«~𝕊ℍ𝔼~»

206 15 20
                                    

  Pierwszy weekend wyścigowy w roku 2022, a Daniel Ricciardo miał już dość, już był podłamany i czuł się jak rok temu, kiedy było mu naprawdę ciężko w McLarenie. Do tego to niedawne zakażenie koronawirusem... Ech po prostu katastrofa. Wszystko na nowo zaczynało się walić.

   A przecież tamten sezon skończył się tak dobrze i to z podium na koncie, które było zwycięstwem w wyścigu, ale i dubletem.

  A teraz? Wlókł się na końcu stawki - było to znajome i bardzo bolesne, bo nie chciał wracać do tych ciężkich czasów sprzed roku, ale życie go nie słuchało i było brutalne w obejściu z jego osobą. Powinien przywyknąć, bo to nie pierwszy, ale i zapewne nie ostatni raz, ale jakoś mu nie wychodziła ta sztuka.

  Przygnębiony po wyjściu z bolidu snuł się do motorhome'u zdejmując przy okazji rękawice, hansa, kask i balaklawę.

  Wzdychał ciężko raz po raz nie mogąc tego wszystkiego przetrawić, a zwłaszcza się z tym pogodzić.

  Przysiadł w końcu na pobliskim krawężniku i obserwował ludzi w padoku popijając napój z bidonu.

  Już na zaś obawiał się kolejnego wyścigu, kolejnej porażki, kolejnego bólu.

  - Daniel? Ktoś na ciebie czeka w twoim pokoju - podeszła do niego w pewnym momencie i przykucnęła blondwłosa pracownica McLarena z uśmiechem na twarzy.

  Zdziwił się, odstawił bidon i resztę swych rzeczy ma bok.

  - Na mnie? Ale kto?

-   Idź i sam się przekonaj. - zachęciła go.

  Niezbyt chętnie zebrał się z betonu wzdychając przy tym ciężko i cierpiętniczym krokiem ruszył ku budynkowi przed nim w kolorze papai.

  Szedł a pracownicy poklepywali go pocieszająco lub mówili coś, co miało mu polepszyć humor, on jedynie odpowiadał skinieniem głowy lub wymuszonym uśmieszkiem i szedł dalej.

  Gdy pokonał schody i stanął przed drzwiami do swojego pokoju, zawahał się nie wiedząc co go może czekać, ale wiedząc natomiast, że musi to zrobić dlatego też otworzył je szybkim ruchem.

  - Cześć, Danielu! - usłyszał prawie na wstępie te dwa radosne słowa.

  Ta radość. Ten głos. Nie mógł uwierzyć, że ona tu jest. Tak, ona - jego dawna fizjoterapeutka. Jego platoniczna miłość z której mniemał, iż się wyleczył, ale to było nieprawdziwe stwierdzenie, ponieważ teraz jego serce biło jak po przebiegnięciu maratonu na jej widok.

  Pierwszym co rzuciło mu się w oczy to fakt, iż musiała już zostać mamą, ponieważ nie widział ciążowego brzuszka, ale gdyby o tym nie wiedział, iż spodziewała się dziecka to nie domyśliłby się w żadnym stopniu, ponieważ jej figura była bez szwanku, zupełnie taka sama jak lata temu kiedy była przy nim.

  Nie był w stanie wydusić żadnego słowa, do jego oczu napłynęły łzy, drgnął, ruszył i złapał ją w mocnym tęsknym uścisk. W mig go odwzajemniła i zaczęła go uspokajająco gładzić po plecach, tak jak kiedyś to robiła.
  Australijczyk, trzymając ją w tym szczelnym, pełnym tęsknoty i jego miłości względem jej osoby uścisku w końcu nie wytrzymał i najzwyczajniej na świecie zaczął płakać - ze wzruszenia, ze szczęścia, z niedowierzania, z ukrytej przed nim samym głęboko w jego duszy tej tęsknoty o której nie miał zielonego pojęcia, ale co najważniejsze płakał również z powodu tej nieszczęśliwej miłości do niej z której nadal nie umiał się wydostać...

  Tak, tego mu jednak brakowało i to cholernie. Tego mu było trzeba. Wsparcia. Czułości. Dotyku. Jego... ukochanej. Leczyła go tak jak i lata temu. Sprawiała, że rzeczywistość nie była taka straszna, a po prostu do zniesienia.

  Chciał by to nigdy się nie skończyło, by ten moment trwał wiecznie, by ona tu była wiecznie, bo jego miłość do niej była najzwyczajniej wieczna, nie do wyparcia, nie do wypalenia, nie do wykorzenienia.

She is here | ONE-SHOT | Daniel RicciardoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz