- Posikasz się zaraz - rzuciłam, gdy chłopak nadal lekko się uśmiechał.

Kolejny raz Booker nie zrobił sobie nic z mojej kąśliwej uwagi. Przewróciłam oczami i wstałam, tym razem odnosząc sukces. Brunet był zaabsorbowany śmianiem się z samego siebie, że nawet nie zauważył jak prześlizgnęłam się w przestrzeni pomiędzy krzesłem a ścianą. Uśmiechnęłam się do niego chytrze i to chyba było dla niego jak kubek zimnej wody. Wyleciał od razu za mną.

- Czuje się jakbyś wszczepił we mnie jakiś nadajnik, czy coś w tym stylu - powiedziałam, bardzo dobrze wiedząc, że chłopak szedł za mną.

- Tak, w razie co jest tam mój numer telefonu, gdybyś się zgubiła - zadrwił, a we mnie momentalnie się zagotowało.

Zatrzymałam się w pół kroku, przez co Booker prawie na mnie wpadł. Gwałtownie odwróciłam się twarzą do niego i wytknęłam w jego stronę palec wskazujący.

- Stąpasz po bardzo kruchym lodzie. Nawet nie będziesz wiedział, kiedy wpadniesz - ostrzegłam go mrużąc przy tym oczy.

- Dzięki za rady, gdzie o nich czytałaś? W poradnikach dla nastolatek?

Jego głos ociekał kpiną, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Gdy w zeszły weekend zrobiliśmy sobie pseudo prywatną imprezę w domu Nate'a i reszty ekipy, było tak... zwyczajnie. Booker nie zachowywał się jak buc. Wyglądał jak normalny student, który korzysta z życia, bawiąc się i wygłupiając ze znajomymi. Teraz znowu jest oziębłym sukinsynem, którego najchętniej to bym wykastrowała i zakleiła buzię jakąś super mocną taśmą. Przez te siedem dni coś się zmieniło, że nagle stał się aroganckim dupkiem?

- Wiesz, że trenowałam przez dziesięć lat karate? - zapytałam, przekrzywiając głowę na lewą stronę i zawiązałam ręce na klatce piersiowej. Uśmiechnęłam się sarkastycznie.

- Tak?

- Mhm - mruknęłam - Więc uważaj, nawet nie będziesz wiedział kiedy dostaniesz po dupie, ale możesz być przygotowany, że to będzie tylko raz. Raz, ale porządnie.

Ostatni raz się uśmiechnęłam i znowu zaczęłam iść, kierując się od razu do mojego akademika. Nie przeszłam nawet dziesięciu metrów, kiedy głos Morgan'a zatrzymał mój żwawy krok.

- Pójdziemy się przejść?

Westchnęłam ostentacyjnie. Czy on serio nie może dać sobie spokoju? Jego wybujałe ego nie pozwala mu zawinąć czterech liter i pójść no nie wiem, na hale i potrenować rzuty do kosza, czy innego gówna?

Ale w sumie nie mam nic innego do roboty, bo Daphne nie ma w akademiku. Razem z Natem wyjechała na weekend do rodziców. Jestem sama i tylko dlatego zgodziłam się na ten cholerny głupi pomysł pójścia na spacer.

Przygryzłam wargę i podeszłam do niego. Zatrzymałam się tuż przed Booker'em, popatrzyłam mu głęboko w oczy i jedyne co w nich zobaczyłam to moje własne odbicie. Mentalnie przewróciłam oczami. Nie chcąc widzieć tego jego uśmiechu satysfakcji, walnęłam go barkiem w bark i ruszyłam w stronę lasu, który znajdował się po drugiej stronie Sparks University.

- To jaki miałaś pas w tym swoim karate? - zagaił, gdy przemierzaliśmy leśną ścieżkę.

Pogoda dzisiaj naprawdę dopisywała chociaż mamy październik. Słońce świeciło naprawdę mocno, sprawiając, że jesienne kurtki odeszły w zapomniane. Zamiast nich pojawiły się bluzy oraz przeciwsłoneczne okulary. I to jest naprawdę w porządku. Lubię takie pogody. Kiedy nie jest za zimno, przez co moje ręce tracą praktycznie czucie lub, gdy jest, aż za gorąco. Taka temperatura, gdy na termometrze nie ma nawet dwudziestu pięciu stopni jest najwygodniejsza.

Stay with me [WSTRZYMANE]Место, где живут истории. Откройте их для себя