One-shot.

966 104 32
                                    

Dawno, dawno temu w królestwie położonym za sześcioma górami, za sześcioma lasami i za sześcioma rzekami, królowi urodziła się córka. Dziewczynce nadano imię Roszpunka. Cały kraj świętował narodziny królewskiej potomkini. Wszystkim żyło się dobrze, aż do dnia, gdy miesiąc przed pierwszymi urodzinami królewny pewien wieszcz przepowiedział, że pierwszy męski potomek Roszpunki zniszczy całe zło na świecie. Król i królowa, zarazem szczęśliwi z roli ich wnuka w historii świata, byli przerażeni, ponieważ w pobliskiej krainie rządziła zła czarownica imieniem Hekate. Rodzice królewny bali się, że gdy wiedźma dowie się o przepowiedni, będzie chciała pozbyć się Roszpunki. Więc zdecydowali, że nie podzielą się ze światem tą radosną nowiną. Niestety, stało się. Nikt nie wie jakim cudem ( chociaż wszyscy podejrzewają tego sukinsyna Judasza ), Hekate poznała treść przepowiedni i postanowiła zabić Roszpunkę. Władca stwierdził, że musi wysunąć najcięższą artylerię. Zapowiedział, że pozbędzie się czarownicy, a na czas wojny z nią, zamknie królewnę w wysokiej wieży, aby wiedźma nie mogła jej nic zrobić.
Minął rok. Królowi i królowej udało się zabić Hekate, ale niestety oboje przypłacili to zwycięstwo życiem. Z powodu żałoby wśród ludu, wywołanej śmiercią ukochanego władcy, wszyscy zapomnieli o małej Roszpunce, cały czas zamkniętej w wieży.
Mijały lata ( tak, o Roszpunce nadal nikt nie pamiętał ). Królewna wyrosła na piękną blondynkę, o włosach sięgających od okna wieży, aż do ziemi. Żyła sobie w tej swojej twierdzy, zajmując się głównie czytaniem książek kucharskich ( oj nie czepiajcie się, innych nie miała ) i wymyślaniem niestworzonych historii o jakiś książętach na białych koniach.
W dzień swoich osiemnastych urodzin, Roszpunka jak zwykle wyglądała przez okno ( a co innego miała bidulka robić ), gdy nagle zobaczyła na horyzoncie jakąś postać. Okazał się, że jest to rycerz w lśniącej zbroi, jadący na czarnym rumaku. " Może to nie jest mój wymarzony książę, ale jakiś zawsze. " - pomyślała Roszpunka i z okna swojej wieży pomachała do nadjeżdżającego mężczyzny. Gdy ten podjechał pod kamienną budowlę i zdjął hełm, królewna zdała sobie sprawę, że rycerz jest młodszy, aniżeli początkowo sądziła. Miał na oko ze dwadzieścia lat. Nawet z tak daleka, jak z okna wieży było widać jego przydługie, krwistoczerwone włosy.
- Hej! - zawołała Roszpunka. Była to jej jedyna szansa na wydostanie się z tej cholernej wieży, nie zamierzała jej zmarnować. - Mam taką jedną prośbę...
- Słucham, pani. - czerwonowłosy, jak każdy rycerz był bardzo dobrze wychowany.
- Uwolnij mnie. - powiedziała władczym tonem. Co jak co, ale pomimo wychowania w wieży, charakterek godny królewny pozostał.
- Oczywiście, pani. - chłopak produkował się dalej.
- Okay, to plan jest taki: Ja spuszczę z okna mój warkocz, a ty się po nim wespniesz i mnie stąd wyciągniesz. - Roszpunka za nic by się nie przyznała, ale ten - mało inteligenty zresztą - plan układała w głowie dobre dziesięć lat.
- Dobrze, pani. - to już zaczynało być nudne.
Królewna, zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami, wyrzuciła przez okno swój bardzo długi, złocisty warkocz. Gdy rycerz począł wspinać się na górę, ukazał się pierwszy minus tego jakże genialnego planu. Otóż, choć nie znano wtedy praw fizyki, było ogólnie wiadomo, że potężny, dorosły mężczyzna jest cięższy od drobnej dziewczyny i raczej ją przeważy. No, ale jak widać Roszpunka nie grzeszyła inteligencją. Tak więc, gdy czerwonowłosy pociągnął za warkocz, królewna została w dosłownym tego słowa znaczeniu, wyciągnięta z wieży i spadła, na szczęście prosto w ramiona chłopaka, który szybko odstawił ją na ziemię.
- Dziękuje. A tak w ogóle to jestem królewna Roszpunka. - powiedziała z dumą.
- Książę Gerard. - skłonił się rycerz, nie, nie rycerz - książę. Roszpunka przyjrzała mu się. Z bliska okazał się bardzo przystojny. Lekko umięśniona sylwetka, wąskie usta, lekko zadarty nos i niesamowite brązowo-zielone oczy. Do tego czerwone włosy, które nadawały mu nieco drapieżnego wyglądu. Królewna, jak to na królewnę przystało, zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia.
- A więc, Gerardzie, skąd pochodzisz? - spytała zalotnie. Cóż, książę wiedział, że niestety to mruganie oczami to nie jest tik nerwowy.
- Mam zamek za...- nie było mu dane dokończyć, ponieważ to właśnie ten moment Roszpunka wybrała na spektakularne omdlenie. Byłaby prawię wyrżnęła pustą głową o kamień, gdyby nie świetny refleks czerwonowłosego, który w ostatniej chwili ją złapał. Cóż miał poradzić - przerzucił ją przez siodło i zawiózł do zamku położonego niedaleko.
Gdy dojechali do siedziby Gerarda, zmierzchało, jednak królewna nadal się nie budziła. Chcąc nie chcąc, powierzył opiekę nad nią służbie, która od razu zaniosła ją do sypialni. Po jakiejś godzinie książę wszedł do komnaty.
- Jest przytomna, ale na razie śpi. Trzeba sprawdzić, czy podczas upadku nic się jej nie stało. Może mieć na przykład guza mózgu, ale w to wątpię. Do tego trzeba mieć mózg, a u niej może być z tym problem. No nic, na razie musi odpoczywać. - powiedział lekarz.
- Dobrze, możesz iść. - odparł Gerard, chociaż wcale go nie słuchał. Był zajęty patrzeniem na Roszpunkę, która chociaż niezmiernie głupia, była wyjątkowo piękna. I gdy tak stał do sypialni wszedł jego przyjaciel i doradca - Frank. Był to niski brunet o długich włosach i złocistych oczach.
- Co, kolejny nabytek? - zakpił. To nie pierwszy przypadek, gdy znajdował w zamku jakieś ładne dziewczyny. Zaczynał posądzać Gerarda o to, że porywa je, a potem sprzedaje na różnych targach. " To dlatego kraj tak dobrze prosperuje. " - przeszło mu przez myśl.
- Raczej materiał na żonę. - odpowiedział nadal nie do końca przytomny książę.
- Co? - spytał niezbyt elokwentnie jego przyjaciel.
- No widzisz, jest ładna, jest księżniczką. - zaczął wyliczać Gerard. - Idealna kandydatka na żonę. A wiesz, że powinienem się niedługo ożenić.
- Ach, no to super, yyy...wybacz, muszę iść...bo...ten...obowiązki wzywają. - zaczął kręcić Frank, cofając się w stronę drzwi i wybiegł szybko na korytarz.
" Nie, to nieprawda. Przecież to miałem być ja! " dołował się w myślach. Bo nie było tajemnicą ( dla wszystkich z wyjątkiem księcia ), że Frank od dawna był zakochany w Gerardzie. Teraz zdecydował, że musi mu o tym powiedzieć. Zanim będzie za późno.
Książę zdziwił się odrobinę, gdy służba zakomunikowała mu, że jego doradca chce go natychmiast widzieć. Po drodze do jego komnaty zachodził w głowę co tym razem przeskrobał.
Owszem, zdarzyło się parę razy, że Frank go wzywał. Na przykład wtedy, gdy znalazł u niego w szafie dwóch nagich służących. Gerard nijak nie umiał mu wyjaśnić, jak oni się tam znaleźli. Pamiętał tylko butelkę whisky.
- Chciałeś mnie widzieć. - powiedział, gdy wreszcie dostał się do jego sypialni. Aż sam się zdziwił, że te korytarze są tak długie, że ma czas na takie przemyślenia.
- Tak. Musimy porozmawiać. - powiedział poważnie brunet.
- Co znowu przeskrobałem? - jęknął Gerard. Naprawdę bał się odpowiedzi. Po pijaku robił już różne dziwne rzeczy.
- Jeszcze nic. - zachichotał Frank. - Ale jesteś tego bliski.
- To znaczy? - czerwonowłosy odetchnął z ulgą.
- Nie wiem, czy ślub z Roszpunką to taki dobry pomysł.
- Niby dlaczego? - i całe odprężenie szlag trafił. On też tak uważał, ale nie miał za bardzo wyjścia. Cały lud oczekiwał jego ślubu.
- Bo ja cię kocham, Gerry. - powiedział ledwo dosłyszalnie.
Księcia, potocznie mówiąc zatkało.
Podniósł drżącą rękę i palcami uniósł podbródek swojego towarzysza, spoglądając mu w oczy.
- Naprawdę? - próbował ukryć nadzieję w swoim głosie, jednak niezbyt mu się to udało. Frank tylko kiwnął głową.
- Ja ciebie też. - wyszeptał Gerard, całując go delikatnie w usta.
Służąca, która dziesięć minut później weszła do sypialni, równie szybko stamtąd wyszła. Po tylu latach podchodów należy im się trochę prywatności.
Gdy następnego ranka Roszpunka wyszła ze swojej sypialni, aby poszukać księcia, znalazła go w sali tronowej, rozmawiającego z jakimś niskim brunetem. Chcąc nie chcąc, podsłuchała fragment ich konwersacji.
- A co z tą blondynką?
- Nie wiem, chyba trzeba ją odstawić do tej wieży.
Na te słowa królewna wpadła do komnaty.
- Nie, błagam, nie odsyłaj mnie tam! Mogę zrobić wszystko, byleby tam nie wracać! O, na przykład umiem gotować. - łkała.
Frank i Gerard spojrzeli po sobie i wymienili porozumiewawcze uśmiechy. Ich kucharz nie nadawał się do niczego.
Niedługo po tym, zamek był świadkiem najbardziej wystawnego i największego wesela w historii. Roszpunka została świadkową na ich ślubie. Przez cały ten czas zdążyła zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, bo pomimo tępoty umysłowej, była naprawdę dobrą kucharką. Jak widać kilkanaście lat czytania książek o gotowaniu na coś się przydało. Bardzo polubiła tez świeżo upieczonych małżonków - każdy ich pocałunek czy gest komentowała jako "słodki" lub "uroczy". Poznała też służącego, który odwzajemniał jej zainteresowanie.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

RoszpunkaWhere stories live. Discover now