Część Czwarta

18.3K 825 6.9K
                                    

Słów: 9594

Nawiązanie do rozdziału siódmego. (IAM)

Po powrocie do swojego domu uniknąłem zbędnych pytań mamy, gdzie byłem, zignorowałem pytające spojrzenia sióstr i od razu udałem się do siebie na górę, dopiero znalazłszy się tam pozwalając, aby szeroki uśmiech rozciągnął się na moich ustach. Być może nie powinienem sobie robić nadziei, ale wiedziałem już, że Harry znów mi zaufał i tym razem uwierzył w to, że mi zależy. Bo zależy. Udowodniłem to stając z jego obronie, stawiając się własnemu przyjacielowi i, co najważniejsze, zrywając z własną dziewczyną, która nie była oczywiście ani trochę ważniejsza, niż Harry.

 Długo siedziałem tak i myślałem, jednak około północy stwierdziłem, że chyba czas spać. Zerknąłem za okno, jednak mój wzrok zatrzymał się tam na dłużej, widząc, że żaluzje Harry'ego były odsłonięte — po raz pierwszy od dłuższego czasu. 

*** 

 Następny dzień... cóż, zapowiadał się bardzo ciekawie. Popijając niezdrowy napój energetyczny grałem całą poranek w konsolę w salonie, tym samym wygrywając walkę o to, kto zajmuje telewizor. Fizzy chciała obejrzeć jakiś program o modzie, bliźniaczki chciały oglądać bajki, a Lottie... a Lottie całymi dniami siedziała w swoim pokoju, co swoją drogą nie dawało mi spokoju. Być może to po prostu fakt, że dorastała, a ja nie umiałem zaakceptować tego, że moja mała siostra powoli staje się dorosła. Pomimo tego, że miała dopiero czternaście lat. 

 Kiedy odłożyłem na chwilę pada i ruszyłem do łazienki, w połowie drogi zatrzymała mnie mama, informując o tym, że Harry przyjdzie do nas dzisiaj na obiad. I przysięgam, że musiałem udawać, że kaszlę i zakryć sobie usta dłonią, ponieważ chwilę później, za drzwiami łazienki oparłem się o nie i uśmiechnąłem się szeroko. Uśmiechałem się jak idiota przez dobre dziesięć minut, walcząc ze zdenerwowaniem, które towarzyszyło nadchodzącemu spotkaniu mojego prawie-chłopaka. Ponieważ wiedziałem, że byliśmy kimś, że po tym wszystkim nie mogliśmy nie zdawać sobie z tego sprawy. Przynajmniej miałem taką nadzieję, że Harry myśli tak samo, jak i ja. 

 W miarę szybko wskoczyłem pod prysznic i pobiegłem za górę, zapominając już o grze, w którą nie dokończyłem grać. Teraz liczył się Harry, tylko i wyłącznie Harry, dla którego byłem w stanie poświęcić nawet i to — swoją pasję. Ubrałem świeże ciuchy, wypryskałem się ulubioną wodą kolońską (która, mam nadzieję, była ulubioną Harry'ego) i przez pół godziny czesałem włosy, zastanawiając się, czy ułożyć grzywkę na prawo, czy może tym razem na lewo. Zdecydowałem się w końcu na roztrzepane we wszystkie strony włosy, które swoją drogą okropnie mnie wkurzały, jednak nie mogłem zabronić im żyć własnym życiem. 

 Chyba nie wyglądałem aż tak źle w dresach i wymiętej koszulce — lubiłem taki styl i miałem nadzieję, że Harry'emu również on się spodoba. Pomimo, że byłem w nim zakochany (wciąż na myśl o tym skręcał mi się żołądek), to nie zamierzałem ubierać dla niego garnituru... chyba. 

 Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi od razu zbiegłem na dół, prawie potykając się na schodach. Do mojego nosa dotarły przyjemne zapachy z kuchni i z jadalni, kiedy stanąłem w korytarzu, ostatnio raz poprawiając się w lustrze i otworzyłem drzwi. 

- Hej — posłałem mu uśmiech, przepuszczając go w drzwiach. Znów poczułem ten cholerny skręt żołądka, widząc, jak ściąga z ramion i odwiesza na wieszak moją bluzę, która od jakiegoś czasu należała do niego. I wcale nie byłem o to zły, wręcz przeciwnie. — Fajna bluza 

 Od razu skierowaliśmy się do salonu i podczas obiadu posyłałem Harry'emu delikatnie uśmiechy, zachowując jednak ostrożność, aby nie być przyłapanym przez żadną z sióstr, a już na pewno mamę. Z dumą również obserwowałem jego wiecznie zarumienione policzki, spowodowane oczywiście tym, że byłem blisko. Och, gdyby on wiedział, w jaki sposób działał na mnie! 

Thinking Out Loud  (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now