𝐭𝐰𝐞𝐧𝐭𝐲

65 3 0
                                    

Źrenice Saturn w jednej chwili się zwęziły, patrząc w stronę drzwi. Pukanie dochodziło z dołu, ale te drzwi nie należały do najgrubszych.

Rudowłosa dźwignęła się na nogi i jednym ruchem ręki pokazała chłopakowi by się schował. Otworzyła drzwi i powolnym krokiem zeszła na dół. Naprawdę nie spieszyła się na spotkanie z MACUSĄ albo co gorsza – jej matką. Kiedy doszła do drzwi wyjściowych, spojrzała przez fizjer i oddech momentalnie jej się zatrzymał. Z zrezygnowaniem otworzyła drzwi, szykując się na poważną jadkę.

— Witaj. — rzuciła jej mama i ze spokojem ją wyminęła.

— Cześć. — odparła drętwo Saturn, błagając by mogła wrócić na górę.

— Co tak stoisz? Pomóż mi! — rozkazała jej matka, podając jej dwie ciężkie torby. Saturn z lekkim trudem je dotachała na blat, poczym z głośnym westchnieniem opadła na krzesło. — I odrazu się zmęczyłaś? Kochana, to jak ty chcesz prowadzić dom?

— Nie chce.

— Tak samo jak ja nie chce o tym słyszeć.

— Dlaczego wróciłyśmy do tematu ustatkowania się? Przecież przerabiałyśmy to dwa lata temu. Już wolałam jak ciągle się mnie o coś czepiałaś. — burknęła, skubiąc kawałek usmolonej spódnicy, poczym szybko klasnęła w dłonie i się podniosła. — Wiem! Widziałaś jakąś wypudrowaną Candy, Amandę albo inną Mary i była ze swoim o dziesięć lat starszym narzeczonym! To dlatego to wszystko Ci wróciło. — rzuciła Saturn, posyłając swojej matce tryumfalne spojrzenie.

— Dobrze. Możesz już iść. — westchnęła jej matka, a rudowłosa pognała szybko na górę, prawie wywalając się na schodach. Zanim jeszcze dotarła do swojego pokoju, wtargnęła do łazienki po apteczkę i wróciła.

Chłopak stał przy jedynej komodzie i patrzył się na zdjęcia dziewczyna za czasów, kiedy jeszcze chodziła do szkoły baletowej. Rudowłosa uśmiechnęła się lekko, poczym szybko do niego podreptała. Credence miał się już odwrócić, jednak gdy zobaczył duże i ciemne oczy dziewczyny, lekko podskoczył przerażony.
— No nie powiem, kryjówka jak znalazł. — zaśmiała się cicho Saturn, nie chcąc znowu denerwować bruneta.

— Po co Ci to?

— A to?

— Przecież mówiłem że nic mi nie jest...

— To sobie to wmawiaj, tylko nie przychodź kiedy Ci się tam wda zakażenie, wszystko zaropieje a ty trafisz do szpitala z jakimś choróbskiem. — to był ostatni klucz do wygranej dziewczyny.

𝐅𝐑𝐄𝐀𝐊𝐒.         𝐅𝐀𝐍𝐓𝐀𝐒𝐓𝐈𝐂 𝐁𝐄𝐀𝐒𝐓 Where stories live. Discover now