《I》

258 17 3
                                    


Tępo wpatruję się w ekran telefonu, siedząc na podłodze. Mój pies, Rio, przypatruje mi się z zaciekawieniem. Tak ciężko dopuścić do siebie myśl, że za tym wszystkim stoi ktoś, komu ufałam. Ktoś, kogo uważałam za przyjaciela. Hannah również.

Teraz gdy na to patrzę, rzeczywiście, atak na niego wyglądał podejrzanie. W tamtym momencie byłam roztrzęsiona, ale zdaje mi się, że nie słyszałam wtedy żadnych odgłosów skradania i uderzenia. Nie zwróciłam na to uwagi. Byłam przerażona. Mój przyjaciel został zamordowany na moich oczach. To takimi myślami byłam zajęta, nie szukaniem nieścisłości. Tak się cieszyłam, gdy zobaczyłam Richy'ego na "transmisji". To był znak, że żyje. A teraz nagle dowiedziałam się, że to on był powodem naszych krzywd. Jessy dotknęło to najbardziej. Ufała mu jak nikomu innemu.

Drżącymi rękami wybieram numer do Alana. Muszę mu powiedzieć. Hannah prosiła go, żeby znalazł Richy'ego. Powinien znać prawdę. Mężczyzna odbiera po trzecim sygnale.

– Alan? Porywacz do mnie zadzwonił. Zdjął maskę i mogłam zobaczyć jego twarz. – Przerywam i przygryzam wargę. – To Richard Roger, który zaginął w zeszłym tygodniu. – szepczę słabym, drżącym głosem.

– Jesteś pewna? – odpowiada po chwili.

– Tak. To on. Mnie też trudno w to uwierzyć. Zdradził mi swój plan, którego nie udało mu się zrealizować. – Znowu przerywam swoją wypowiedź. – Powiedział też, że nie zamierza już uciekać. Może chce oddać się w ręce policji?

W słuchawce przez chwilę panuje głucha cisza, przerywana przez dźwięk syren.

– Muszę ci coś powiedzieć, Lisa. Kopalnia płonie.

Te słowa uderzają we mnie jak młot. Mam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Mój oddech przyspiesza, a do oczu napływają łzy. Jake. On wciąż tam jest. A może zdążył? Może go złapali? Czuję się taka bezsilna. Nie mogę mu pomóc. Nie mogę się nawet dowiedzieć czy wszystko w porządku.

– Lisa? Wszystko w porządku? – z zamyślenia wyrywa mnie głos Alana.

– Nie. – odpowiadam bez namysłu – Przepraszam. – Dodaję, po czym się rozłączam.

Niewiele myśląc, wstaję, wybieram numer do swojej siostry i wyciągam walizkę. Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy i ubrania na kilka dni. Co chwila na podłogę padają łzy, w ciszy spływające po moich policzkach.

Suzy zgodziła się zaopiekować Rio przez kilka dni, a kochana sąsiadka z piętra będzie doglądać moich roślinek. Udało mi się też zdobyć kilka dni wolnego w pracy. Niedawno z ciekawości sprawdziłam, gdzie jest Duskwood, więc wiem, że czeka mnie około trzech godzin drogi samochodem. Co za szczęście, że Vermont* graniczy z Massachusetts.

Wsiadam do auta i odrazu kieruję się do domu mojej siostry. Domyślam się, że nie obejdzie się bez pytań. Zwłaszcza, że oddaję jej psa i wyjeżdżam na nieokreślony czas o dwudziestej pierwszej.
To zawsze była ta rozważna siostra. Ja jestem ta nieobliczalna.

Wjeżdżam na podjazd i wypuszczam psa. Dzwonię dzwonkiem, drzwi niemal od razu się uchylają i ukazuje mi się twarz mojej siostry.

– Cześć. – przytulam ją, siląc się na uśmiech. Ona również mnie obejmuje.

Widzę, jak w głębi domu przemyka jej mąż. Wzięli ślub w zeszłym roku. Bardzo do siebie pasują, choć na pierwszy rzut oka, całkowicie się różnią.

– Hej Teddy! – wołam.

– Hej, a co ty tu robisz o tej porze?

– Suzy ci nie mówiła? Przyjechałam zostawić Rio. Wyjeżdżam na kilka dni.

– Coś się stało? – pyta mężczyzna.

– Nie, to nic takiego. – odpowiadam.

Suzy uśmiecha się delikatnie i kiwa głową, ale po chwili jej twarz przybiera poważny, trochę groźny, wyraz.

– No dobra, a teraz przestań wciskać mi ten kit i powiedz prawdę. – mówi Suzy, opierając się o framugę – Znam Cię, Lili, i wiem że coś jest na rzeczy. Reagujesz tak gwałtownie tylko wtedy, kiedy chodzi o kogoś ci bliskiego. Pamiętasz wypadek przy rzeczce?

– Jak mogłabym zapomnieć? W tamtym czasie Kelly była moją najlepszą przyjaciółką. – Odpowiadam z nostalgią. – No i cały czas mi o tym przypominasz. – Wywracam oczami.

– Bo to było skrajnie nieodpowiedzialne. – stwierdza z wyrzutem.

To było tak dawno. Ja, nieobliczalna dziesięciolatka, moja przyjaciółka i moja dwunastoletnia siostra oraz nasi rodzice byliśmy na wyjeździe w małym miasteczku. Zatrzymaliśmy się na jego obrzeżach. Tuż obok był las, a w nim rzeczka, w której woda płynęła dość wartko. Razem z Suzy i Kelly postanowiłyśmy wybrać się na spacer do tego lasu. Suzy była najstarsza i miała nas pilnować. W pewnym momencie Kelly potknęła się i wpadła do rzeki. Moja siostra kazała mi zostać w miejscu, a sama pobiegła po kogoś dorosłego. Ja jednak nie mogłam patrzeć, jak moja przyjaciółka ledwie trzymała się gałęzi, która pomagała jej pozostać na powierzchni. Rzuciłam się jej na pomoc. Jakimś cudem udało mi się ją wyciągnąć, ale sama wpadłam. Na szczęście udało mi się wyjść, choć nie było to łatwe. Gdy było już po wszystkim, zjawiła się Suzy i nasz tata. Oczywiście, że nie obyło się bez krzyku, ale nie żałowałam, że to robiłam. Po prostu chciałam ratować przyjaciółkę.

– Słucham. Co skłoniło cię do nagłego wyjazdu o tej porze? – Pyta Suzy, krzyżując ręce.

– Przez ostatni miesiąc sporo się wydarzyło. Byłam bardzo zajęta, pamiętasz? Tłumaczyłam to pracą, ale kłamałam. Przepraszam. Ta cała historia jest zbyt długa i nieprawdopodobna, żeby ją teraz opowiadać, a ja naprawdę nie mam czasu. Moi przyjaciele mnie potrzebują.

– Gdzie jedziesz?

– Do Duskwood.

– Gdzie to jest? – pyta po chwili, chyba szukała w pamięci nazwy miasta – Nigdy nie słyszałam o takim miejscu.

– W Vermont.

Znowu zapada grobowa cisza. Suzy od zawsze była bardzo troskliwa, lubiła mieć ludzi blisko. Jakby nie patrzeć, Vermont to inny stan, nie ważne, że jest niedaleko.

– Naprawdę muszę wiedzieć, co takiego się stało, że nagle postanowiłaś wyjechać do innego stanu. Co, jeśli coś ci się stanie?

– Nie, jestem pewna, że nic mi nie grozi. Suzy, jestem dorosła. Muszę jechać. Oni mnie potrzebują. – Robię krótką przerwę. – Jake mnie potrzebuje. Do zobaczenia. – Kieruję się w stronę swojego samochodu.

– Lisa! Kim jest Jake?! – Nie reaguję. – Dzwoń chociaż! – Woła za mną.

Nie odpowiadam. Oczywiście, że będę dzwonić. Nie chcę, żeby się martwiła. Jednak muszę być w Duskwood, chcę być dla nich wsparciem, jak zawsze. Zawsze byłam "ramieniem", na którym można się wesprzeć, w które można się wypłakać. Nigdy mi to nie przeszkadzało.

Wcześniej całe moje życie kręciło się w Bostonie. Tu się urodziłam i przeżyłam dwadzieścia cztery lata. Tu mam mieszkanie, kupione po okazyjnej cenie. Mam tu pracę, rodzinę i znajomych. W moim życiu nie było niczego ciekawego. Jednak tamtego dnia, gdy przyszła do mnie wiadomość od Thomasa, wszystko się zmieniło, a po telefonie Jake'a, wiedziałam już, że nic nie będzie takie samo. Duskwood zmieniło moje życie. A ja tego nie żałuję. Gdybym miała możliwość ponownego wyboru, wiedząc jak potoczy się moja historia, ponownie zgodziłabym się wziąć w tym udział.

Zmierzam teraz do Duskwood, ponieważ, przez przypadek, stało się częścią mojego życia.

●○●○●○●
* To, że Duskwood znajduje się w stanie Vermont jest tylko moim wymysłem.

Ciąg dalszy właśnie nastąpił | Duswkood |Where stories live. Discover now