziestu minutach jazdy wreszcie wysiadamy.
Dwie przecznice dalej znajduje się mieszkanie,które wynajmuje Eliza.
To czteropiętrowy blok,obok którego stoi dokładnie taki sam i dalej również.
Wchodzimy na trzecie piętro i Lizy otwiera drzwi.
Stawiam walizkę w niewielkim przedpokoju i wieszam płaszcz na wieszaku.Przyjaciółka oprowadza mnie po mieszkaniu.Znajduje się tu przestronna,nowoczesna kuchnia z widokiem na salon,w którym stoi wygodna kanapa,fotele,mały stolik i telewizor.Moją uwagę przyciąga wysoka półka od podłogi do sufitu,zapełniona książkami.Mieszkanie zawiera trzy pokoje.
Lizy pokazuje mi swój,a potem prowadzi do kolejnego,który ma należeć do mnie.Jest niewielki,ale przytulny.Podwójne łóżko,duża szafa,biurko,toaletka i stolik nocny.Wszystko czego mi potrzeba.Uśmiecham się i oglądam dokładnie każdy kąt,po czym wychodzimy z powrotem do przedpokoju.
-A ten?Jest pusty?-wskazuje na ostatnie drzwi.
-Nie wspominałam,że mieszka tu także Michael?-pyta zdziwiona.
Patrzę na nią z dezorientacją.Kim jest Michael?
-To mój kolega-odpowiada na pytanie,które zadałam w głowie-Przepraszam,Amy.Byłam pewna,że wiesz.
-Nie szkodzi-przechodzimy do salonu i siadamy na kanapie.
Mam mieszkać w jednym mieszkaniu z obcym facetem za ścianą?A co jeśli okaże się jakimś zboczeńcem?
-Ile ma lat ten...
-Michael?
-Tak,Michael.
-Dwadzieścia jeden.
-Jest gejem?-wypalam,gdy w tym samym momencie w progu staje wysoki,ciemnooki brunet z dwudniowym zarostem,ubrany w ciemne jeansy i skórzaną kurtkę.Opiera się o framugę drzwi i patrzy na mnie z zaciekawieniem.
Jest przystojny,cholernie przystojny!
-O wilku mowa!-wykrzykuje Liz,a ja czuję,że staję się purpurowa.
Mam cichą nadzieję,że nie słyszał tego "gejowskiego" pytania.
-O wilku?A zdawało mi się ,że rozmawiacie o gejach...
Słyszał.O nie.Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Poznajcie się.Michael,to jest Amanda.Amando,to Michael-Lizy wstaje,a ja robię to samo,po czym wymieniam się z przybyłym uściskiem dłoni.
-Cześć-bąkam.
-Miło mi poznać osobiście-mówi-Lizy dużo o Tobie opowiadała.
Siadamy,a Eliza nadal stoi zerkając nerwowo na zegarek.
-Muszę iść do pracy-mówi i łapie torebkę.
Co?O nie,Lizy nie rób mi tego!Nie zostawiaj mnie z nim,błagam.
Moje wewnętrzne prośby na nic się nie zdają,bo dziewczyna zakłada beżowy płaszcz i poprawia włosy.
-Mike,zajmij się Amandą,dobrze?
-Jasne-odpowiada i zerka na mnie.
Nie mijają trzy sekundy,a zostajemy sami...

Michael
Wchodzę do domu i słyszę głosy dobiegające z salonu.Domyślam się,że zjawiła się już nasza nowa lokatorka,na co wskazuje stojąca w przedpokoju walizka.
Idę korytarzem i staję w progu salonu.Na kanapie siedzi ona i...jest przepiękna.Anioł.
O kurwa.
-Jest gejem?-słyszę.
-O wilku mowa!-krzyczy Eliza.
Rozmawiają o mnie?Ta mała myśli,że jestem gejem?Mam ochotę pokazać jej,że tak nie jest,chodźby w tej chwili.
-To jest Amanda-przedstawia ją Liz.
Piękne imię dla pięknej kobietki.
-Miło mi poznać osobiście.Eliza dużo o Tobie opowiadała-mówię.
Dziewczyna czerwieni się i spuszcza wzrok.
Siadam na kanapie i przyglądam się jej uważnie.
-Muszę iść do pracy-mówi Liz i wkłada płaszcz-Zajmij się Amandą,dobrze?
Już ja się nią odpowiednio zajmę...

Kochani!
Witajcie w kolejnym opowiadaniu!
Mam nadzieję,że się spodoba! :)
Jak witać,moja przygoda z tą historią dopiero się zaczyna,więc liczę na gwiazdki i komentarze. :)

Give me loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz