Prolog

47 5 1
                                    

- JACOB! CHODŹ TU! - słyszę wołanie mamy z dołu.
- IDĘ, BOŻE! - krzyczę wyłączając komputer. Mama siedzi w kuchni, pijąc kawę i przeglądając coś w telefonie.
- Nareszcie - mruczy nie odrywając wzroku od telefonu. - Musimy pogadać.
- Nooo? - przewracam oczami.
- Przed chwilą dzwonił do mnie mój szef. Muszę wyjechać na tydzień. Problem w tym, że babcia jest w sanatorium i nikt nie może się tobą zająć - wzdycha.
- Mamo mam już trzynaście lat! Poradzę sobie! - krzyczę zdenerwowany. Czy ona naprawdę myśli, że nie potrafię sam się sobą zająć?
-  Chcę ci jedynie przypomnieć, że ostatni raz, gdy zostawiłam cię samego, spaliłeś dom ze swoimi znajomymi. Dlatego właśnie... - urywa i spogląda prosto na mnie.
- Dlatego właśnie co?
- Znalazłam ci opiekunkę, a raczej opiekunki. Przyjadą jutro rano.
- CO?! - krzyczę oburzony. - NIE, NA TO SIĘ NIE ZGADZAM!
Mama już ma coś odpowiedzieć, gdy rozlega się pukanie do drzwi.
- Olivier przyszedł! - myślę biegnąc w stronę drzwi. Przekręcam zamek, licząc że na progu drzwi zobaczę mojego znajomego, Oliviera.
- Niestety musiałyśmy przyjechać troszkę wcześniej, ponieważ jutro nie ma żadnego lotu do Kalifornii. - przede mną stoją dwie starsze ode mnie dziewczyny. Kobieta trzymająca drzwi, ma prawie metr osiemdziesiąt, i z niechęcią stwierdzam, że jest niezwykle ładna. Jej kruczoczarne włosy związane są w niechlujnego koka, pojedyncze kosmyki opadają na jej bladą twarz. Patrzy zdziwiona najpierw na mnie, a potem na swoją koleżankę, która poprawia okulary przeciwsłoneczne.
Patrząc na jej długie, szczupłe nogi, mimowolnie się rumienię.
- Mamy nie ma - mruczę pod nosem.
- Ooo, już jesteście! To jest mój synek, Jacob - krzyczy mama radośnie.
- Hej młody! - dziewczyna w okularach ściska moją rękę po czym wchodzi do domu rozglądając się. Mama pomaga jej wznieść walizki do domu.
- Ty jesteś Andrea, tak? - pyta ją.
- Tak - odpowiada z uśmiechem. - A to jest Victoria - wskazuje na czarnowłosą, która wygląda na znudzoną. Buja się na piętach, i przygląda się moim zdjęciom z dzieciństwa. W tym momencie mam ochotę spalić się ze wstydu.
- Niech się pani nie martwi, zaopiekujemy się pani synem! - mówi Andrea.
- Jeśli pozwolicie wyjadę troszkę wcześniej.
- Mhmmm. -  buczy Victoria, nie odrywając wzroku od obrazów.
Mama daje mi buziaka w czoło, po czym wystawia walizki przed dom.
- Pa Jacob, bądź grzeczny! Słuchaj się dziewczyn! - krzyczy wsiadając do taksówki.
Odjechała. Zostałem sam z dwójką nieznajomych mi kobiet.
- Chodź Jacob, umyjemy się - mówi Andrea.
- Jak to umyjemy się? - odsuwam się od niej.
- Ja umyję ciebie - uśmiecha się pedofilsko.
-CO?! - przygotowuję się do ucieczki.
- No chodź - przerzuca mnie przez ramię i niesie do łazienki. Próbuję wyrwać się tej obłąkanej kobiecie, ale ona jest zbyt silna.
- Jestem w końcu twoją opiekunką, no nie? - śmieje się i sadza mnie na kiblu.
- Zaraz zadzwonię na policję! - krzyczę, gotowy jej przypierdolić.
- Luz, żartowałam - przewraca oczami. - Nie jestem chyba aż tak zdesperowana. A poza tym mam już kogoś, komu napewno by się to spodobało...
Rozluźniam się, ale dalej utrzymuję dystans między mną a Andreą.

7 dni z JacobemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz