ROZDZIAŁ 8

40 1 0
                                    

„It's you
It's always you
If I'm ever gonna fall in love
I know it's gon' be you"

Wstałam na długo przed budzikiem, gdyż promienie słońca wpadające przez okno okazały się dużo skuteczniejsze, jeśli chodzi o obudzenie mnie. Pomimo wczesnej pory nie chciało mi się nawet ponownie zasypiać jeszcze na te ponad pół godziny, które zostało mi do 7:00. Podeszłam do okna i odsłoniłam rolety. Niebo było praktycznie bezchmurne, a leżące na trawie gdzieniegdzie plamy śniegu już praktycznie się roztopiły. No cóż, końcówka stycznia, a pogoda iście wiosenna. Aż chce się żyć - podpowiadało coś głęboko w moim umyśle. I faktycznie, dzisiaj mój humor po raz pierwszy od dłuższego czasu był wyśmienity. Może to dlatego, że wczoraj udało mi się bezproblemowo zaliczyć jeden z trudniejszych przedmiotów? A może dlatego, że z kolei na dzisiejsze zaliczenie czułam, że jestem bardzo dobrze przygotowana? Albo po prostu byłam szczęśliwa z tego powodu, że poprzedniego dnia dosłownie wpadłam na Konrada w pobliżu stacji kolejowej? Chociaż jak można się domyślić, spieszył się on na pociąg, to nawet te kilka minut spędzone w jego towarzystwie dały mi, można powiedzieć, zastrzyk energii i motywacji na przeżycie czekających mnie dosyć ciężkich dni na uczelni. Powtórzyłam jeszcze w głowie najważniejsze definicje na dzisiejsze kolokwium, a potem niespiesznie udałam się na dół, żeby, co w ogóle rzadko mi się zdarzało, zjeść śniadanie, a potem ogarnąć się do wyjścia.
W drodze na uczelnię spotkałam jeszcze dawno niewidzianą koleżankę, która zaproponowała mi, żebym po sesji, obojętnie, czy zdanej, czy nie, wpadła do niej na winko i ploteczki. Oczywiście nie mogłam odmówić takiej propozycji, dlatego nawet taka, zdawałoby się, pierdoła jeszcze bardziej polepszyła mój nastrój. No dobra, a teraz pora na napisanie tego cholerstwa, żeby chociaż to mieć już z głowy!

Wyszłam z sali jako jedna z ostatnich osób, ale nie obchodziło mnie to. Ważne, że miałam przekonanie, że poszło mi nawet lepiej, niż początkowo zakładałam. Wspaniale! W końcu mogłam chociaż na chwilę się odstresować. Postanowiłam, że od razu po zakończeniu pisania wrócę do domu, żeby jak najszybciej zacząć się uczyć do kolejnego zaliczenia. Akurat takie podejście było u mnie rzadko spotykane, ale czułam jakąś taką naprawdę silną wewnętrzną motywację, co oczywiście było tylko i wyłącznie pomocne. Jak sobie postanowiłam, tak miałam zrobić i gdy już czekałam na przystanku na powrotny autobus do domu, dostałam wiadomość od mojego chłopaka, która brzmiała następująco:
Nie chciałabyś wpaść do firmy? Dzisiaj mało ludzi, szefowej też nie ma ;)
O kurde, no tego to się nie spodziewałam, serio. Ale przecież nie ma opcji, żebym odmówiła i tym samym straciła okazję na spotkanie się z nim. Niemal błyskawicznie odpisałam:
Jasne, że chcę! Daj mi 10 minut i już jestem

Bardzo się cieszę, tylko się pospiesz, już odliczam te 10 minut ;)

A zobaczysz, zaskoczę cię i będę nawet wcześniej ;)
I po napisaniu tych słów wrzuciłam telefon do torebki i nie czekając już na żadną odpowiedź, jak najszybciej udałam się w stronę firmy. Momentami nawet biegłam, co umożliwił mi właśnie brak śniegu na chodnikach, i po kilku minutach z impetem otworzyłam drzwi do budynku. Po schodach na górę wbiegłam jak jakiś maratończyk. Mało co nie przewracając się na „zakręcie", wparowałam do pomieszczenia, gdzie pracował Konrad. Bez przywitania spojrzałam na zegarek i bezceremonialnie ogłosiłam:
- Osiem i pół minuty. Chyba pobiłam życiowy rekord, jeśli chodzi o czas dotarcia tutaj spod dworca autobusowego - spojrzałam na niego niemal dumnym wzrokiem. On tylko uśmiechnął się pod nosem i podsumował:
- Widzisz, jak chcesz, to potrafisz się pospieszyć...
- No wiesz co... - teraz zrobiłam minę obrażonej - gdybym nie miała powodu, to bym się wcale nie spieszyła.
- Wiem kochana, tak sobie tylko mówię, ale sama przyznaj, że na wakacjach to raczej niezbyt wcześnie pojawiałaś się w pracy - znowu spojrzał na mnie znad monitora i się zaśmiał. Chciałam coś ciętego odpowiedzieć, ale powiedział przecież samą prawdę, nigdy specjalnie nie spieszyło mi się rano do biura. No, może poza kilkoma wyjątkami, ale było to spowodowane tylko tym, że jak najszybciej chciałam go zobaczyć... Niby to było tak niedawno, a od tamtej pory tyle się zmieniło...

Do następnego lataWhere stories live. Discover now