– Mam Józię i dwie osoby do poinstruowania, to wystarczająco. Przyznam, że niespecjalnie uśmiecha mi się czekać, już zapowiedziałem wizytę w tutejszym dworku.
– Och, jak sobie pan życzy... – wymamrotała mama. Jakby poszarzała przy tym panu.
– Dzień dobry – wymamrotała Józia. Nie podobało jej się to całe zamieszanie.
– Dzień dobry, Józefinko – mężczyzna uśmiechnął się do niej.
– To pan Melchior Gorajski, który stworzył twoją metalową rączkę. Podziękuj mu teraz ładnie – poleciła mama, poprawiając chustkę na głowie.
– Dziękuję – pisnęła Józia.
– Poczekaj jeszcze chwilkę z dziękowaniem i usiądź – polecił mężczyzna, klepiąc ławę, na której siedział.
Józia usiadła obok. Zerknęła na Jędrka i mamę, by się trochę uspokoić, ale to nie pomogło. Oboje wydawali się spięci, jakby w pomieszczeniu było widmo, a nie obcy, ale jednak człowiek.
– Proteza dobrze się sprawuje? – spytał mężczyzna.
– Dobrze.
– A nie ściska trochę?
– Odrobinkę.
– Daj mi ją tu. A wy patrzcie uważnie – dodał w stronę Jędrka i mamy.
Mężczyzna pochylił się nad mechaniczną protezą. Spoglądał na nią inaczej niż wszyscy we wsi. Józia pojęła, że dla niego to nie jest coś obcego i nienaturalnego, ale jego własne dzieło, które rozumie. Tak jak ona wiedziała, że lalka, którą sobie zrobiła była kawałkiem szmatki wypchanym słomą i obwiązanym kilkoma sznurkami, a małej Indze zdawała się dziwem. I czymś do jedzenia, ale dla Ingi wszystko było do jedzenia.
– Kalino, możesz podejść i się przyjrzeć? Teraz pokręcimy tu i tu... – mężczyzna przekręcił kilka dyngsów w protezie. – I gotowe. Czujesz różnicę?
Józia pokiwała głową.
– Wygodniej – oświadczyła.
– Cudownie. To teraz wyciągnij drugą rączkę.
Józia spełniła polecenie. Kilka kolejnych dyngsów zostało przekręconych, blaszki uniosły się, tak, że przez moment dziewczynka mogła dostrzec ukryte pod nimi zębatki.
– Och – wyrwało się jej.
Teraz metalowa rączka nie była krótsza od prawdziwej, stały się idealnie równe.
– Mam uproszczony rysunek, co i jak należy robić. Sądzę, że po takim pokazie sobie poradzicie. Jak nie, to wiadomo, gdzie można mnie znaleźć.
– Do miasta to my tak łatwo się nie wybierzemy. – Jędrek zmarszczył czoło.
– Wierzę, że sobie poradzicie – pan Gorajski wstał. – Dziękuję za miłą gościnę, niestety, muszę już jechać.
CZYTASZ
Ornamenty z atramentu. Opowiadania
FantasyZbiór różnych opowiadań, niekiedy powiązanych z moimi większymi projektami, niekiedy zupełnie osobnych. Najpewniej będzie tu dominowała fantastyka, ale może i coś obyczajowego się znajdzie. Zapraszam!
Nowa magia (cz. 2)
Zacznij od początku